8. Aż marzę o chwili wytchnienia.

1K 69 6
                                    

Znów ono. To uczucie spadania w bezkresną czeluść, która pochłania mnie aż po same krańce członków.

Mam wrażenie, że mijają długie, mozolne godziny, a nie minuty skwapliwie odliczane przez wskazówki zegara. Może to sam środek dnia, może jesieni. Wiem za to, że chciałabym, aby wszystko się już skończyło. Ta głupia wojna, ciągłe niepewności oraz strach - to on jest w tym wszystkim najgorszy.

Słyszę cichy płacz. Miękkie włosie gładzi mi policzek. Oraz ciche przekleństwa, które zdają się takie znajome. Lecz do kogo należą?

Białe, białe rażące światło, które razi mnie w oczy.

I jeszcze przeraźliwe zimno, które na mnie czeka wraz z nim.

- Miona?

Jakby z odległej przeszłości.

- Profesorze! Profesorze! Obudziła się.

Ale kto?

- Przecież zauważyłem, idiotko.

Chodzi o mnie?

- Zamknijcie się, imbecyle. Nie widzicie, że dziewczyna aż się krzywi na waszą tępą wymianę zdań?! - Kolejny głos, dźwięczniejsze niż śpiew słowika. Bliższy mi niż własny strach. Już wiem, do kogo należy.

Tonks? Tonks!

Co się ze mną stało? Gdzie podział się Harry? Mam nadzieję, że nic mu się nie stało.
Najgorsza jest jednak świadomość, że aby powrócić, muszę przedostać się przez własną skalę niepewności, poczuć przeraźliwe zimno jestestwa. To jest tak, jakbym spała w bardzo ciepłym kokonie i nagle zostałabym oblana kubłem zimnej wody na dwudziestostopniowym mrozie.

Ale muszę. Nie mam wyjścia. Oni mnie potrzebują.

- A mogę wylać na nią wiadro pomyj?

- A kto cię tu w ogóle wpuścił, tleniona fretko?

- Moja najdroższa kuzynka, ruda łasico.

I choć ogarnia mnie zimno, a w głowie dwanaście krasnoludów wali kilofami, zdołuję się otworzyć oczy i się odezwać:

- A moglibyście przymknąć choć na chwilę wasze brzydkie mordy?

A oni nie przymykają, tylko szerzej je otwierają.

- Obudziła się, buahahahah - dobiega mnie głos Malfoya. - Cudnie wyglądałaś w tej bieliźnie, szlamo.

- Żadnych szlam - warczy Tonks, waląc kuzyna po głowie starą szmatą.

- Inaczej będziesz spał pod mostem, młodzieńcze - dodaje Snape ponurym tonem, przyglądając mi się spod zmrużonych oczu.

- Z tyfusem jako przyjacielem - kończy Ginny i zarzucając swoim warkoczem, obejmuje mnie, jakby nie chciała już nigdy puścić mej szyi.

- Długo spałam? - pytam.

- Za długo, głupia dziewucho - odzywa się Snape. - Twój organizm był wycieńczony, powinnaś więcej jeść, dłużej spać i przestać palić. Inaczej czeka nas porażająca zguba: widmo świata bez głupiej, wszystkowiedzącej Granger.

Tonks znów zaczyna chichotać jak opętana. A może Remus dodaje jej czegoś do herbaty? Wciąż nie myślę logicznie, ale jednak...

- Severusie, ależ ty dzisiaj jesteś wylewny - odpowiadam, akcentując ostatnie słowo. - A tak na marginesie, powinieneś obciąć włosy. I je umyć...

- ... naprawdę pożądnie. - Malfoy nadąża za moim tokiem myślenia. Uśmiecha się do mnie lekko, puszczając oczko.
Nie poznaję go.  Gdzie się podział nadmuchany przekonaniami ojca buc sprzed pięciu miesięcy? Ten sam, który wyzywał mnie przy każdej okazji i nie pozwalał mi spać po nocach, gdy myślałam o swoim upokorzeniu. Powinnam go nienawidzić, ale jakoś nie potrafię. Jakby krzywdy wyrządzone przez niego na przestrzeni tych wszystkich lat, nagle straciły na wartości.
A może to ja na niej tracę. W tym popapranym świecie wszystko jest możliwe.

Majestat | SevmioneWhere stories live. Discover now