rozdział 20

802 55 10
                                    

*Harry*

Od kilku dni było spokojnie. Po burzy, którą Louis wywołał proces w sprawie opieki nad Kayleigh, wszystko jakoś się uspokoiło. Jen wróciła do pracy i ja również. Martwiłem się tylko tym, że Zayn nie odbiera telefonu ani nie otwiera drzwi. Sąsiedzi wspominali coś, że widzieli go z walizką, ale miałem cichą nadzieję, że po prostu zniknął by wszystko przemyśleć i się wyciszyć. Chciałem z nim być ale zależało mi też by miał przestrzeń do podjęcia decyzji co dalej z nami będzie. Nie chciałem naciskać.

Kayleigh była bardzo grzeczna. Odkąd dowiedziała się, że Lou jest jej ojcem pytała o niego codziennie, a to doprowadzało mnie do szaleństwa. Nie było się jednak co dziwić. Trzeba było to przełknąć i jakoś wyklarować w tej małej główce obraz Louis'a, ale nie tego wrednego pajaca, a wspaniałego przyjaciela i przemiłego faceta jakim w głębi serca był. Spadło to na mnie, bo Jenny nie była w stanie o nim opowiadać, a w momencie kiedy Kay pytała, czy ona go kochała, dziewczyna nie dawała rady. Wiedziałem, że mimo tego co jej zrobił nadal darzyła go wielkim uczuciem i gdyby przyszedł i błagał na kolanach dałaby mu szansę, bo taka właśnie jest prawdziwa miłość. Zrozumiałem to za późno. Już dawno powinienem był załatwić sprawy z Zu, bo moją miłością był on. Nie wyobrażałem sobie, że już nigdy go nie zobaczę.

Wstałem rano i zszedłem do kuchni. Wstawiłem ekspres do kawy i zabrałem się za przygotowanie tostów, które Kay uwielbiała. Jen wyszła już do pracy, a mnie mieli odwiedzić dziś Liam i Niall. Mała jeszcze spała, więc się nie spieszyłem. Spokojnie poustawiałem wszystko na stole i napiłem się gorącej kawy. Nagle rozdzwonił się mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i odebrałem.

- Co jest, Jen?

- Harry, oglądałeś dziś jakieś wiadomości? - zapytała zdenerwowana, a ja mechanicznie sięgnąłem do laptopa leżącego na wyspie kuchennej.

- Nie, ale już to robię. Co się dzieje? - zadałem pytanie, ale nie musiałem słuchać odpowiedzi. Przed oczami miałem zdjęcie swoje i Zayn'a z podpisem 'Znany muzyk i jego manager są parą!'. Zaniemówiłem i gdyby nie głos Jen, telefon wypadłby mi z ręki.

- Harry, tylko spokojnie. Dasz radę. - uspokajała mnie, a mi z każdą sekundą rosło ciśnienie.

- Z czym kurwa dam radę? To poszło za daleko, księżniczko. - westchnąłem i się rozłączyłem.

Zacząłem przeszukiwać kolejne strony internetowe i chciało mi się wyć. Nie tak powinno się to stać, nie w taki sposób powinno ujrzeć to wszystko światło dzienne. Niestety ktoś uczynny podał do prasy informacje, których nie chcieliśmy z Malik'iem ujawniać, nie wiedzieć skąd wiedzieli dokładnie gdzie i kiedy bywaliśmy, co robiliśmy a także to, że mamy się ku sobie. To wszystko było dość podejrzane i doprowadzało mnie do wściekłości.

Długo nie czekając zadzwoniłem do chłopaków i poprosiłem, żeby przyjechali wcześniej niż to było umówione po to by posiedzieli z Kay. Ja musiałem załatwić kilka spraw. Gdy moja córka wstała podałem jej śniadanie i sam poszedłem się ubrać. Chciałem być gotowy gdy moje najlepsze 'niańki' przybędą do domu.

Kończyłem właśnie czesanie włosów Kayleigh, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi i do pomieszczenia weszło dwóch mężczyzn krzycząc coś za siebie i wystawiając środkowego palca w kierunku bramy wjazdowej.

- Nie wiem jak ty to wytrzymujesz, stary! - krzyknął Liam zdejmując buty, a potem wszedł do salonu.

- Znów tam siedzą? - zapytałem zrezygnowany. Miałem dość mediów i tego, że szukali sensacji gdzie jej nie było. Najpierw dziewczyny, a teraz ja i Zu. To się musi kiedyś skończyć.

