Rozdział XXII

500 28 2
                                    

Mam dość! Wszystko się wali! Nie ma dokąd uciekać! Jestem wykończona!

A wszystko zaczęło się od moich osiemnastych urodzin. Od tego czasu matka wraca do starych metod. Może nie są aż tak brutalne, ale o wiele bardziej rygorystycznie je stosuje. Staram się dać z siebie wszystko, ale to nie wystarcza. 

Dostałam wówczas pełne uprawnienia i byłam na najwyższym poziomie. Z początku nie mogłam uwierzyć. Myślałam, że teraz wszystko się skończy. Myliłam się. Oj jak bardzo się myliłam. ~Nie czas na rozmyślania! Skup się na biegu! ~Masz rację...

-Szybciej! Musisz biec szybciej! Inaczej oni cię zestrzelą! -usłyszałam JEJ głos.

Biegłam jak szybko tylko można po lodowej pokrywie zamarzniętego jeziora. Za sobą słyszałam pękający lód i dźwięki kul wbijających się zaraz za moimi stopami. Jeszcze 300 metrów... ~Dawaj! ~Staram się, nie? W pewnym momencie poczułam przeszywający ból w łydce. Cholera! Postrzelili mnie! To mnie odrobinę spowolniło. Gdy spojrzałam do tyłu zobaczyłam czerwony ślad, jaki zostawia zwierzę ranione przez kłusowników. Tak się czułam swoją drogą. Czułam coś jeszcze. Nie, nie, nie, raczej słyszałam... coś jakby... pękający lód. Nie, nie taki jak wcześniej. Teraz był bliższy. Zaraz po tym poczułam jak cała ląduję w zimnej wodzie. Wiedziałam, że nikt nie przyjdzie mi z pomocą. No może po dziesięciu minutach... Miałam na sobie tylko podkoszulek i spodenki, więc ciężka nie byłam. Wypłynęłam na powierzchnię, wczołgałam na lód i przeturlałam dalej od przerębla. Oddychałam ciężko. Prawie umarłam! Usłyszałam świst nad moją głową. Cyba sobie żartujecie! Przed chwilą mało co się nie utopiłam a wy kontynuujecie ten trening?! Szybko wstałam i dobiegłam na drugi koniec jeziora.

-Doskonale! Teraz z powrotem! -i ten szyderczy uśmiech. Nie widziałam go ale mogłam wyczuć. Ruszyłam w drogę powrotną.

Ten trening był jednym z najgorszych. Potem zawieźli mnie do Zoli, który tylko przepłukał moją ranę, wyjął kulę i podał mi pół strzykawki znieczulenia. Powiedział, że i tak zaraz się zagoi. No nie tak zaraz... Taka rana goiła się u mnie około tygodnia.

Skoro mam czas na rozmyślania: chcę stąd uciec. Nie mogę tak dłużej! Jestem wykończona tym wszystkim! Naprawdę nie wytrzymuję psychicznie. To jakiś obłęd! Plan doskonaliłam już wcześniej, ale z biegiem czasu wydał mi się on nierealny. Teraz powinnam ułożyć nowy. Lepszy... ~Mogę pomóc! ~No i do tego wszystkiego dochodzi jeszcze ona... Demon, którego nie mogę się pozbyć. Nie ufam ci. Nie mogę. Nie dam rady...

Poza tym, nikt nie zauważy mojego zaginięcia. Teraz wszyscy rozmawiają o tym całym Kapitanie Europie... ~Ameryce... ~No przecież mówię! Red Skull aż się czerwony robi jak ktoś o nim wspomni!

Już niedługo opuszczę to piekło. ~Jeszcze zobaczymy...

Seven: rok zero ~ trenowana na bestięWhere stories live. Discover now