Rozdział 5 - „Gdy spotkasz czystą postać zła..."

484 27 1
                                    

       Korytarz był ponury i straszny. Kamienne ściany, oświetlane przez nieliczne pochodnie
i jednostajne wycie wiatru gdzieś wysoko przyprawiało o gęsią skórkę na jej skąpo odzianym ciele. Patrzyła, jak Malfoy pieczętuje drzwi do swoich komnat zaklęciem. Gdy tylko skończył, odwrócił się w jej stronę i złapał ją za ramię - to samo, które przed chwilą naznaczył. Przyciągnął ją do swojego boku tak blisko, że mogła poczuć ciepło jego ciała i niesamowity zapach perfum.
– Nie zapominaj, gdzie idziemy. Bądź posłuszna, a nic ci się nie stanie – wyszeptał jej do ucha,
a ona wzdrygnęła się, skrępowana tak bliskim z nim kontaktem. Malfoy wciąż trzymając jej ramię ruszył przed siebie tak szybko, że ledwo za nim nadążyła. Stukot jej szpilek i odgłos jego ciężkich kroków odbijały się echem po kamiennej podłodze korytarza i mieszał się z odgłosami wyjącego wiatru.
Nie wiedziała, jak długo szli. Schody, potem zakręt, jeden korytarz, drugi, znów schody. Hermiona była pod wrażeniem ogromu tej twierdzy. Była ona ponura i przerażająca, ale potężna
i budząca grozę. Dokładnie taka, jak Voldemort i jego słudzy. Doszli wreszcie do dużych, drewnianych drzwi i blondyn zakołatał w nie trzykrotnie. Otworzyły się i stanął w nich jakiś młody Śmierciożerca.
– Generał Malfoy. Witamy! Proszę wejść - chłopak ukłonił się służalczo i szeroko otworzył drzwi. Draco wszedł przez nie, ciągnąc za sobą Hermionę.
– Smoku! Mój przyjacielu! Jak dobrze cię widzieć – Goyle rozpłynął się w szerokim uśmiechu na widok blondyna.
– Witaj Greg, widzę, że szykuje się świetne przyjęcie – odpowiedział zdawkowo.
Hermiona rozejrzała się po pomieszczeniu. Była to wielka, wysoko sklepiona sala. W jednej jej części stały stoły i krzesła oraz bufety pełne jedzenia i oczywiście alkoholu. Druga część sali była obniżona o trzy stopnie i stały tam surowo wyglądające, drewniane ławki, na których w niewielkich grupkach siedziały kobiety w różnym wieku. Hermiona od razu poznała kim były... To niewolnice. Wiele z nich nosiło na sobie ślady przemocy, niektóre miały podarte ubrania, a jeszcze inne ubrane były podobnie jak ona. Skąpo, niczym prostytutki. Zauważyła wśród nich Lunę i od razu poczuła ciepło w swoim sercu, wiedząc, że jej przyjaciółka wciąż żyje.
– Twoja szlama wygląda bardzo apetycznie. Widzę też, że nie ma żadnych śladów. Wieczny esteta, co nie? - zarechotał Goyle.
Hermiona wzdrygnęła się lekko, gdy uświadomiła sobie, że została nazwana dziwką Malfoya.
– Tak, dobrze wiesz, że z tego słynę. Gdy jesteśmy sami może wyglądać jak ścierwo Nazgula, ale nie będę publicznie pokazywał się z taką paskudą. Uroda niewolnicy świadczy o dobrym guście jej pana.
– Granger nawet się wyrobiła od szkoły, chętnie bym jej skosztował. Może ubijemy interes? Oddasz mi ją, powiedzmy, na tydzień - zaproponował Goyle.
Hermiona czuła głębokie upokorzenie, wiedząc, że rozmawiają o niej jak o zwykłej, niewiele wartej rzeczy. Heroicznie powstrzymała łzy, które napłynęły jej do oczu.
– Sam nie wiem... Co masz w zamian? - zapytał Malfoy, a ona spojrzała na niego zdziwiona. Naprawdę rozważał pożyczenie jej komuś do zabawy?
– Wkrótce mam dostać nowego ogiera. Czystej krwi Arab, który może być klejnotem twojej stajni. Co ty na to? - Goyle zacierał ręce, przekonany, że właśnie ubija dobry interes.
Draco skrzywił się lekko, po czym przeniósł swoje spojrzenie na Hermionę, jakby oceniając, czy jest warta takiej wymiany. Po chwili jednak uśmiechnął się tak, że pod dziewczyną ugięły się nogi. To był naprawdę przerażający uśmiech.
– Nie, nie sądzę. Lubię słuchać krzyków mojej własności. To przywilej zarezerwowany tylko dla mnie – odpowiedział.
Goyle wyglądał na szczerze zawiedzionego.
– Daj znać, jeśli zmienisz zdanie, a teraz posadź ją z innymi szmatami. Pora zaczynać biesiadę.
