Rozdział 7 - „Gdy prawdę przyćmi strach..."

460 26 0
                                    

      O mały włos zadławiłaby się jedzoną właśnie kanapką, z niedowierzaniem patrząc na wycelowaną w nią różdżkę. Ironiczny uśmieszek wypłynął na wąskie wargi niegdysiejszego postrachu Hogwartu, a różdżka wciąż skierowana była w stronę jego byłej uczennicy. Tej, którą tak często z przyjemnością upokarzał, nazywając ją: „Panną-wiem-to-wszystko".
– Profesorze ja... - Hermiona nie za bardzo wiedziała, co ma powiedzieć. Jego zachowanie zupełnie ją zaskoczyło.
– Składniki eliksiru wielosokowego, Granger – wycedził przez zęby Snape.
– Słucham? - zdziwiła się.
– Wymień je! Natychmiast! - zażądał.
Hermiona nerwowo przełknęła ślinę z paniką, myśląc o tym, że długoletnia służba u Voldemorta chyba odebrała mu rozum.
– Muchy siatkoskrzydłe, pijawki, śluz, rdest ptasi... - zaczęła wymieniać.
– Wystarczy! Z kim walczyłaś w klubie pojedynków w drugiej klasie?
– Z Miliicentą Bulstrode – odpowiedziała szybko.
Snape odetchnął krótko, po czym, ku zdziwieniu Hermiony, schował różdżkę.
– Więc to jednak prawda, że z kim się zadajesz, takim się stajesz. Te pięć lat w towarzystwie Pottera i Weaselya musiało jakoś wpłynąć na twoją inteligencję, Granger. A już myślałem, że cię podmienili.
– Nie rozumiem, co ma pan na myśli – burknęła sucho, urażona tym komentarzem.
– Najmądrzejsza czarownica od czasów Roweny Raveclaw na pewno wiedziałaby, że nie należy obrażać Śmierciożerców. Coś ty sobie myślała, durna dziewucho, wyzywając Notta od potworów? Albo to niechętne spojrzenie na Dracona... Gdyby traktował cię, jak przystało na niewolnicę, za coś takiego powinnaś dostać z piętnaście batów!
Hermiona milczała, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. Snape miał rację. Nie powinna się tak zachowywać, ale wojna zmieniła jej wcześniejszą pokorę i uległość w siłę i determinację. Nauczona była walczyć za tych, których kochała.
– A wiesz, co grozi niewolnicy za próbę ucieczki? - zapytał, kładąc dłonie na stoliku i pochylając się nad nią tak, że ciarki przebiegły jej po plecach.– Jeszcze nie dotarło do ciebie, Granger, jak wielkie masz szczęście, że trafiłaś do Dracona? Myślisz, że marzył, byś to ty została jego niewolnicą? Mógł mieć każdą której by zażądał, ciesz się więc, że wybrał ciebie!
– Nikt go o to nie prosił... - burknęła, nim zdążyła się powstrzymać.
Pięść Snape'a z całej siły uderzyła w stolik śniadaniowy, a Hermiona, aż podskoczyła zlękniona tą demonstracją złości.
– Masz go słuchać i szanować! Jak nie, to mnie popamiętasz! Dociera to do ciebie? - wysyczał z nieukrywaną wrogością.
– Tak, ale...– odpowiedziała cicho.
– Żadnego „ale", Granger! Nie jesteś już w szkole, by ktoś miał ochotę tolerować twoją bezczelność! Przyjmij do wiadomości, że trwa wojna! Chcesz ujść z życiem?
– Ja...
– Jeśli chcesz przetrwać to masz być posłuszna! Szczególnie względem swojego właściciela! Zrozumiałaś?
Hermiona zastanowiła się chwilę. Czy Snape mówi jej to wszystko dlatego, że wciąż jest szpiegiem Zakonu? Wyglądało na to, że tak. Tylko jaki związek z Zakonem ma Draco?
– Zrozumiałam – odpowiedziała wreszcie.
Snape popatrzył na nią, jakby zastanawiał się, czy odpowiedziała szczerze, po czym znów wyjął różdżkę i machnął nią krótko, a stolik przy którym jadła zmienił się w duży stół, taki jak w laboratorium eliksirów. Kilka kolejnych zaklęć sprawiło, że przed Hermioną zmaterializowały się słoiki ze składnikami, waga, nóż, a także chochla i kociołek.
– Liczę, że twoja inteligencja nie upadła aż tak nisko, byś nie umiała ugotować kociołka eliksiru przeciwbólowego? - zakpił.
– Potrafię go zrobić – mruknęła pod nosem.
– Dobrze! Nie trać więc czasu. Wrócę wieczorem sprawdzić, jak ci poszło. Skrzat Dracona będzie miał cię na oku i doniesie mi, jeśli zaczniesz coś kombinować – ostrzegł ją, po czym zaraz skierował się do wyjścia z komnat.
– Profesorze! Proszę poczekać, czy pan... - musiała się dowiedzieć, czy jest po ich stronie. Czy wie coś o jej przyjaciołach, mamie, Białym Feniksie...
– Zamknij się, Granger i zabieraj do roboty! Nie mam czasu na pogaduszki z tobą – warknął, nawet nie odwracając się w jej stronę.
Zaraz potem zniknął za drzwiami.  Słyszała jeszcze, jak pieczętuje komnaty zaklęciem. Została więc sama, z kilkoma słoikami pełnymi obrzydliwych substancji, oraz z niewidzialnym skrzatem, który podobno jej pilnował.

Dramione Gdy jesteśmy samiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz