Rozdział VI

759 36 2
                                    

Zaatakowali miasto! Ojciec Juli wybiegł z ważnym raportem kilka minut temu. Moja przyjaciółka była spanikowana. Nie mogłam tak bezczynnie siedzieć wiedząc, że tam oddają za nas życie.

-Zostań tu, a ja pójdę im pomóc. -powiedziałam spokojnie i się podniosłam.

-Chyba sobie ze mnie żartujesz!

-Nie mogę tak dłużej siedzieć! Niektóre dzieci przenoszą raporty, malują znaki na ścianach, też chcę się na coś przydać!

-Przydasz się żywa.

-Zostań tu i przygotuj jakieś opatrunki, dobrze?

-Kate... Jeżeli coś ci się stanie to cię zabiję...

-O ile tamci nie zabiją mnie najpierw. -uśmiechnęłam się i poszłam.

Szłam pod budynkami co jakiś czas chowając się w zaułki. Byłam w tym dobra. Minęły mnie dwa oddziały, a ja wciąż nie zostałam wykryta. W pewnym momencie zobaczyłam kogoś po drugiej stronie ulicy. Był przykryty gruzem. Upewniłam się, że nikogo nie ma i pobiegłam w tamtą stronę. Odkopałam mężczyznę i zaczęłam wlec go do naszej kryjówki. Kilka razy zrobiło się gorąco ale koniec końców dotarłam tam cała.

-Kate? To ty? -usłyszałam szept.

-Tak, tak. Mam rannego żołnierza. Chyba stracił przytomność. Może mieć także złamaną nogę. Wiesz może kiedy twoja mama przyjdzie? -poszłam do dużego pokoju z mężczyzną.

-Nie wiem. Sądzę, że jak zrobi się ciemno. Połóż go tutaj. -wskazała na koc i poduszkę zrobioną ze szmat.

Zrobiłam jak mi powiedziała. Spojrzałam na jego twarz. Zrobiłam wielkie oczy i jedyne co wydobyłam z siebie to imię przyjaciółki.

-Tak? -dopiero teraz zobaczyła kim jest żołnierz.- Tato?

Zdziwiła się nie mniej niż ja. Łzy leciały jej po policzkach, a jemu czas uciekał. Udało mi się ją ogarnąć i razem zatamowałyśmy krwotok z nosa i ocuciłyśmy Garrego. Rzeczywiście miał złamaną nogę. Marry na szczęście zjawiła się wcześniej niż przewidywałyśmy i zaprowadziła nas do jakiejś tajnej bazy gdzie ojcem Julii zajęli się profesjonalni lekarze. Jeden z dowódców pogratulował nam (czyli mi) udanej akcji i poprosił o ogromną przysługę, z której nigdy się nie spłaci bo życie jest bezcenne (to jego słowa żeby nie było, że jestem jakaś ckliwa czy coś), a mianowicie o zastąpienie Garrego przez następny miesiąc. Marry nie chciała się zgodzić ale niewiele miała do gadania. Nie jest moją matką. Oczywiście zgodziłam się. To był zaszczyt służyć krajowi. Tata byłby ze mnie dumny.

Seven: rok zero ~ trenowana na bestięWhere stories live. Discover now