6

245 23 20
                                    

Ten dzień minął nam w ciszy, ja rysowałem, on czytał swoją książkę.

No oczywiście przynosiłem jedzenie i odnosiłem puste talerze.

Dobrze, że już tej pieprzony dzień jako niańki, kończył się.

Wróciłem właśnie z łazienki, kiedy zobaczyłem, jak Jake kładzie się na kanapie.

Olive mnie za to zabije.

- Portman nie zachowuj się jak dziecko i idź spać do łóżka.

- Wolę zostać tutaj.- Odpowiedział spokojnie.

- To nie było pytanie. Poza tym sam tego nie chcę, ale dziewczyny mnie zabiją, jak dowiedzą się, że śpisz na kanapie.

Pokiwał tylko głową.

Położyłem się do łóżka, przykrywając się do połowy. Odwróciłem się plecami do Jake, który kładł się właśnie.

Miałem go już dość, mógł trafić do innej opiekunki.

- Dlaczego mnie tak nienawidzisz ? Zrobiłem ci coś ?

Odwróciłem się do niego, teraz byliśmy twarzą w twarz, może nawet trochę za blisko.

- Ponieważ jesteś chłopakiem.

Popatrzył się na mnie jak na kosmitę.

- Nie rozumiem.

- Wszyscy się spodziewali dziewczyny, która dostałaby własny pokój. Pani Peregrine już kiedyś mi powiedziała, że następny chłopak, który się zjawi zamieszka ze mną. Nie lubi marnować miejsca. Kiedy tylko cię zobaczyłem, wiedziałem, że będę musiał z tobą dzielić pokój. Wystarczyła sama twoja obecność, żebym się jeszcze bardziej wkurzył.

- Gdyby to zależało ode mnie, to nawet nie wchodziłbym do twojej sypialni. Może przynajmniej między nami panować zgoda ? - Uśmiechnął się lekko.

On mi właśnie zaproponował rozejm ? Nienormalny jakiś.

- Spieprzaj na drzewo Portman. - Opowiedziałem chamsko.

Mogłem zobaczyć, jak jego oczy przepełnia smutek.

Wstał z łóżka, na bose stopy włożył czarne tenisówki, bez słowa wyszedł z pokoju.

Nie moja wina, że z niego takie małe dziecko.

Niechętnie wstałem z łóżka, ubrałam moje ukochane trampki, zszedłem na dół, ubrałem kurtkę, zauważając, że brakuje jego, utwierdziło mnie to tylko w przekonaniu, że wyszedł na dwór.

Myśli, że nikt nie wie, że pali, poza tym zawsze chodzi w to samo miejsce. Totalny idiota.

Wyszedłem na zewnątrz i poszedłem dokładnie w to miejsce, było blisko, ale jednocześnie było trochę ukryte za żywopłotem.

Siedział na trawie i palił.

Przewróciłem na to oczami.

Usiadłem obok niego.

- Spieprzaj stąd, mam cię dość.

- Tsa super, wracamy do środka i ty idziesz spać.

- Nie rozkazuj mi, będę tu siedział, tyle ile chcę. Nie będę twoją marionetką czubku.

Czyli tak chcę się bawić.

Wyrwałem mu papierosa i wgniotłem w ziemię.

- Do reszty ci już odjebało ?! Jesteś największym popaprańcem, jakiego kiedykolwiek widziałem !

Już chciał wyjąć kolejnego papierosa.

- Przysięgam, że jeśli go wyciągniesz i zapalisz, to zgaszę ci go na skórze. -Spojrzałem na niego groźnie.

Zrezygnował z tego.

- Nie będę się powtarzał, wstajemy i idziemy. - Powiedziałem pewnie.

- Słyszałem wtedy twoją rozmowę z Olive, więc przestań, mogę nawet kłamać, że się mną ładnie zajmujesz, ale daj mi do kurwy nędzy święty spokój.

No cóż, to nie miała być jakaś tajemnica.

Wstałem z ziemi, otrzepałem szorty i poszedłem do domu, udałem się do kuchni w celu zrobienia jakieś herbaty na uspokojenie.

Kiedy dwa kubki były gotowe, wróciłem do tego obrażonego dziecka.

Tsa, wiem, że nawet gorzej się zachowuję niż on.

Usiadłem obok niego, pijąc swój, jego podstawiłem mu pod nos.

Wziął ode mnie kubek i napił się małego łyczka.

W sumie to siedzieliśmy w ciszy, pijąc herbatę, patrząc przed siebie.

Która osobiście mi odpowiadała, ale oczywiście on musiał się odezwać.

- Zostawisz mnie w końcu w spokoju, nie potrzebuję towarzystwa, szczególnie twojego.

- Na pewno nie będziesz mi mówić co mam robić, jestem starszy. - Odpowiedziałem nadzwyczaj spokojnie.

- O co ci kurwa chodzi człowieku ?!

Spojrzałem na jego twarz, emanował od niego czystym gniewem.

- O nic.

Znów patrzyłem się przed siebie.

Nagle nie wiem jakim cudem wylądowałem plecami na ziemi oraz Jake, który siedział mi na brzuchu.

Dziwna sytuacja.

- No i co mi teraz zrobisz ?! Nie byłbyś w stanie nikogo uderzyć.

Chwila jego nieuwagi i to teraz ja siedziałem mu na brzuchu, jedną ręką zablokowałem jego nadgarstki nad głową.

- Ty jesteś, całkowicie inny, delikatny, na swój sposób uroczy. - Szeptałem mu do ucha.

Czułem, jak przez jego ciało przechodzi dreszcz.

Spojrzałem w jego błękitne oczy, widziałem w nich zdezorientowanie.

- Co ty chcesz osiągnąć ? Proszę cię, odpowiedz, dlaczego tak mnie, nienawidzisz ? - Zapytał szeptem.

- Nie nienawidzę cię, nigdy nie powiedziałem, że cię nienawidzę. - Szepnąłem.

Mogłem mieć trochę za blisko swoją twarz.

Popatrzyłem się jego kuszące usta, później znowu w te jego piękne ślepka.

Przejechałem opuszkami palców po jego policzku.

Nie wiem, co mnie opętało, ale delikatnie wpiłem się w jego wargi.

Po chwili mogłem poczuć, jak oddaje ten słodki, ale niechlujny pocałunek.

Kiedy powoli zaczynało brakować mi tlenu, odsunąłem się lekko.

Zobaczyłem, że Jake nadal ma zamknięte oczy.

Jedynie co teraz słyszałem to nasze nierówne oddechy.

Nie mogłem siebie dłużej okłamywać, spodobał mi się ten chłopak i już nic tego nie odkręci.

Podniósł powieki, mogłem zobaczyć w jego oczach łzy.

- P-przestań się m-mną bawić. - Powiedział cichutko, że ledwie to usłyszałem.

Puściłem jego nadgarstki, objąłem dłońmi jego twarz.

- Nie bawię się tobą, podobasz mi się Jake. - Szepnąłem.

Strange, Crazy, Beautiful Love // Enoch O'Connor/Jacob PortmanWo Geschichten leben. Entdecke jetzt