rozdział 14

940 57 43
                                    

*Jennifer*

Po powrocie z komisariatu, Harry był nieswój. Sprzeczka z Zu musiała mu ciążyć i wcale się nie dziwiłam. Kochał tego chłopaka, ale nie chciał mnie zostawić. To był jego największy problem. Nie można było mu przetłumaczyć, że nie możemy w tym wszystkim tkwić do końca życia, że to wszystko musi się kiedyś skończyć.

Ja też nie byłam w porządku. Niby chciałam by cała sytuacja uległa zmianie, ale gdy tylko nadarzała się okazja owijałam sobie Harry'ego wokół palca i robiłam wszystko tak, by został ze mną. Powinnam się smażyć za to w piekle, ale czy nie tak powinna zachowywać się matka walcząca o przyszłość swojego dziecka?

Gdy przekroczyliśmy próg domu, Harey w ogóle się nie odzywał. Wolałabym chyba, żeby na mnie nawrzeszczał... pierwsze kroki skierowałam w stronę barku i nalałam nam po szklance whisky. Potrzebowaliśmy tego oboje. Jednak on miał inny plan. Ciężkimi krokami wspiął się po schodach, a potem usłyszałam zatrzaskujące się drzwi naszej wspólnej sypialni. To by było na tyle proszę państwa...

Dlaczego czułam się pokonana? Dlaczego miałam wrażenie, że los właśnie się odwrócił i nic dobrego mnie już nie czeka? Byłam głupia, teraz to wiem. Zrobiłam ze swojego życia teatrzyk, ale nie ja byłam temu winna. Moi rodzice nie dali mi wyboru...

Pięć lat wcześniej

- Jenny, śniadanie! - usłyszałam krzyk mamy i niepewnie podniosłam się z łóżka. Od jakiegoś czasu mój organizm płatał mi figle i sama do końca nie wiedziałam co o tym myśleć... ciągle byłam zmęczona, wiecznie płakałam albo śmiałam się z byle czego, apetyt poszedł na długi spacer i chyba zabłądził...

Zeszłam na dół nie spoglądając wcześniej w lustro i to był błąd...

- Dziecko, jak ty wyglądasz?! - mama spojrzała na mnie z politowaniem, a ja chciałam znów zagrzebać się w pościeli. Nie miałam ochoty na jej wywody i skakanie wokół mnie. Chciałam zniknąć i już nigdy nie wracać, przecież bez serca i tak nie można żyć...

- Daj spokój. Jestem po prostu trochę zmęczona. - odpowiedziałam i upiłam łyk gorącej herbaty z kubka siostry. Zrobiłam to odruchowo i jak się okazało, to był kolejny błąd jaki tego dnia popełniłam. Robiłam tak od kilku dni, bo kawa za diabła mi nie smakowała.

- Tu jest twoja kawa, zostaw herbatę. - mama spojrzała na mnie podejrzanie, a ja nie miałam pojęcia o co jej chodzi. Chwyciłam kubek z kawą i upiłam porządny łyk, by ugasić to dziwne uczucia w żołądku. Niestety nim kawa osiadła na jego dnie byłam w drodze do łazienki. Niebezpieczne skurcze wnętrzności nasilały się z każdym krokiem i myślałam, że nie zdążę, ale dzięki Bogu nikogo tam nie było. W biegu nachyliłam się nad toaletą i zwróciłam wszystko co miałam w żołądku. Świetnie! Jeszcze zatrucia pokarmowego mi brakowało!

Umyłam zęby i twarz, a następnie udałam się do swojego pokoju. Schowałam się pod kołdrą i napisałam SMS-a do Glo, by mnie odwiedziła. Przyjaciółka natychmiast mi odpowiedziała i po piętnastu minutach siedziałyśmy na środku podłogi mojego pokoju.

- Nie mam pojęcia, co mogłabym ci doradzić, poza wizytą u lekarza. - Gloria była zmartwiona moim stanem, a ja coraz bardziej byłam przychylna odwiedzinom przychodni.

- Ale czy to ma sens? Na złamane serce nie ma lekarstwa, Glo.

- Jest coś co chodzi mi po głowie, ale się wściekniesz...

- Gadaj!

- Zrób test ciążowy, Jen. - przyjaciółka szepnęła a ja nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć. Nie mogłam być przecież w ciąży, to jakiś absurd.

for aye (Book3)|| Louis TomlinsonTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon