Jedna z Nich

7.5K 428 218
                                    

Try just a little understand what I'm telling you
I'm not what you think
I started off doing the right thing
Life got in the way
You don't know what to say
I'm not asking why

~ Richie Kotzen – You Can't Save Me

*

Po dwudziestej drugiej miałam wyruszyć na akcję. Przede mną stała perspektywa dnia spędzonego na denerwowaniu się. Nienawidzę na coś czekać. Nienawidzę czekać na coś, czego się boję. Tak jak teraz, gdy czekam na śmierć.

Humor Malfoya pozostawiał wiele do życzenia. Od rana wydawał się jakiś nieobecny i zamyślony. W ciszy i bez entuzjazmu wykonywał poranne ćwiczenia. Obserwowanie treningu sprawiało mi przyjemność i nie chodzi tutaj o puste wpatrywanie się w całkiem niezłe ciało męża. Podziwiałam jego kondycję, wytrzymałość i siłę. Nawet pozostając w stanie bezżyciowym, angażował się w każdy element prowadzący do rozwoju fizycznego. Szkoda tylko, że tak naburmuszony.

Chyba przestały mnie dziwić zmiany nastroju Draco. Był, jaki był i najwidoczniej humorki także składały się na jego unikatowy charakterek. Charakterek, który coraz mniej mi przeszkadzał. Bez wredności, ironii i sarkazmu, Malfoy byłby jak każdy inny — mdły.

Po treningu zajął łazienkę, a wtedy ja przebrałam się w wygodne niewyjściowe ubrania.

Śniadanie, jak zwykle ostatnio, zjedliśmy wraz z innymi śmierciożercami. Nikt nie wiedział o naszej tajemnicy. Większość zapomniała o podejrzanym zniknięciu Notta. Chyba nie otaczało go wielu przyjaciół, a ostatnich sam porzucił, zarzucając ich wpierw pretensjami.

Tym razem z Voldemortem nie było Bellatriks. To rzuciło się w oczy od razu. Zawsze dokazywała, krzywiła się, żartowała, wrzeszczała, dlatego jej nieobecność od razu zwracała uwagę. Przy głównym stole panowała zbyt spokojna atmosfera. Ciąża Lestrange przekroczyła ósmy miesiąc; jeszcze dwa tygodnie lub trzy i powinna urodzić. Czyż to nie dziwne, mieć świadomość, że para psycholi spłodziła sobie bobaska? Pomyślcie, co mogło wyjść z tak popieprzonej mieszanki? Z pewnością dziecko ludzi upośledzonych emocjonalnie i socjalnie, w sprzyjających warunkach, nie pozostawiłoby kamienia na kamieniu w naszym i tak już zrujnowanym świecie. Przyszła mamusia z pewnością wypoczywała w komnatach swojego kochanka.

Po śniadaniu tradycyjnie wróciliśmy do komnat.

Bałam się odezwać, a miałam parę pytań. Na szczęście z pomocą przyszło pukanie do drzwi.

Wstałam z fotela, aby wpuścić gościa, którym okazał się nie kto inny jak ojciec chrzestny Draco. Severus kiwnął mi głową na przywitanie. Odsunęłam się, robiąc mu miejsce, ale machnął ręką. Ściągnął z ramienia torbę i podał mi ją przez próg. Westchnęłam, gdy ciężar zawisł na skórzanym pasku w mojej dłoni. Z pewnością w torbie było więcej, niż powinna w sobie mieścić.

– Weź i zapoznaj się z zawartością – bez zbędnych wstępów polecił Severus. – Zastępujesz mnie dziś na stanowisku medyka – wyjaśnił.

– Czyli będę podążać za resztą grupy w nadziei, że jednak nie będę musiała użyć zawartości torby? – mruknęłam.

Musiałam zmniejszyć zaklęciem ten ciężar, gdyż strasznie ciągnął do ziemi.

– Mniej więcej. Zawsze jest potrzeba. Zawiera nie tylko medykamenty. Bądź przed dziesiątą w jadalni na odprawie. Wszystkiego się dowiesz.

– Dobrze – przytaknęłam.

– Powodzenia – powiedział Snape, nim zniknął z pola widzenia.

Oparłam skórzany pasek na ramieniu i zatrzasnęłam drzwi, gdy się odwróciłam, natknęłam się na obojętne spojrzenie Malfoya, leżącego na plecach w łóżku. Trochę speszona usiadłam przy stoliku, otworzyłam klapę, zapinaną na złotą klamrę i rozpoczęłam eksplorację zawartości.

Esencja cierpienia [Dramione][+18]Where stories live. Discover now