Malfoy pociągnął ją w stronę innych niewolnic. Stanęli przed jedną z drewnianych ławek, a on niezbyt delikatnie chwycił ją za włosy i odciągnął jej głowę w tył. Nachylił się do jej ucha i wyszeptał.
– Bądź grzeczna, Granger. Dobrze ci radzę! – I choć jego usta nawet jej nie musnęły, dla postronnego obserwatora mogło to wyglądać jakby całował lub kąsał jej ucho. Blondyn popchnął ją tak, że niezgrabnie usiadła na ławce, po czym śmiejąc się perfidnie, odszedł w stronę innych Śmierciożerców. Hermiona od razu zerwała się z miejsca i ruszyła w stronę Luny. Obie dziewczyny rzuciły się sobie w ramiona, a Luna rozpłakała się gorzko. Dziewczyna przeżyła mały szok, gdyż nigdy wcześniej nie widziała blondynki w takim stanie. Luna zawsze była bardzo dzielna, to ona pocieszała innych, gdy było naprawdę źle. A teraz szlochała, wyraźnie zrozpaczona.
– Miona, jak dobrze, że żyjesz! - wyszeptała.
– Luna... - Hermiona nie wiedziała, co powiedzieć, dopiero teraz uważniej przyglądając się przyjaciółce. Luna miała na sobie, krótką, krwisto-czerwoną sukienkę, która również więcej odsłaniała, niż zakrywała. Nie była ranna, ani posiniaczona, jednak na całym jej lewym udzie widniał obrzydliwie duży tatuaż z herbem rodowym Goyla. Była zaczerwieniony i najwyraźniej świeży.
– Boli? - zapytała Herm.
– Teraz już mniej. Bolało, gdy go wypalał. Bolało, gdy robił mi te wszystkie straszne rzeczy. Miona, ja dłużej nie dam rady! Wolę śmierć! - szlochała Lovegood, a Hermionie krwawiło od tego serce.
– Niejedna z nas by wolała. Musisz pogodzić się z swoim losem, mała – odezwała się dziewczyna siedząca na ławce na przeciwko nich. Pod jej okiem widniał wielki siniak, a na rękach i odsłoniętej szyi widać było wiele blizn.
– Kim jesteś? - zapytała ją Hermiona.
– Niewolnicą Carrowa – odpowiedziała kobieta.
– A jak masz na imię? - zapytała Luna, uspokajając się trochę.
– Tara, ale bardziej jestem przyzwyczajona do nazywania mnie śmieciem, dziwką czy szmatą – odpowiedziała gorzko.
– Długo jesteś niewolnicą? - odważyła się zapytać Hermiona.
– Dawno straciłam rachubę. Na początku przeżywałam to, co wy. Teraz jest mi już wszystko jedno – w głosie Tary słychać było rezygnację.
Hermiona poczuła, jak coś ściska ją w gardle. Rozejrzała się dookoła i ledwo pohamowała krzyk protestu, widząc te wszystkie maltretowane kobiety. Większość z nich miała takie same zrezygnowane twarze jak Tara. Wyglądały, jakby wszystko było im już obojętne... Chciały tylko śmierci.
– O Boże! - wyszeptała Luna zakrywając sobie usta dłonią.
Hermiona podążyła za wzrokiem Krukonki i sama przytknęła rękę do ust. Nott praktycznie wlókł po ziemi ledwie przytomną Lavender. Ciało dziewczyny wyglądało jak jedna wielka rana. Różowa sukienka była potargana, a zastygła krew tworzyła na niej plamy. Hermiona nie wytrzymała i zerwała się z miejsca.
– Coś ty jej zrobił, potworze?! - krzyknęła na całe gardło. Nott, widząc to, roześmiał się na głos, po czym rzucił Lavender tak, że z łoskotem wylądowała pod jedną z ławek.
– Hej, Malfoy! Twoja dziwka mnie obraża! – krzyknął Theodor w stronę stołów.
Hermiona na chwilę zamarła, widząc, jak Draco odrywa się od rozmowy z kimś i powoli do nich idzie. Stanął tuż obok wyraźnie rozbawionego Notta i popatrzył na nią zimnym wzrokiem.
– Ta bezczelna szmata nazwała mnie potworem. Co ty na to? - zapytał Theo.
– Chodź tu – odezwał się zimno Draco.
Hermiona poczuła, jak spinają jej się wszystkie mięśnie. Niepewnie podeszła do swojego pana. Malfoy spojrzał jej w oczy, a w jego własnych błysnęło na chwilę coś nietypowego... Coś jakby żal? Uniósł rękę i wymierzył jej tak silny policzek, że Hermiona z jękiem upadła na kamienną podłogę. Gorące łzy wypłynęły na jej twarz, a policzek pulsował bólem. Nim jednak zdążyła się podnieść, poczuła mocny uścisk na swoim ramieniu, a zaraz potem została postawiona na nogi.
– Następnym razem to nie będzie moja ręka, tylko but, albo bat. Zrozumiałaś, szmato? - wysyczał jadowicie, patrząc jej prosto w oczy.
