Rozdział XI

689 34 2
                                    

Byłam tam już miesiąc. Miesiąc, podczas którego poznałam granice ludzkiej wytrzymałości fizycznej i psychicznej, głodzona, niewyspana i trenowana do utraty sił, a w tym wszystkim najgorszy był ten przejmujący mróz. Był zawsze i wszędzie. Gdziekolwiek bym nie była. Cokolwiek bym nie robiła. Prawie straciłam możliwość chodzenia, gdy w tamtym tygodniu spadłam z góry i się poturbowałam. Jednak doszłam na szczyt. Musiałam. Nagrodzono mnie ciepłym posiłkiem. Czułam się jak zwierze. Tak też byłam traktowana.

Codziennie pokonywałam kilkadziesiąt kilometrów na biegach. Nie były to zwykłe biegi. Puszczano za mną psy. Oczywiście nie miałam szans. Za pierwszym razem zostałam przez nie pogryziona. Za drugim, przemieszczałam się drzewami. Potem było już tylko gorzej. Zabijałam je. Nie miałam wyboru. Jeżeli chciałam wejść na drzewo strzelano do mnie. Musiałam biec i walczyć. To było okrutne.

Dla nich nie liczyło się czy jestem chora. Musiałam wykonać zadanie. Nawet przy zapaleniu płuc kazano mi udać się na całodniową wspinaczkę. Zrobiłam to. Byłam zastraszona i wygłodniała, a dzięki temu mogłam dostać obiad.

W strzelaniu byłam świetna. Powiedziałabym, że jedna z najlepszych. Gdy już trochę się obeznałam ze sprzętem szło mi to coraz lepiej. Często zostałam wynagradzania słownie.

W walce wręcz nie było gorzej ani lepiej

Oups ! Cette image n'est pas conforme à nos directives de contenu. Afin de continuer la publication, veuillez la retirer ou télécharger une autre image.

W walce wręcz nie było gorzej ani lepiej. Byłam świetna, ale nie kładłam wszystkich na łopatki. Mój wskaźnik wynosił 20%. Co to oznaczało? Że jak na swój wiek jestem dobra. Ale jak na realia Hydry prezentowałam się niezadowalająco. Co zrobić? Mam dopiero dziesięć lat.

Ostatnio matka zaczęła mnie osobiście trenować. Nie powiem, że się z tego powodu cieszę bo dostawałam od niej gorzej niż od innych. Uczyła mnie nie tylko walki, ale także rzeczy typu: gwiazda, salto i inne takie. W tym akurat byłam bardzo dobra.

I tak minął miesiąc od mojego porwania. Nie pamiętałam już jak wyglądam, gdyż nigdzie nie było luster. Ostrzyżono mnie i to był ostatni raz gdy siebie widziałam. Byłam wówczas wychudzona na twarzy, miałam podkrążone oczy i kilka zadrapań. Paznokcie musiałam piłować o ścianę. Ran mi nie zszywano, ani nie zabezpieczano przed zakażeniem Jednak moje szkolenie się jeszcze dobrze nie zaczęło. To był dopiero początek.

Seven: rok zero ~ trenowana na bestięOù les histoires vivent. Découvrez maintenant