rozdział 13

961 55 62
                                    

*Zayn*

Kiedy zobaczyłem za sobą Tomlinson'a, który nadal siedział w celi, miałem ochotę skakać pod sufit. Nie to, że był powód, aby tam siedział, ale za to co mówił w moją stronę... należy mu się mała nauczka.

Harry milczał jak grób i nie miałem pojęcia o co mu chodzi. Rozumiem, że nie tak miało się wszystko potoczyć, ale do cholery, w końcu prawda wyszła na jaw i jakoś jest mi lżej.

Chwyciłem jego dłoń w swoją, ale on jak oparzony wyrwał się z uścisku.

- Co ty odpierdalasz? - warknął, a ja aż się wzdrygnąłem. W jego oczach zobaczyłem złość i zrobiło mi się przykro. Myślałem, że może w końcu jakoś pójdziemy do przodu i ta akcja z Tommo uwolni nas z więzów, a Hazz wyjdzie z tej cholernej szafy. Jednak się myliłem. Harry jak zawsze ma inny plan na swoje życie. No właśnie SWOJE, nie nasze. Ja byłem tylko jakąś pieprzoną odskocznią od jego życiowych problemów. Miałem ochotę w tym momencie rzygać jego zapewnieniami o miłości. Schowałem dłonie w kieszenie i nie miałem zamiaru już się odzywać.

Zabolało mnie to co zrobił i niech sam teraz pomyśli jak to naprawić. Ja miałem
naprawdę dość. Jedyne o czym teraz marzyłem, to iść do domu, zamknąć go na cztery spusty i zaszyć się w studiu, by dać upust emocjom, które kłębiły się moim wnętrzu.

Kiedy dotarliśmy do krat oddzielających areszt od reszty pomieszczeń odetchnąłem, ale gdy ujrzałem Cedric'a i Jennifer wiedziałem, że mamy przejebane. Niech mnie piekło pochłonie. Chociaż nie. Może jestem w tej chwili chujem, ale chciałem zobaczyć jak Jen wrzeszczy na Harry'ego. Należało mu się. Przekroczyliśmy próg i gdy usłyszałam charakterystyczny dźwięk zamykania metalowych wrót miałem dosłownie ochotę tam wrócić. Wzrok Jen nie ulokował się na Harry'm, tylko na mnie.

- Co to było do cholery?! - Jen wrzasnęła, tylko dlaczego na mnie, ja się pytam...

- To moja wina. - mruknął Styles i zwiesił głowę.

- Szczerze, nie ważne czyja! Ważne, że daliście się wyprowadzić z równowagi! Nie widzicie, że jemu właśnie o to chodzi! - usłyszałem od dziewczyny i aż się we mnie zagotowało.

- Wiesz Jen, mam was dość a w szczególności ciebie. Od pięciu lat stajemy na głowie, żebyście żyły z Kay normalnie, ale ty masz to gdzieś. Nie ważne jest, jak my się czujemy, że rezygnujemy z własnego życia. Ciągle jest tylko Kayleigh to, Kayleigh tamto, a ja mówię stop. Nie jesteś sama. Chcę zacząć żyć normalnie, mieć chłopaka i chodzić z nim na randki, a nie wiecznie się ukrywać. - wyrzuciłem z siebie to co ciążyło mi od dłuższego czasu. Nie chciałem jej
wygadywać tych rzeczy, ale miarka się przebrała. Nie mam już siły na tonięcie w tym bagnie.

- Zayn, przegiąłeś. - powiedział Hazz i przytulił ją do siebie, a ja poczułam, że to początek końca.

- Jasne, ja zawsze przeginam, a wy jesteście bez skazy. Zrozumcie do jasnej cholery, że
niszczycie nie tylko innych, niszczycie siebie. - po tych słowach nie miałem już nic do
powiedzenia, podpisałem dokumenty, które podał mi Cedric i wyszedłem z tego miejsca.

Dojechałem do domu wściekły na siebie, na nią, ale chyba najbardziej na Harry'ego. Dupek nie raczył stanąć po mojej stronie, choć nieraz mówił mi po cichu, że też go to wszystko męczy. Ja rozumiem, że Jenny była nam jak siostra, ale kurwa, są jakieś granice. Nie wystarczy mu, że zrobił ze swojego życia jedną wielką szopkę. Ślub, dzieciak i domek z ogródkiem. Wpierdolił się w coś z czego i tak nie wyjdzie obronną ręką, bo obojętnie co by nie zrobił, będzie głośno...
o nim...
o mnie...
o Jen...
o nas wszystkich.

for aye (Book3)|| Louis TomlinsonWhere stories live. Discover now