– Tak, panie – odpowiedziała, starając się nie splunąć mu z pogardą w twarz. Nienawidziła go w tej chwili ze wszystkich sił.
– Przeproś pana Notta! - nakazał, mocniej zaciskając dłoń na jej ramieniu i odwracając ją w stronę roześmianego sadysty.
– Przepraszam – starała się powiedzieć to głośno, tak, by Nott nie kazał jej powtarzać.
– Powinieneś ją bardziej utemperować, Smoku i skrócić ten jej szlamowaty język.
– Zrobię to, gdy będziemy sami – odpowiedział Draco, popychając ją w stronę drewnianych ławek.
– Liczę na to. A teraz chodź stary, pora na whisky – Nott skierował się w stronę stołów, a Malfoy ostatni raz spojrzał na nią, po czym również odszedł.
Hermiona, przełykając gorzkie łzy bólu i upokorzenia, podeszła szybko do Luny i Lavender, która leżała na kolanach przyjaciółki i płakała gorzko.
– Lav, skarbie... Wszystko będzie dobrze – szeptała do niej Herm, gładząc ją po jasnych włosach.
– Chcę umrzeć. Umrzeć... umrzeć... - jęczała Lavender, a łzy rzeźbiły ścieżki w zaschniętej krwi na jej policzkach i brodzie.
– Biedna dziewczyna, ktoś powinien jej ulżyć, bo Nott nie zrobi tego zbyt szybko – powiedziała jakaś niewolnica podchodząc do nich i wręczając Hermionie mokrą chusteczkę. Brązowowłosa nie zastanowiła się nawet skąd ta kobieta ją wzięła, tylko zaczęła ścierać krew z twarzy Lav.
– Wszystkie zabawki Notta tak kończą, nie mogła trafić gorzej – odezwała się Tara.
– Merlinie, jak ja mam jej pomóc? - pytała samą siebie Hermiona,  nawet nie wiedząc, kiedy łzy spłynęły po jej twarzy.
– Nie możesz, kochana. Ciesz się, że ty trafiłaś do Malfoya. On słynie z tego, że nie lubi brzydoty. Nie oszpeci cię na stałe. I zawsze lepiej być gwałconą przez takiego przystojniaka, niż przez starego, obleśnego sadystę, jak na przykład Rabastan Lastrange, albo jego brat... – powiedziała cicho inna niewolnica.
Hermiona nigdy w życiu nie czuła się tak bezsilna. Nie wiedziała, co może zrobić, by pomóc przyjaciółce, ale czuła jak rozpacz dosłownie rozrywa jej wnętrze.
– Lavender? - Cichy, znajomy głos przywrócił ją do rzeczywistości. Odwróciła się, by stwierdzić, że Parvati Patil z przerażeniem patrzy na to, co zostało z jej przyjaciółki.
– Jak śmiesz się do niej odzywać?! - krzyknęła Herm, wstając na równe nogi.
– Miona ja... - Parvati wyraźnie pobladła.
– Spójrz na nią! To wszystko twoja wina, ty zdradziecka suko! - Hermiona już była gotowa, by rzucić się na Patil z pięściami, kiedy powstrzymała ją przed tym Tara.
– Nie martw się, ona już za to płaci. Zabini zrobił z niej niewolnicę, a nie wielką damę, jak sobie myślała. Taka jest cena układów ze Śmierciożercami. – Widać było, że Tara mówi to z prawdziwą satysfakcją.
– On mnie oszukał, omamił, ja... moja rodzina... - jąkała się Parvati.
– Zdradziłaś nas. A to są konsekwencje – Hermiona wskazała ręką Lavender, która wciąż płakała – Mam nadzieję, że nigdy nie zapomnisz tego widoku, a twoje sumienie na zawsze zostanie obarczone tym, co nam zrobiłaś – powiedziała zimno Herm, po czym z powrotem przyklęknęła przy rannej koleżance. Kątem oka zauważyła jednak, jak Patil odchodzi do ostatniej ławki i siada tam ze spuszczoną głową.
– Luna, wiesz może coś o Ginny? - zapytała blondynki.
– Ani słowa. Nawet nie wiem, kto ją dostał...
– Jest u Czarnego Pana – wtrąciła się znów Tara.
– Wiesz coś więcej? - zapytała z nadzieją Hermiona.
– Nie, ja nie, ale zapytaj Helgi, to niewolnica Macnaira, a on zajmuje się zaopatrzeniem komnat Lorda, więc może ona coś wie - Tara wskazała Hermionie kobietę po trzydziestce, siedzącą w otoczeniu kilku innych. Ona, w przeciwieństwie do swym towarzyszek, wyglądała na zdrową, dobrze odżywioną, a nawet zadbaną. Miała na sobie ładną, długą suknię, a inne niewolnice patrzyły na nią z prawdziwym podziwem.
– Zaraz wracam – poinformowała przyjaciółki Herm, po czym podeszła do Helgi.

Dramione Gdy jesteśmy samiWhere stories live. Discover now