- Oni tu chyba koczują od wczoraj. Nie możesz wezwać policji? - Niall odezwał się i wziął ode mnie Kay umieszczając ją na swoich kolanach.

- To nic nie da. Przegonią ich na chwilę. - westchnąłem i przetarłem twarz dłońmi.

- Co jest? - Li klepnął mnie w ramię.

- Muszę wyjść. Czas załatwić to raz na zawsze.

- Chcesz z nimi gadać?!

- A co mam zrobić, Li? Oni nie przestaną dopóki nie dostaną jakiejkolwiek odpowiedzi. - prawda była taka, że nie miałem zamiaru teraz rozmawiać z paparazzi. Pierwsze na mojej liście były odwiedziny Rebeci Tomlinson. Wiedziałem, że to ona była odpowiedzialna za cały ten syf.

- To idź. Ale żeby później nie było, że cię nie ostrzegaliśmy.

Po tych słowach ucałowałem Kay w czubek głowy, chwyciłem kluczyki do samochodu i poszedłem do garażu. Wsiadłem do samochodu i wyjechałem w stronę bramy. Gdy ta się otworzyła zobaczyłem bandę fotoreporterów pstrykających zdjęcia jak oto Harry Styles wyjeżdża sobie z domu. Posłałem ich uśmiech i machnąłem ręką na pożegnanie. Jeśli liczyli na jakiś komentarz to się grubo pomylili. Nie dziś...

Droga do posiadłości Tomlinson'ów zajęła mi dobrą godzinę. Byłem wściekły, a gdy zobaczyłem budynek, w którym spędzałem kiedyś tyle czasu aż serce zabolało. Ci ludzie byli nieobliczalni, ale mieli we mnie godnego przeciwnika i nie dam im tak sobą pomiatać.

Wyskoczyłem z auta i zapukałem do drzwi. Swoją drogą dziwiło mnie, że brama była otwarta. Na podjeździe stał jakiś skuter i mógłbym przysiąc, że skądś go znałem. Nikt nie otwierał, więc ponowiłem pukanie tym razem traktując drzwi pięścią. W końcu ktoś raczył je otworzyć i zobaczyłem tego ich durnego lokaja, który zawsze donosił matce Louis'a jeśli coś broiliśmy.

- Jest Rebeca? - zapytałem bez ogródek.

- Pani Tomlinson nie ma w domu, panie Styles.

- To poczekam. - powiedziałem i przepchnąłem się obok niego zmierzając prosto do salonu. Jeszcze jej pokażę z kim zadarła.

- Tak nie można!

- A co mi zrobisz? - zaśmiałem się i nie zwracając uwagi na brudne buty położyłem nogi na jednym z antycznych mebli. Kątem oka zauważyłem jak przez hol przemyka paparazzi i teraz wiedziałem skąd znałem ten skuter. Ten koleś wiecznie mnie śledził i teraz miałem pewność co do swoich dotychczasowych podejrzeń. Rebeca Tomlinson opłaciła wszystkie media by zrobili z naszego życia piekło.

- Co to ma znaczyć, Harry? - usłyszałem ten wywyższający się ton i aż mi się niedobrze zrobiło.

- Wpadłem na pogawędkę.

- Nie mamy o czym rozmawiać.

- A mnie się wydaje, że jest dużo do powiedzenia. Po pierwsze odwołaj tych pismaków z mojego domu.

- O czym ty bredzisz, Styles? - zapytała niewzruszona, a mnie zachciało się śmiać.

- Ty już dobrze wiesz o czym, wiedźmo i radzę ci zacznij myśleć racjonalnie. - powiedziałem zbliżając się do niej, a ta zaczęła się ode mnie odsuwać.

- Co ty robisz?

- To co powinienem dawno zrobić! To już nie jest ostrzeżenie a groźba! Posunęłaś się za daleko i wierz czy nie w końcu cię dopadnę! Zapamiętaj to dobrze! - krzyknąłem a potem opuściłem rezydencję zostawiając panią domu w osłupieniu.

Wsiadłem do samochodu i odjechałem z piskiem opon w nadziei, że moja kuzynka naprawdę jest najlepsza w tej branży.

---------------------------------------------------------------
Podziękowania dla yasma1616, że nadal sprawdza to wszystko 😙

for aye (Book3)|| Louis TomlinsonWhere stories live. Discover now