Rozdział 7 "Między wzgórzami" część I

258 18 12
                                    


„Szeroki świat jest pełen wielkich cierpień, i wielkich radości, mój przyjacielu. To pierwsze utrzyma Cię na właściwej drodze, a drugie sprawi ze podróż będzie znośna."

- Robert Anthony Salvatore

Wiatr nasilił się. Ostre podmuchy mroźnego powietrza nie zwiastowały niczego dobrego. Łódź kołysała się gwałtownie na boki a maszty trzeszczały pod naporem huraganu. Dookoła unosiły się liście porwane z drzew i pył szczypiący w oczy. Kazano im schować się pod pokładem. Pomimo sprzeciwów Ludzie z Miasta pozostali przy swoim. Doskonale wiedzieli jak niebezpieczne były Te fronty na Tych rzekach.
Siedzieli więc w małej kajucie. Już od kilkunastu godzin nie widzieli nieba. Mrok powoli ogarniał pomieszczenie. Mała świeca wypalała się nieubłaganie a burza nie ustępowała. Deszcz uderzył w pokład całą swoją mocą. Obydwoje rozmyślali jak udało im się w to wplątać.

Nim dobili do brzegów Esgarot zaatakowała ich banda orków. Nie pozwalali na zacumowanie. Pozostając na prądach Jeziora Długiego poniosło ich ku Bystrej Rzece. Od trzech dni błądzili wśród niezamieszkałych pustkowi stale zbliżając się ku niebezpiecznych Wschodnich Krańców. Ich ostatnią nadzieją pozostała Calrnen, Czerwona Woda wypływająca z Żelaznych Wzgórz. Jedynie jej brzegi pozwalały na zejście na ląd.
Płomień zgasł cicho pogrążając kajutę w ciemności. Przez deski przedzierał się świszczący wiatr.
- Zapewne nie tego oczekiwałeś po swej przygodzie, Legolasie - westchnęła cicho elfka przeszukując ciasne pomieszczenie w poszukiwaniu nowej świecy.
- Muszę przyznać, że nie - stwierdził po chwili. - Spodziewałem się przyjemnej pogody i luźnych spacerów wśród ludzi z Miasta. Myślałem, że strażnicy z Królestwa będą mnie śledzić i pilnować. A tu taka miła niespodzianka. Wymykamy się wszystkim narażając życie w opustoszałych terenach. - Podniósł się spod ściany by uchylić klapę na pokład. Podmuch rozwiał jego jasne włosy.
Wśród tej chwili gdy promienie pochmurnego dnia wdarły się w ciemność odnalazła się świeca a ogień na knocie ponownie zapłonął.
- Marzyłem o przygodzie, która wleje trwogę w serce i wypełni umysł strachem i zachwytem. Czuję, że powoli zmierzamy do tego. Staniemy przed czymś co zmieni nasz cały pogląd na świat. Odkryjemy nieodkryte i podążymy w nieznane.
Jego słowa były szczere chociaż w głębi duszy czół tęsknotę za domem. Jakby nieświadomie chwycił w dłoń naszyjnik. Nie unikło to uwadze Laumen.
- Tobie bardziej on pasuje, Legolasie. - Gdy tylko to powiedziała szybko go puścił zmieszany.
- Dziękuję. Ten naszyjnik... - zastanawiał się nad czymś próbując dobrać odpowiednie słowa. - Zresztą nieważne - mruknął w końcu. - Chyba burza ustała. - Zmienił szybko temat.
Miał rację. Fale osłabły i teraz spokojnie unosili się na rzece. Wyjrzał powoli na pokład i upewniając się co do swojego.
Na statku panowała cisza. Niebo było ciemne a wzdłuż brzegów unosiły się szpiczaste klify najeżone kamiennymi kolcami. Załogi nigdzie nie było. A najgorsze było to, że pokład wyglądał jakby stoczono na nim bitwę. Gdzieniegdzie wciąż widniały plamy krwi rozmyte przez deszcz.
Ledwie zdążyli się rozejrzeć po pokładzie a w ich kierunku pomknęły strzały.
Nadleciały niewiadomo skąd i wcale nie przestawały. Starali się ich unikać lecz tylko się bronili, brak wroga nie pozwalał na atak. Dobrze wiedzieli, że długo tak nie wytrzymają. Częstotliwość ataku jedynie się nasilała. Prąd poniósł statek i uderzył nim o skały. Zaklinowali się w ostrym skręcie rzeki. Z każdym podmuchem drewno pękało a łudź tonęła. Niebo rozbłysło błyskawicami i w blasku jednej z nich dostrzegli wroga.
Kilku elfów skryło się wśród kotlin klifów. Grafitowe peleryny skryły ich wśród skał. Laumen która uniosła łuk by strzelić została powstrzymana. Legolas wystąpił na odsłoniętą część pokładu i uniósł wysoko swój miecz. Rękojeścią ku górze. Oznajmił kapitulację, jednocześnie ukazując znak swego królestwa. Już więcej ani jedna strzała nie przecięła powietrza.
- 'eszne Qestwo. - Jeden z nich wystąpił z groty. Był wysoki. O włosach czarniejszych niż noc. - 'ego chą? Narze teeny! - Z trudem rozumieli łamany dialekt pomimo tego Legolas zabrał głos.
- Proszę wybaczyć nam najście. Jesteśmy podróżnikami z Mrocznej Puszczy. Potrzebujemy schronienia i transportu. Zaprowadźcie nas do swojego wodza.
- Nie jestem pewna czy to dobry pomysł - szepnęła cicho.
- Zaufaj mi. Kimkolwiek jest wciąż jest elfem. Prawdopodobnie.

Zabrano ich oraz wszystkie ocalone bagaże na brzeg. Jak się potem okazało kilku elfów z pustkowi zmieniło się w grupę kilkunastu a przez czas ich podróży dochodzili kolejni. Każdy im się przypatrywał z podejrzliwością i zaciekawieniem. Widocznie nie często byli odwiedzani. Musieli uważać. Każdy niepotrzebny i szybki ruch skutkował mieczem przyłożonym do ich krtani. Drogę pokonali więc w milczeniu. Kiedy dotarli wreszcie na miejsce słońce zdążyło wzejść i zajść a na niebie świecił wysoko księżyc.
Były to wzgórza. Skały wyższe i mniejsze otaczały kotlinę pełną ogromnych drzew. Wśród jaskiń kryli się elfowie wpatrując się w gwiazdy. Była tam też zatoka. Jej wody zdawały się niemal lśnić. To właśnie przy jej brzegu znajdowała się siedziba wodza. To plemię należało do dawnych, tych którzy nie opuszczali swego rejonu i tylko nieliczni zwiedzali świat. Szczep starożytny wręcz, prastary. Należeli oni do Avari, tych którzy nie wyruszyli na Zachód.
Nim stanęli przed wodzem zabrano im całą broń i przyodziano w grafitowe płaszcze.
Przywódca był dostojnym i zarazem dzikim elfem. Oblicze miał surowe i groźne. Kruczoczarne włosy ścięte na wysokości ramion i splecione w drobne warkocze. U jego boku siedział Drugi wódź. Twarz jakby zastygłą w podejrzliwości okalały włosy barwy stalowoszarej. Również zaplecione na tą samą modłę.
To właśnie Drugi przemówił do nich.
- Kim jesteście, naruszając granice? - spytał powtarzając słowa swych strażników lecz jego głos był niezwykle miękki.
- Wodzu szczepu Avari - skłonili się lekko po czym Legolas ukazał swój naszyjnik. Obydwoje przyjrzeli się mu uważnie następnie zlustrowali wzrokiem owego elfa. - Nazywam się Legolas z Sindarów a to jest Laumen od Noldorów. Nasz statek został zniszczony...
Opowiedział ich historię i to co ich spotkało. Stalowo-włosy dopytywał się o to co go zainteresowano a maska podejrzliwości znikła z jego twarzy. Pierwszy natomiast przysłuchiwał się jakby od niechcenia. Nie miał jednak zastrzeżeń by zostali na jakiś czas.
Mieszkańcy wzgórz traktowali dwójkę nowych elfów jak powietrze. Nie zbliżali się zbyt bardzo i to była jedyna ich reakcja. W przeciwieństwie do wodza pałali nieufnością.
Następnego dnia zrozumieli dlaczego.

