rozdział 18

890 60 16
                                    

(trochę z opóźnieniem ale jest 😊)

Jennifer

Od wczorajszego wieczora nie zmrużyłam oka. Cały czas miałam w głowie to co powiemy rodzinie Harry'ego i naszym przyjaciołom. Wkopaliśmy się na całego i nie ma co ukrywać, mamy przerąbane. Jeśli będą na nas wściekli, to mają do tego prawo. Mnie i Styles'owi pozostaje mieć tylko nadzieję, że kiedyś nam wybaczą. Wstałam nieco przybita, ale cóż się dziwić. Dziś mogę stracić wszystko. Zwlekłam się z łóżka i poczłapałam do kuchni, by przygotować śniadanie. Nic mi się nie chciało, każda czynność wydawała mi się na miarę kopania w kamieniołomach.

- Mamusia! - usłyszałam dźwięczny głos swojej córki i musiałam wymusić uśmiech!

- Co jest moje Słoneczko? - zapytałam i wzięłam ją na ręce, a ona obdarowała mnie całusem w policzek, co było tak miłe.

- Tata powiedział, że będziemy mieli dziś gości.

- Oczywiście. Będzie babcia, wujek Li i Niall, może wujek Zu. - odpowiedziałam, choć co do tego ostatniego miałam złe przeczucia. Nie widziałam go od kilku dni, a na telefony też nie odpowiadał. Tak bardzo chciałam go przeprosić za swoje zachowanie. Za to wszystko co zrobiłam, a nie miałam takiej możliwości i to jeszcze mocniej mnie dołowało. Kochałam go jak brata i wierzyłam, że kiedyś mi wybaczy, a z tej całej historii będziemy się kiedyś śmiać.

- Księżniczko, dajmy mamie zrobić śniadanie. - Harry wszedł do kuchni i zabrał ode mnie małą, jak zawsze pocałował mnie w czubek głowy, a ja lekko się uśmiechnęłam. Nie było wątpliwości, był moim bohaterem.

Po zjedzeniu porannego posiłku Hazz i Kay wyszli na spacer, a ja miałam przygotować obiad dla wszystkich. Szło mi opornie, ale tylko dlatego, że mój mózg podsuwał obrazy Tomlinson'a i widma zabrania mi mojego dziecka. Jak ja go nienawidziłam w tym momencie. Nie zdawał sobie sprawy jaką krzywdę nam robił, jak bardzo krzywdził swoje dziecko, krew z krwi. Moje rozmyślania przerwał dzwoniący telefon. Spojrzałam na wyświetlacz ale numer był mi nieznany.

- Jennifer Styles, słucham?

- Dzień dobry Pani Styles, dzwonię z London Day, chciałbym prosić o komentarz w sprawie Pani córki i jej ojca Louis'a Tomlinson'a. - powiedział mężczyzna, a mnie zmroziło. Do jasnej cholery, czy oni nie mogli zostawić nas w spokoju?

- Pozostawię to bez komentarza. Do widzenia. - odpowiedziałam i wróciłam do przygotowywania sałatki. Telefon dzwonił jeszcze kilka razy, ale nie miałam zamiaru odbierać. Facet był niepoważny jeśli myślał, że dam mu jakieś informacje dotyczące mojego życia i życia Kayleigh. Gdyby Louis nie rozdmuchał tego wszystkiego nie byłoby kłopotu, a tak trzeba było stawić temu czoła.

Kiedy Kay i Harry wrócili z parku, mała była dość zmęczona i chciała bym utuliła ją na drzemkę. Obiad był gotowy, stół nakryty, więc mogłam iść z nią do pokoju. Ułożyłyśmy się na łóżku, a ona wtuliła swoje drobne ciałko w moje i jak zawsze bawiła się moimi palcami u rąk, ten nawyk przejęła od Harry'ego.

- Mamusiu? - zapytała cichutko.

- Tak, Skarbie?

- Czy to prawda, że Pan Louis, ten z parku zrobił wam coś złego? - moja córka szepnęła, a ja wstrzymałam oddech. Skąd ona to wie?

- Skąd ci to przyszło do głowy?

- Bo jak byłam z tatą w parku, to dzieci pokazywały na mnie palcami i mówiły, że tata to nie mój tata. - odwróciła się do mnie i spojrzała tymi swoimi niebieskimi oczami, oczami Louis'a.

for aye (Book3)|| Louis TomlinsonWhere stories live. Discover now