Rozdział 6

145 21 8
                                    

Skończyłem wykład, spakowałem się, odczekałem, aż Katarzyna wreszcie wyjdzie z pokoju, a potem zamknąłem drzwi i wetknąwszy klucz w kieszeń, ruszyłem do wyjścia. Dom był już tak blisko! Nie mogłem się doczekać, żeby zrzucić z siebie ubrania i wziąć długą, relaksującą kąpiel.

Dziewczyna jeszcze się ubierała, mogłem spokojnie wyjść, unikając niezręcznej podróży w milczeniu. Zatrzymałem się pod klatką i próbowałem odpalić fajkę, ale wiatr skutecznie mi to uniemożliwiał. Tak długo, że call girl zdążyła mnie dogonić. Spojrzała na mnie przelotnie, prychnęła pod nosem i ruszyła przed siebie.

— Masz ogień? — zaczepiłem ją niechętnie, bo mój najwyraźniej nie zamierzał zadziałać.

— Co?

— Czy masz przy sobie zapalniczkę? — powtórzyłem po japońsku, bo w ojczystym języku najwyraźniej do niej nie trafiało.

— Może mam, może nie mam, nie wiem — odpowiedziała również po japońsku.

Dziwiła mnie ta różnica w jej wymowie. Na pierwszych zajęciach robiła z siebie głupią, przynajmniej na to wyglądało, bo jak na ten poziom mówiła niezwykle dobrze. Ale tylko chwilami, jakby naprawdę starała się wyjść na niedouczoną. Tymczasem chłonęła ten język jak gąbka i czuła się w nim niezwykle swobodnie, biorąc od uwagę, że w ciągu roku zrobiła dwa poziomy.

— Byłbym wdzięczny, gdybyś mi jej użyczyła.

Westchnęła. Wyraźnie nie chciała ze mną rozmawiać. Może jednak nie powinienem jej zaczepiać?

— Masz. Nie musisz oddawać — westchnęła, rzucając w moją stronę metalową zapalniczkę żarową z grawerką.

Nie widziałem jej dokładnie, było ciemno i oślepłem bez okularów, ale wyraźnie czułem ją pod palcem. Jak miałem jej tego nie oddać? To nie jednorazówka za dwa złote. Gdybym ją zatrzymał, jeszcze ktoś mógłby posądzić mnie o nieodpowiednie zachowanie wobec studentki... Może powinienem odesłać pocztą?

~*~

Wróciłam do domu lżejsza o pamiątkę po ojcu. Miałam do siebie żal, że tak po prostu mu ją oddałam, ale nie wiedziałam, jak się zachować. Spaliłam swój most i cała moja pewność siebie uleciała. Michaelis za to doskonale się bawił, pastwiąc się nade mną nawet po zajęciach. Znów poczułam się zażenowana, bo zapomniałam pozbyć się akcentu. Pewnie pomyślał, że jestem jakąś otakurwą... Nawet wiele by się nie mylił. Już na A1 wiedziałam sporo, bo naoglądałam się chińskich bajek.

Zdjęłam z siebie wszystkie ubrania i zostawiłam je w progu. Naga rzuciłam się do łóżka i dopiero tam założyłam piżamę. A potem sięgnęłam po pudełko tabletek i wzięłam dwie, chociaż lekarz zabraniał. Że będę zbyt otępiała. Tego właśnie potrzebowałam. Straciłam pamiątkę. Nie wiedziałam, jak miałabym się o nią upomnieć, bo przecież powiedziałam, że może ją zatrzymać. JESTEM DEBILEM.

Ale to była tylko rzecz. Na tym się skupiłam. Rzeczy raz są, a raz ich nie ma – tak już było. Miałam wspomnienia i leki, powinno wystarczyć. Żeby się od tego wszystkiego oderwać, włączyłam komputer i zaczęłam pisać teksty. Pieniądze zawsze się przydadzą.

~*~

Siedziałem na skórzanym stołku, wpatrując się w leżący na kuchennym blacie telefon. Chciałem zadzwonić po radę, ale nie wiedziałem do kogo. Michał chciałby szczegółów. Ciotka wmówiłaby mi, że się zakochałem i nie miałbym życia przez najbliższe miesiące. Gabriel... Nie wypadało mi odzywać się po kwartale milczenia z problemem, na dodatek tak błahym. Ostatecznie nie zadzwoniłem do nikogo. Napisałem wiadomość.

Dziwak z dyplomemWhere stories live. Discover now