Wraz ze zmierzchem wśród krzyków i lamentów sprowadzono młodzieńca wraz z matką. Ona płakała nad nim a on szamotał się w linach związany przez strażników. Oczy lśniły mu purpurą.
- Kolejny opętany - szepnęła cicho do Legolasa Laumen. - Nawet tutaj, co to znaczy?
Legolas jedynie pokręcił głową. Stalowo-włosy wódz pod słyszał jednak jej słowa. Kazał zabrać młodego a wśród jego słów wychwycili imię które poruszyło ich umysły.
"Morwë"
- Czy to jest Cuivienen? - spytała. - Czyż nie jesteś Nurwë? - słowa jej pełne były zachwytu i trwogi. Coś co stało sie legendą było na wyciągnięcie jej ręki.
- Zgadza się, Mirmoth[1]. Jednak nie o tym dzisiaj chciałem z wami mówić. Powiedziałaś "opętany". Więc nie tylko tutaj to się dzieje?
- Nie, wodzu. W moim królestwie miały miejsce trzy takie przypadki. - powiedział Legolas.
- Rozumiem. Czarnoksiężnik więc nie próżnuje.
- Więc to jego sprawa?
- Czarna magia która opętuje jedynie elfów i zmusza do tego czego tylko zapragnie. Tak, to on rzuca czar. Nie wiemy jeszcze w jaki sposób ani jaki jest jego cel. Nikt nie odważył się zbliżyć ku twierdzy Dol Guldur. Cóż przynajmniej nikt żywy. Wierzę że to nie przypadek was nam tu zesłał. Jeśli chcecie podążcie za Morwë zobaczyć chłopca.
- Dziękujemy Ci wodzu.

Jednak gdy zeszli do podziemi i zagłębili się w labiryncie lochów to co ujrzeli przeraziło ich do głębi. W setkach cel połowę zajmowali opętani. Jedni krzyczeli, inni milczeli. Jednak każdy śledził ich z nienawiścią spojrzeniem Czarnoksiężnika.

-----------------------------------------------------------------------------------------

No więc jak widać. Nie mogłam wam tego zrobić i jednak musiałam dzisiaj wstawić. Co prawda wyszło krócej i inaczej niż miało być ale najwyżej jeśli będzie tego wymagać to wstawię lekkie poprawki. Oczywiście poinformuje o nich.
Więc jeszcze raz przepraszam za nieobecność.

Zaktualizowałam rozdział "Słowami Wstępu" o mapkę Śródziemia, która zapewne będzie pomocna. Tutaj rownież zostanie ona wrzucona.

Dodam jeszcze, że wspomniane przeze mnie:
- Cuivienen to zatoka gdzie przebudzili się pierwsi elfowie w Czasach Drzew;
- Avari to nazwa szczepu który dzieli na kilka innych pomniejszych;
- Morze Rhun to przypuszczalne miejsce gdzie mogła znajdować się Cuivienen;
- Morze zmieniło swój kształt po bitwach i upływie czasu;
oraz, że wszystkie te informacje nie są potwierdzone a jedynie są domysłami.

[1] Mirmoth - „klejnot zmierzchu" imię Laumen nadane przez Nurwë.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 08, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Między Północą a Południem /Zawieszone do odwołania/Where stories live. Discover now