Żegnając przyjaciela

7.5K 473 162
                                    

It's true, we're all a little insane
But it's so clear
Now that I'm unchained

Fear is only in our minds
Taking over all the time
Fear is only in our minds
But it's taking over all the time

You poor sweet innocent thing
Dry your eyes and testify
You know you live to break me - don't deny
Sweet sacrifice

One day I'm gonna forget your name
And one sweet day,
You're gonna drown in my lost pain

~ Evanescence – Sweet Sacrifice

*

Gdy tylko otworzyłam oczy, wiedziałam, że dzieje się coś złego. Przestrzeń, nocą dzielona z Draco, była pusta. Po mężczyźnie pozostało wgniecione prześcieradło, a cienka kołdra w całości mnie okrywała. Miejsce to dawno wystygło. Podparłam się i przewróciłam na drugi bok. Nie leżał przy mnie, ale wciąż był w pokoju.

Stał przed przeszklonymi balkonowymi drzwiami. Czoło opierał o tafle, tak samo, jak dłoń zaciśniętą w pięść. Jego oddech znaczył mgiełką nierozgrzana jeszcze szybę. Ściągnął dłoń niżej, zostawiając jej odcisk. Coś go zdenerwowało. Coś mającego związek z zebraniem z poprzedniego wieczora. Wpatrywał się w drzewiasty krajobraz za oknem, wodząc ślepymi – bo zamyślonymi – oczami. Zaciskał i rozluźniał pięść, a mięśnie i ścięgna przedramienia majaczyły w ruchu pod skórą.

Ciężko wyprowadzić z równowagi arystokratę. Trzeba być mną, żeby tego dokonać; a nawet mnie bywało trudno.

Stwierdziłam, że wylegiwałam się wystarczająco długo. Usiadłam na brzegu materaca, a wtedy Malfoy, wyrwany z własnych myśli, drgnął i przeniósł na mnie swoją uwagę. Przez chwilę mogłam podziwiać smutek na idealnej twarzy; nisko opuszczone kąciki ust, a także przygaszone iskierki błądzące po tęczówce. Szybko zastąpiła go chłodna obojętność. Powinnam się już przyzwyczaić, ale wciąż doskonała maska, którą przywdziewał automatycznie, robiła na mnie wrażenie.

– Stało się coś? – zapytałam, przekrzywiając głowę.

– Tak – odparł krótko.

– Powiesz mi, co?

– Nie teraz – uciął.

Spuściłam głowę, żeby prawie natychmiast ją podnieść. Szybkim krokiem przeszedł przez pokój. Zatrzymał się przy drzwiach. Oparł na nich dłoń i zgiął palce tak, jakby chciał zadrapać drewno. Zacisnął też mięśnie szczęki. Spojrzał na mnie, jakby zastanawiał się, czy powinien się do mnie odezwać.

Tego dnia udawanie szło mu kiepsko. Ciągle gubił się w swoim rytmie i krokach wyuczonego tańca-unikańca.

Już chciałam się podnieść, żeby podejść, ale podniósł rękę, zatrzymując mnie. Zamarłam, czekając na jego kolejny ruch.

– Proszę cię... – powiedział wreszcie. – Zostań w pokoju. Nikomu nie otwieraj. Zjedz śniadanie i czekaj na mnie.

Tak.

Kiwnęłam.

Żeby nie było wątpliwości, do swojej zgody dodałam jeszcze:

– Dobrze, Draco.

Trochę się uspokoił. Zerknął na zegar, jakby wyliczał, ile ma czasu. A wskazówki się nie zatrzymywały. Parły hardo do przodu. Przełknął ślinę, a jabłko Adama uniosło się i opadło. To nie był Draco-Śmierciożerca. Draco-Śmierciożerca nigdy się nie bał. Draco-Śmierciożerca ekscytował się wyzwaniami, tak jak kiedyś, kiedy wyruszył, aby schwytać Pisklaki. Draco-Śmierciożerca nie posiadał uczuć, pozostając twardym jak głaz.

Esencja cierpienia [Dramione][+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz