59: Nicole!

1.5K 117 0
                                    

Cameron siedział ze mną i naszą nowo narodzoną córeczką jeszcze przez jakiś czas. Moment, podczas którego siedzieliśmy razem w jednym pomieszczeniu wydawał się dla mnie wiecznością. Wszystko okropnie się dłużyło, nie zamierzałam z nim dużo rozmawiać. Praktycznie cały czas siedzieliśmy w ciszy wpatrując się w Lily lub okno będące po mojej lewej stronie. Panowały mną przeróżne emocje jednocześnie. Większość ludzi bez chwili zastanowienia stwierdziłaby, iż niemożliwym jest czuć to wszystko w tym samym momencie. W mojej głowie pojawiał się co chwilę lęk na przemian ze złością, lecz w sercu gościła radość. Brzuch wypełniony był stresem, a całe moje ciało pomimo wszystkich złych emocji czuło ulgę i zrelaksowanie. Cieszyłam się trzymając i patrząc na malutką, z niecierpliwością czekałam na Nicole z synem oraz jednocześnie dziękowałam byłemu narzeczonemu za złapanie rudowłosej kobiety, jednak złość panowała we mnie nie bez powodu. Przez moment, w którym w dwójkę siedzieliśmy w ciszy obok siebie, co sekundę zmieniały mi się myśli: Dziękować za uratowanie, czy być wściekła za to, że pojawił się dopiero teraz? 

Dostałam wiadomość od przyjaciółki informującą o tym, że jest już w budynku szpitala. Ucieszyłam się na widok układających się liter w spójne zdanie, które stwierdzało, że zaraz spotkam mojego synka. 
- Wydaje mi się, że musisz już opuścić salę. Muszę nakarmić Lily. - powiedziałam nie zerkając nawet byłemu narzeczonemu w oczy. 
- Chciałbym spędzić przy Tobie każdą możliwą chwilę, Sarah. - szepnął przybliżając się do mnie i łapiąc za przedramię.
- Nie jesteś jedyną osobą, która może mnie odwiedzać, Cameron. - warknęłam - Jesteś tutaj już jakiś czas, widać twoje zmęczone i podkrążone oczy. Ja i Lily też jesteśmy wyczerpane, chcę się przespać przed kolejnymi wizytami. - rzekłam w końcu spoglądając na mulata. Na jego twarzy wymalowało się rozczarowanie, a może nawet też przykrość. Powoli docierał do niego fakt, jak bardzo zepsuł to, co mógł ze mną mieć. Doskonale wiedział, że nie wygra, bo to ja rozdaję karty w tej grze. Miałam nad nim przewagę, która składała się z wierności - bo nigdy go nie zdradziłam, uczciwości - bo przenigdy go nie okłamałam oraz szacunku - bo pomimo tego, że zrobił mi tyle świństw, zawsze wierzyłam w każde jego słowo od początku do końca. 
Mężczyzna skinął głową, po czym wstał z krzesła. Popatrzył się na swoją córkę z delikatnym uśmiechem, a następnie na matkę dziecka, która je trzymała. Wtedy już nie miał uśmiechu, lecz kamienną twarz. Dało się jedynie ujrzeć lekko spadające kąciki jego ust, był naprawdę rozczarowany. Cameron bez słowa zabrał swoją marynarkę z oparcia krzesła i wyszedł. W tamtej chwili dziękowałam Bogu za to, że tak szybko opuścił salę. Jego widok w tamtym momencie sprawiał, że serce kruszyło mi się na tysiące kawałków, a w głowie pojawiał się krzyk: "Zostań ze mną!". 

Kiedy chciałam już dać upust wszystkim emocjom i cichutko rozpłakać się w toalecie, Nicole weszła do mojego pokoju  wraz z Victor'em. Niestety, musiałam przetrzymać wszystko w sobie i modlić się o to, aby nie pokazać swojej słabości przy odwiedzających mnie ludziach. Victor szybko podbiegł do łóżeczka Lily, był bardzo podekscytowany. 
- Mam siostrzyczkę! - krzyknął, kiedy ujrzał dzidzię w różowym ubranku. 
- Nie chciałeś przypadkiem brata, Vic? - zapytała Nicole oglądając w zestresowaniu mnie oraz malutką. Od razu dało się wyczuć, że coś ją trapi. 
- Chciałem, ale teraz mam kogo bronić! Brat sam mógłby sobie poradzić. - odrzekł, było to dość mądre stwierdzenie jak na paroletnie dziecko. - Może polubi dinozaury i będzie chciała się ze mną bawić, a ja będę ją wszystkiego uczyć. - po tych słowach uśmiechnęłam się czując, jak wielki kamień spada z mojego serca. Matematyczka usiadła na krześle, na którym wcześniej zasiadł Specter, nie uśmiechała się wcale. Bardzo zaskoczona jej zachowaniem zapytałam wprost:
- Nicole, co się dzieje? 

Spodziewałam się odpowiedzi w stylu: "Zerwałam z Martin'em" lub "Wyrzucili mnie z pracy". Lecz to co usłyszałam zszokowało mnie do tego stopnia, że nie byłam w stanie cokolwiek odpowiedzieć. Mogłam tylko myśleć nad słowami, jakie skierowałabym w stronę przyjaciółki z nadzieją, że ta domyśli się o co chodzi. 
- Jestem w ciąży. - zaszkliły się jej oczy. - Udało nam się, Sarah. Jestem już w drugim tygodniu. - mogłam zauważyć, jakie trudności sprawiają jej emocje towarzyszące przy informowaniu mnie o wszystkim. - On ze mną zerwie...
- Wiem o tym. - przerwałam jej. Obie doskonale wiedziałyśmy, że Martin nie chciał z Nicole ślubu, wspólnego mieszkania, ani dzieci. 
Ona się w nim zakochała, a on... po prostu miał osobę do kochania i gotowania. Obie próbowałyśmy wydobyć z tego mężczyzny jakiekolwiek uczucie miłości w stronę ciemnoskórej kobiety, lecz trwało to już tak długo, że Nicole doskonale wiedziała, że najwyższa pora zakończyć ten toksyczny związek, ponieważ później będzie tylko gorzej.

Na jej nieszczęście - przez zakończeniem relacji z Martin'em, zaszła w ciążę.  

MzA

Celowy PrzypadekDonde viven las historias. Descúbrelo ahora