3. Tonks zabiera mnie na zakupy.

1.4K 93 6
                                    

Wiedzieliście, że połączenie nalewki z korzenia mandragory ze sproszkowanym rogiem jednorożca i cynamonem powoduje halucynacje?

Ja też nie.

No cóż, widocznie nie wolno mieszać magicznych substancji, jeśli nie ma się doświadczenia ani wiedzy... ale człowiek uczy się na błędach.

Tonks mnie znalazła. Podobno wykłócałam się z tą starą Black na korytarzu, twierdząc, że czysta krew wyszła z mody.

Tak rozśmieszyłam tym Tonks, że nie mogła złapać tchu. Ciąża jej nie służy. Wolałam, jak ta kobieta była choć odrobinę poważna. Zaletą naszego wspólnego mieszkania są chyba tylko jej fascynujące włosy. Dziś barwy jasnego błękitu.

Każdy z mieszkańców Grimmuald ma jakieś zajęcie. Molly wraz z Arturem remontują Norę, czego serdecznie współczuję temu mężczyźnie. Fred, George i Harry kombinują z Czarodziejskimi Dowcipami Weasleyów. Remus chwyta się przeróżnych prac, prawdopodobnie jeżdżąc na każdą misję w Zakonie. Dziś chyba wymazuje pamięć premierowi. Ginny waży kolejne eliksiry, pytając co chwilę Snape'a o radę. Ten z kolei ma jej chyba serdecznie dosyć. Tonks stara się ugotować coś zjadliwego. Ja czytam i zaglądam do Nietoperza. Wczoraj wpadła też McGonagall i ochrzaniła tłustowłosego, jej jedynego nauczyciela Eliksirów i Obrony Przed Czarną Magią. Typ w końcu dostał tę robotę. Dobrze, że nie muszę się z nim męczyć w Hogwarcie.

Ruda naskoczyła na mnie rano, od razu wylewając na mój zakuty łeb kubeł zimnej wody. Dostarczy mi jeszcze tylko jedną porcję eliksirów, a potem powie soczyste sayonara.

Ale przecież ja się nie zmieniam. To oni pędzą do przodu ze swoimi marzeniami, zostawiając moją osobę w tyle. Ron odszedł. Harry spędza szesnaście godzin poza bazą. Ginny ma mnie gdzieś. Zostaje mi Tonks. I Snape. Ale on się nie liczy.

Całe dnie spędzamy razem siedząc w kuchni. Ja znad tomiszczy obserwują jej włosy, gdy krząta się między garami.

- Będę beznadziejną matką - mówi.

Kręcę głową.

- Nie masz racji,

Zbliża się dwunasta, pora odwiedzenia stracha, co przestał być straszny jakieś milion chwil temu, czyli ledwie wczoraj. Biorę w rękę tacę z niejadalnymi pierogami, Tonks bierze kompot i niemal siłą ciągnie mnie do tej mrocznej pieczary. Nie mam ochoty słuchać z jego ust haseł typu: "Granger, ale ty jesteś głupia", "Nie guzdraj się tak, dziewczyno", "Nic mnie nie boli, idiotko" i "Oddaj mi różdżkę!". Przy dwóch ostatnich zazwyczaj zaciska zęby z bólu.

Jesteś idiotą, Snape.

- Severus potrzebuje towarzystwa, Mionko - zauważa Dora, a mną szlag trzaska. Jeśli on potrzebuje towarzystwa, to ja nie potrzebuję nowej paczki fajek. Zapas mi się kończy.

- Czego chcecie? - pyta Mistrz Eliksirów, gdy wkraczamy do jego pokoju.

- Posiłek - odpieram.

- Pogadać o pogodzie - rzuca Tonks w tym samym momencie.

- Z Granger se pogadaj. - Najwidoczniej mnie olał.

- Ale wolę z tobą, Sev.

- Uważaj, Nimfadoro, ze słownictwem, bo ci wody odejdą.

W drugim miesiącu? Słabo.

- Nie. Mów. Do. Mnie. Nimfadoro! - kobieta syczy przez zęby.

- Dobrze, Nimfadoro.

Krzyk wściekłej metamorfomag wypełnia pokój.

Severus Snape pociąga łyk herbaty, z widoczną satysfakcją na twarzy. Ma na sobie czarne spodnie i koszulkę, przez co jego aura nie wydaje się już być taka dominująca, jak przy ciemnych szatach. Zauważam, że nawet na bosych stopach ma wiele blizn. Znajduję się z dwoma najbardziej hipnotyzującymi osobami w moim świecie. Jeszcze chwila i mi odbije. Nie wiem, na czym zawiesić wzrok.

Majestat | SevmioneWhere stories live. Discover now