Rozdział 7

140 20 24
                                    

Znowu zapomniałam, że dziś dzień publikacji. WTF W OGÓLE?!

=======================

Kiedy się obudziłem, od razu zauważyłem, że coś było nie tak. Przede wszystkim było mi zimno, twardo i niewygodnie. Jeszcze zanim otworzyłem oczy, zorientowałem się, że musiałem zasnąć w ubraniach. Wraz z mijającymi sekundami moje zmysły ponownie się wyostrzały. Zacząłem czuć jakiś obcy zapach, podłogę, na której spałem i delikatny przeciąg. Przerażony zorientowałem się, że nie byłem w sowim domu.

Poderwałem się nerwowo, rozglądając się wokół. Nie znałem tego miejsca, nie miałem pojęcia, jak tu trafiłem. Stres nie pozwalał mi się skupić. Błądziłem wzrokiem po pomieszczeniu, nie widząc nawet drzwi. Dopiero znajomy głos nieco mnie uspokoił.

— Poszłam po kawę — oświadczyła Katarzyna, patrząc na mnie zmartwiona.

Zagubiony kiwnąłem tylko głową i odebrałem od niej kubek, papierosa i zapalniczkę. Wyglądała tak, jakby miała zaraz zwymiotować. Uznałem, że to przez kawę, dlatego odsunąłem ją możliwie najdalej od niej.

— Usiądź na łóżku — poprosiła lub nakazała, nie potrafiłem jednoznacznie określić.

Wyglądała inaczej niż zwykle. W jej oczach brakowało złośliwych iskierek i zawziętości. Podkrążone oczy świadczyły również o tym, że niewiele spała. Upiłem łyk kawy, odpaliłem papierosa i wypaliłem go w ciszy. Ona też paliła. Obserwując, jak papieros co chwilę pokonuje drogę od jej kolana do ust, powoli zacząłem sobie przypominać, co stało się poprzedniego dnia.

Spanikowałem. Zbłaźniłem się i pokazałam od chyba jeszcze gorszej strony niż poprzednim razem. Momentalnie się zaczerwieniłem i westchnąłem ciężko, wydychając ostatnią porcję dymu.

Sięgnąłem do kieszeni po kolejnego papierosa. Często miałem przy sobie dwie paczki, tak na wszelki wypadek. Wyciągnąłem opakowanie w jej stronę. Bez słowa wzięła papierosa i zapaliliśmy jeszcze raz. Najchętniej spaliłbym wszystkie, ale to i tak nie poradziłoby zbyt wiele ma mój nowy problem.

— Kiedy pracowałem w alma mater, jako doktorant, poznałem dziewczynę. Do niczego nie doszło, ale nikt nie chciał mi wierzyć. Po tym, co powiedziała... — mruknąłem i zamilkłem, badawczo spoglądając na twarz dziewczyny.

Nie wydawała się zdziwiona. Miała mnie za perwersyjnego dupka od samego początku, czy opowiadałem jej to już wczoraj, w stanie, którego nawet nie pamiętałem? Nie przerywała mi, dlatego kontynuowałem:

— Chcieli mnie wyrzucić, ale udało mi się tego uniknąć. Przyjaciel dziewczyny postanowił mnie ukarać.

— Na klatce schodowej, tak? — Wcięła mi się w słowo.

Skinąłem głową i zaciągnąłem się dymem. Jeszcze jeden, inaczej wyjdę z siebie. Odpaliłem następnego papierosa. Dziewczyna też. Miałem sobie za złe, że sprowadzam ją na złą drogę, ale w tamtej chwili i tak nie dałbym rady się powstrzymać.

— Od tego czasu jeżdżę tylko windą. Klatki schodowe właśnie tak na mnie działają. Przepraszam za kłopot. Odwdzięczę ci się, jeśli będę umiał. Mam nadzieję, że przynajmniej teraz rozumiesz...

— Nie spałam przez ciebie całą noc. Na dzisiejszych zajęciach zamierzam to odespać i byłoby miło, gdyby nikomu to nie przeszkadzało — odpowiedziała oschle.

Oczywiście tyle mogłem dla niej zrobić, byłem jej winny znacznie więcej. Co gorsza, w dalszym ciągu musiałem jakoś opuścić to mieszkanie. Naprawdę powinienem wyskoczyć oknem. Czym było kilka złamań w obliczu ponownej kompromitacji?

Dziwak z dyplomemWhere stories live. Discover now