Rozdział 12 - „Gdy ból wypełni twój świat..."

434 26 0
                                    

     Coś w jej wnętrzu rozpadało się boleśnie na miliony ostrych kawałeczków. Czuła, że zawiodła... Zawiodła. Któraś z jej przyjaciółek przez to nie żyła!
– To była...
Już teraz po jej policzkach spłynęły łzy. Wojna zebrała kolejne żniwo. Kolejny fragment jej serca umarł bezpowrotnie.
– Lavender Brown.
– Nie – zaprzeczyła, potrząsając głową. To nie mogła być Lav. Lav żyje, jest u Notta i ma tam piekło, ale żyje!
Zerwała się na równe nogi i wybiegła z jego sypialni do salonu. Udowodni mu, że się myli. Lav żyje! Pewnego dnia Zakon je uwolni, a Lavender wróci z nią do Białego Feniksa i znów będzie flirtowała z Georgem Weasleyem, Seamusem Finneganem czy Deanem Thomasem. Lav żyje!
Wiedziała, że drzwi są zamknięte, a walka z nimi jest bezsensowna. Mimo to waliła w nie jak opętana. Tak jak pierwszego wieczoru, gdy słyszała krzyk Lavender. Chciała wyjść, znaleźć Notta i zabić go gołymi rękami, ot tak, jakby był tylko małym robakiem.
Łzy kapały obficie na jej szatę, a rana na piersi nieznośnie paliła, ale ona nadal okładała te przeklęte drzwi, jakby tuż za nimi miała czekać na nią uśmiechnięta przyjaciółka.
– To nic nie da... uspokój się... - cichy szept w jej uchu i uścisk chłodnych rąk, na jej ramionach podziałał trzeźwiąco.
Wiedziała, że miał rację, ale i tak nie mogła uwierzyć. Oparła czoło o drzwi i zaszlochała głośno. Jedna z nich nie żyje... Jedna z nich nigdy już nie wróci do domu. Nie mogła... Nie chciała w to wierzyć!
Nie wiedziała nawet, kiedy odwróciła się i zamiast opierać czoło o drzwi, oparła je o męski, silny tors. Teraz to jego koszulę moczyły jej łzy. Jego uścisk był sztywny i można było wyczuć w nim dystans, tak, jakby nikt nigdy go nie przytulał. Nie odepchnął jej jednak, tylko stał tam z rękami na jej drżących od szlochu ramionach. Jednak było to wszystkim, czego teraz potrzebowała. Choć minimalnego kontaktu z drugim człowiekiem.
Nie wiedziała, ile tak płakała i jak to się stało, że zamiast stać pod drzwiami, znalazła się na kanapie przed kominkiem. Wiedziała tylko, że to wszystko jej wina. Źle zaplanowała misję, zaufała niewłaściwej osobie, pozwoliła, by stało się coś tak strasznego...
Gapiła się w ogień, jednocześnie nie potrafiąc przestać myśleć o Lavender. O tym, jak przez wiele lat co rano w swoim dormitorium pierwszym, co widziała, była roześmiana blondynka z wałkami na głowie. Wspominała szóstą klasę i jej związek z Ronem, który tak bardzo działał jej na nerwy... Wtedy szczerze jej nie znosiła. Jednak potem w Białym Feniksie, to Lav robiła, co mogła, by wnieść w ich szare życie trochę radości. Przypomniała sobie, jak uszyła dla niej sukienkę ze starych zasłon, by mogła ładnie się prezentować dla Rona z okazji walentynek... Lav była jak promyczek... A teraz jej już nie było. A ona nie mogła nic na to poradzić. Po prostu siedziała, gapiąc się bezmyślnie i ściskając bladą dłoń swojego wroga, który pewnie miał wiele ciekawszych zajęć, niż pocieszanie niewolnicy..., ale nie wyrwał ręki z jej uścisku, tylko siedział przy niej i też zamyślony spoglądał w ogień.
– Ona nie chciała uciec, nie miałaby na to siły. Ten bydlak sam ją wyrzucił z tego okna - jęknęła, a łzy znów spłynęły po jej policzkach.
Draco lekko drgnął, słysząc jej głos po kilku godzinach milczenia.
– Nott ma specyficzne... z braku innego określenia nazwijmy to preferencje. Katuje swoje ofiary, aż są już na granicy śmierci, po czym je leczy. Pozwala im wrócić do życia, by później znów... - żałował, że zaczął jej to opowiadać, bowiem Hermiona wyglądała, jakby za chwilę miała zemdleć.
– Więc ona skoczyła sama? Nikt jej nie pomógł? - zapytała cicho.
– Ktoś otworzył okno, a było zamknięte zaklęciem... Nott od trzech dni był na misji, więc to nie on. Pod okiem opiekuna jej stan prawdopodobnie był trochę lepszy, ale to też nie on otworzył jej to okno.
– Czy wiedziała, że tam są skały? - zastanowiła się na głos, ścierając łzy jedną dłonią, drugą dalej mocno ściskając palce blondyna.
– Nie wiem, czy wiedziała, być może...
– Ona chciała się zabić. To było jej wybawienie. Żałuję tylko, że musiała tak skończyć. Była tak dobra, miła... Nie zasługiwała na to – zaszlochała Hermiona, znów czując to palące poczucie winy.
Draco nagle zesztywniał i z obawą spojrzał na drzwi.
– Idź do mojej sypialni i znów tam zostań, zdaje się, że ktoś się zbliża do moich komnat... - powiedział, wstając i pomagając jej się podnieść.
Hermiona w otępieniu skinęła tylko głową i ruszyła w stronę pokoju. Miała cichą nadzieję, że nie usłyszy jeszcze gorszych wieści, niż ta o śmierci jej przyjaciółki.

Dramione Gdy jesteśmy samiWhere stories live. Discover now