Rozdział 4 - „Gdy boisz się świateł dnia..."

447 28 6
                                    

Łzy płynęły po jej policzkach, a przecież nie zrobił jej jeszcze nic strasznego. Rozerwana szata, zaklęcie, które rozcięło jej górną wargę i o ile się nie myliła, zaklęcie, które sprawiło, że spuchło jej lewe oko. Te łzy jednak pojawiły się ze strachu. Przeraziła się, gdy dosłownie się na nią rzucił. To było jak ziszczenie się koszmaru, choć dotyczyło tylko pewnej jego części. Teraz jednak strach się wzmógł. Ktoś dobijał się do drzwi komnat. Draco chyba nie zareagowałby tak gwałtownie, gdy to był ktoś mile widziany...
Leżała płasko na ziemi przed kominkiem, wciąż cicho szlochając. Naprawdę czuła się tak, jakby przeżywała jedne z najgorszych chwil w życiu. Zawsze była zorganizowana, przygotowana na każdą ewentualność, znająca odpowiedź na prawie każde pytanie.
A teraz?
Nie wiedziała, co ją czeka za chwilę, jaki los może ją spotkać dosłownie za parę minut.
Draco, wyglądający na opanowanego, podszedł do drzwi i je otworzył.
– Czemu to zawdzięczam wizytę tak miłych gości? – mruknął, wpuszczając do swojego salonu swego ojca oraz towarzyszącego mu Mistrza Eliksirów.
Hermiona lekko uniosła głowę, by zobaczyć kto przyszedł, po czym od razu z powrotem się położyła i wbiła wzrok w sufit. Nie miała najmniejszej ochoty patrzeć na Lucjusza Malfoya.
– Witaj, synu. Przyszliśmy sprawdzić, jak się sprawuje twoja nowa zabawka – zarechotał Lucjusz.
– Znośnie, choć już kilka razy miałem ochotę odciąć jej język. – Draco odpowiedział niemal nonszalancko, po czym podszedł do Hermiony i kopnął ją ciężkim butem, prosto w żebra. Choć kopniak z pewnością mógł wyglądać na silny, tak naprawdę jego noga ledwie musnęła jej bok. Mimo to dziewczyna pisnęła, jakby naprawdę zabolało, podejrzewając, że tego właśnie oczekuje od niej jej pan.
– Wstawaj, szlamo! Nie wypada byś przy gościach tarzała się po ziemi jak zwierzę – warknął na nią, po czym złapał za ramię i podniósł do pionu. Lucjusz i Severus usiedli w tym czasie na kanapie.
– Niewiele lepsza od jakiegoś zwierzęcia, synu, to najpospolitsza suka – zaśmiał się Lucjusz. Draco spojrzał na swojego ojca i uśmiechnął się lekko.
– Jeszcze może mi się na coś przydać. Jak dobrze pójdzie, to zostanie odpowiednio wytresowanym zwierzątkiem swojego pana, prawda, dziwko? - Młodszy blondyn mocno złapał za jej podbródek, tak, by spojrzała mu w oczy. Jego własne były pełne pogardy dla jej osoby.
Nienawiść, obrzydzenie i złość buzowały w jej ciele na granicy wybuchu. Wiedziała jednak, że jej wzrok i cała postawa muszą wyrażać pokorę. Draco nie skrzywdził jej, gdy byli sami, a teraz zachowywał się jak jakiś pokręcony sadysta. Miała wrażenie, że odgrywa on tylko pewną scenkę na potrzebę chwili... Wolała więc grać razem z nim, niż narazić się na jakąś prawdziwą karę.
– Jak sobie życzysz, panie – mruknęła, pokornie opuszczając głowę i wbijając wzrok w swoje bose stopy.
– Suka, ale przynajmniej taka, która wie, gdzie jej miejsce – syknął jadowicie Draco, po czym popchnął ją tak, że opadła na kolana tuż przy kanapie.
– Nieźle sobie z nią radzisz Draconie. Czarny Pan będzie zadowolony – odezwał się Snape.
– Trochę mało poobijana jak na niewolnicę. Już ja dałbym jej szkołę! - warknął Lucjusz, sięgając dłonią do jej włosów i szarpiąc je boleśnie, tak, by odchyliła głowę do tyłu.
– Wiesz, ojcze, że nie lubię brzydoty. Szlama jest obrzydliwa z powodu swojej krwi, ale ciało ma niezłe. Nie będę oszpecał jej bliznami, przynajmniej na razie – Draco mówił to tak obojętnym tonem, jak gdyby opowiadał o pogodzie, jednocześnie wyjmując ze swojego biurka trzy szklanki i butelkę whisky.
Hermionie łzy napłynęły do oczu, gdy Lucjusz bezlitośnie szarpał ją za włosy, ale nawet nie jęknęła w ramach protestu. Wiedziała, że jakikolwiek opór sprowadziłby na nią tylko kłopoty.
– Masz tę wrażliwość na piękno, po swojej matce. Wypleniłbym to z ciebie, gdybym tylko mógł – burknął Lucjusz, wciąż trzymając rękę na głowie Hermiony, a drugą sięgając do jej rozerwanej szaty, tak, by móc dotknąć jej piersi. Nim jednak zdążył to zrobić, dziewczyna znów poczuła uścisk młodszego Malfoya na swoim ramieniu, a zaraz potem została postawiona na nogi.
– Po tobie mam tę cechę, że nie lubię się dzielić, więc nie obmacuj mojej niewolnicy bez mojej zgody – poinformował zimno ojca, po czym przeciągnął Hermionę na drugą stronę kanapy i posadził na podłodze obok Severusa. Zaraz potem wrócił do biurka, by nalać whisky i poczęstować nią swoich gości.
– Jaki zaborczy! - zaśmiał się Lucjusz, odbierając drinka. – Pamiętaj, że w razie twojej nieobecności to ja ją dostanę pod opiekę! Wtedy pozna smak prawdziwej gościnności Śmierciożerców – rechotał lubieżnie.
– W razie mojej nieobecności dostanie ją ten, którego wyznaczę. Nie wiem, czy chciałbym zbierać z niej to, co bym zastał, gdyby trafiła do ciebie – burknął Draco, jednym łykiem wypijając całą zawartość swojej szklaneczki.
– Nie umiesz się z nią odpowiednio obchodzić, synu. Szlama u mnie nauczyłaby się prawdziwej pokory!
– Daj spokój, Lu. Chłopak i tak nieźle ją ustawił. Nie widzisz, jaka jest grzeczna? Pierwszy raz widzę Granger z zamkniętą buzią – wtrącił się Snape.
– Rzuciłeś na nią w nocy silencio? Nie słyszałem, by się darła w czasie waszych zabaw – zapytał dociekliwie blondyn.
– Rzuciłem zaklęcie na komnaty, bo nowa własność Notta krzyczała tak, że aż uszy bolały.
– Podobno magomedycy mieli problem, by ją połatać, gdy ich wreszcie wezwał – zachichotał Lucjusz, a Hermiona drgnęła nieznacznie, gdy jej serce ścisnął tępy ból. Lavender... Co ten potwór ci zrobił?
– Szlama wygląda w miarę na całą. Byłeś ostrożny, czy sam ją wyleczyłeś? - wypytywał dalej .
– Pozwól, by to, co robię ze swoją niewolnicą w sypialni, pozostało moją prywatną sprawą – odpowiedział Draco, sięgając po butelkę z whisky, by dolać gościom.
– No nie bądź taki! Opowiedz drogiemu ojcu, jak było! Stawiała mocny opór? Krzyczała? Była jeszcze dziewicą? - dociekał Lucjusz, a Hermiona walczyła z silną falą mdłości, które poczuła, gdy słuchała jego słów.
– Była znośna, jak na taką małą, plugawą szlamę – odpowiedział obojętnie Draco.
– Jeśli jesteś tak zdolny jak ja, to wkrótce zrobisz z niej rasową dziwkę – zapewnił Lucjusz, a Hermiona modliła się, by nie zwrócić obiadu, który zjadła, wprost na buty Snape'a.
Severus chyba zauważył, co się z nią dzieje, bo jednym łykiem dopił drinka i ponaglił Malfoya seniora.
– Lu, wiesz, że zaraz mamy spotkanie z ludźmi Fenrira – przypomniał.
– A, tak. Spotkanie. Nudy jak zwykle. Dobrze, że jutro Goyle robi tę swoją imprezę, przynajmniej będzie jakaś rozrywka. Przyprowadzisz swoją zdzirę, synu? - zapytał
– Myślę, że Goyle sam zaprosił Messalinę – odpowiedział Smok.
Lucjusz wybuchnął tubalnym śmiechem, a Severus i Draco spojrzeli na niego zdziwieni.
– Chodziło mi o twoją niewolnicę, a nie o córkę Rosiera, ale masz rację, Messalina to największa zdzira w tej twierdzy. To jak, zabierzesz szlamę? Wszyscy przyprowadzają swoje zabaweczki.
– Zobaczę, czy zasłuży – burknął Draco, odprowadzając swoich gości do drzwi.
– W takim razie do jutra. Baw się dobrze, brudna szmato – Lucjusz uśmiechnął się do niej bezczelnie i pomachał ręką, po czym pierwszy wyszedł z komnat. Snape zatrzymał się w drzwiach i wyjął coś ze swojej kieszeni. Hermiona zdążyła zauważyć, że były to dwie fiolki. Jedna z jasnoniebieskim eliksirem, druga z żółtym. Severus szepnął coś do blondyna, a ten w odpowiedzi tylko skinął głową i zamknął drzwi. Podszedł do swojego biurka i wrzucił fiolki do szuflady, po czym za pomocą zaklęcia sprzątnął whisky i szklanki.
Hermiona nadal siedziała na podłodze przy kanapie, próbując jakoś przetrawić to, co się wydarzyło. Wszystkie słowa i insynuacje Malfoya wciąż rozbrzmiewały w jej uszach.
– Wstawaj, Granger. – Jego zimny głos, oderwał ją od rozmyślań.
Podniosła się powoli, gdyż czuła, jakby jej nogi były z waty. Nie wiedziała, czego od niej chce, ale znów opanował ją lęk. Draco podszedł do niej i szorstko złapał jej podbródek, po czym przyłożył różdżkę pod jej lewe oko. Nie wyszeptał zaklęcia, ale Hermiona poczuła, że wraca jej ostrość widzenia, zaraz po tym różdżka chłopaka zjechała na jej wargę. Nie wiedziała, dlaczego ją leczył, przecież, jeśli jutro mieli ją widzieć inni Śmierciożercy, powinna być raczej poobijana.
– Teraz idź do swojego pokoju. Robak przyniesie ci nową szatę. Kolację możesz zjeść u siebie. Zrozumiałaś? - zapytał cicho.
– Co z Lavender? - Musiała o to zapytać, musiała się dowiedzieć!
– Nie masz prawa zadawać pytań – przypomniał jej zasadę numer dwa, odsuwając się od niej.
– Proszę! Muszę wiedzieć! - wyszeptała ze łzami w oczach.
– Śmierć nie zawsze jest wyjściem z sytuacji. Czasem jednak śmierć jest najlepszym, co może kogoś spotkać – odpowiedział, po czym sięgnął po czarne szaty i po prostu wyszedł ze swoich komnat.

Dramione Gdy jesteśmy samiWhere stories live. Discover now