[Za kulisami] Uchylone drzwi & Kara i nagroda; "Zadeptane plany"

5.2K 218 52
                                    


Miniaturka ta rozgrywa się podczas rozdziałów „Uchylone drzwi" oraz „Kara i nagroda". Do zrozumienia niektórych nawiązań potrzebna jest znajomość całej „Esencji Cierpienia". Miniaturka zawiera ponadto spojlery. Proponuję przeczytać ją dopiero po lekturze opowiadania właściwego.

*

I can love
But I need his heart
I am strong even on my own
But from him I never want to part
He's been there since the very start
My angel Gabriel
My angel Gabriel

~ Lamb — Gabriel

*

Pojedyncza łza zwilżyła ciemne oko, po czym wspięła się na rzęsę i spłynęła doliną łez przez policzek, aż do drżącej bródki. Ukrywanie smutku przychodziło Pansy coraz trudniej. Wyrwa w sercu bezustannie rosła z każdym dniem przybliżającym datę ślubu Hermiony i Draco.

Świtało. Brunetka stała przed oknem, odziana tylko w podkoszulek Blaise'a. Różowa słoneczna łuna padła na bladą twarz, wydobywając wszelkie zmarszczki, poświadczające o zmęczeniu ostatnimi wydarzeniami. Była młoda, ale ostatnio czuła się niczym staruszka zgarbiona pod przytłaczającym ciężarem życia. Poprzedniej nocy uciekła przed rzeczywistością w objęcia przyjaciela. Podziałało na krótko. Tego ranka obudził ją znajomy sen, ukazujący ją jako żonę Draco. A przecież nie mogła nią być.

Sięgnęła do twarzy, ocierając mokre policzki, gdyż jedna łza pociągnęła za sobą kolejne, prąc naprzód i śmiało drążąc słone kratery.

Głupie uczucia, pomyślała Pansy, opierając się o parapet. Bez nich byłoby łatwiej. Ale czy bez nich egzystencja miałaby sens? Nie dla niej były filozoficzne rozważania. Nie teraz.

Wojna to nie czas na miłość, lecz ona uwierzyła, że to stwierdzenie bez pokrycia. Głupia fraza powtarzana przez — zatroskane zdrowiem duchowym swych córek — matki. I jej rodzicielka powtarzała to zdanie. I co? I nic. Pansy, jak to Pansy, nie posłuchała, gdyż wiedziała lepiej i wierzyła, że jej się uda. Że uciekną razem z Draco.

Nie rozmawiała z nim. Nie potrafiła. Przeważnie płakała.

Za plecami usłyszała szmer i przeciągłe ziewnięcie; to Blaise budził się do życia.

Uspokój się, nakazała sama sobie, gdyż jej kochanek nie powinien widzieć, w jakim jest stanie. Po raz kolejny sięgnęła dłonią do twarzy. Łatwiej było ukrywać powód smutku, niż go wytłumaczyć. Spojrzała na wilgoć i roztarła ją między palcami. Szarość mieszała się z czernią niezmytego makijażu. Cholera, gwałtowniej potarła powieki. Ten zabieg wszystko pogorszył.

— Skarbie... — Blaise miał lekko zachrypnięty snem głos. Przynajmniej on z całej trójki spał dobrze. — Dlaczego nie śpisz? — zapytał.

Sprężyny łóżka jęknęły. Pansy przełknęła ślinę. Pokryta panelami podłoga skrzypnęła pod ciężarem męskiego ciała. Później rozległy się kroki, w ciszy brzmiące jak walenie młotem o podłogę. Zacisnęła pięści, napinając całe ciało. On zauważy! On zauważy! Krzyczało serce walące o kościany pancerz żeber.

Najpierw poczuła podmuch powietrza, a następnie ciepło męski bioder i miednicy. Klatkę piersiową opartą na jej plecach. I poranny męski zapach — mieszankę wywietrzałych perfum, potu oraz swoich, wtopionych w grubą skórę, feromonów. Objął ją ramionami, kładąc dłonie nad łonem i przesuwając aż do pachwin. Zaciągnął się jej wonią, po czym wypuścił powietrze. Przygryzł płatek ucha, mrucząc słowa na powitanie. Pragnęła obu, ale kochała jednego. Westchnęła, gdy gęsia skórka wystąpiła na karku, stawiając meszek na baczność. Przymknęła powieki, uciekając w kiełkującą rozkosz.

Esencja cierpienia [Dramione][+18]Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