Rozdział I

2.4K 118 12
                                    

        Przeczesał swoje blond włosy i potrząsnął dłonią, by rzemykowa bransoletka spoczęła na jego nadgarstku. Wziął płytki wdech i idąc rześkim krokiem, zaczął nucić pod nosem wesołą melodię, by móc umilić sobie ten samotny spacer w stronę marketu. Mijając jakieś panienki, bardzo chętnie się z nimi witał, rzucając im swój olśniewający uśmiech, który sprawiał, że ich buźki rumieniły się zdrowo i odchodziły rozchichotane. Zdarzały się chwile, że na jego usta cisnęły się słowa typu "jestem niesamowity" bądź "tak to cały ja, czego chcieć więcej?". Pozostawił to jednak własnej świadomości i wesołym chodem dotarł do wcześniej obranego celu.

          Pochwycił czerwony koszyk i ruszył w głąb sklepu w poszukiwaniu prowiantu na wyjazd. Przekąski, napoje izotoniczne... Woda! Przede wszystkim woda mineralna! Podszedł do napoi i zaczął lustrować wzrokiem butelki z wodą różnej firmy. Nie od dziś wiadomym było, że ten młodzieniec był niecodziennym.... koneserem wody mineralnej. Dziwne, prawda? A jednak. Model jego pokroju nie będzie pił byle czego.

          Przepuścił starszą panią do kasy, która mu podziękowała wdzięcznym uśmiechem. Gdy tylko go odwzajemnił, poczuł wibracje swojego telefonu. Wyciągnął go z kieszeni i odblokował, widząc, że przyszła wiadomość której nadawcą był wypisany dużymi literami Kasamatsu Yukio. Jak na kapitana drużyny przystało, chłopak rozesłał swoim współzawodnikom dokładne miejsce spotkania i godzinę. Blond młodzieniec uśmiechnął się do wyświetlacza i sam do siebie skinął głową. Zbiórka miała odbyć się przy stacji autobusowej o siódmej rano. Tak długo czekał na ten obóz! Cały tydzień ostrego treningu. Tego potrzebuje. I nie, nie będzie zagrzewał ławki rezerwowych. Z jego nogą jest już lepiej... Zbyt długo odsuwali go od gry... Przechodził żmudną rehabilitację stopy pod okiem jednego z lepszych specjalistów w okolicy. Lekarz dobrze widział starania chłopaka i zdawał sobie sprawę, jak bardzo kochał koszykówkę by chcieć wrócić do gry. Uznał, że jego stan jest o wiele lepszy i dopóki się nie przeforsuje, może zacząć na nowo trening. Teraz może wrócić na kort. Od mistrzostw Winter Cup minęły dwa miesiące, więc As drużyny Kaijou był gotowy by powrócić i wspomóc swoich przyjaciół.

        Kupiwszy swój prowiant, uchwycił siatkę z zakupami w prawej dłoni i ruszył w stronę szklanych rozsuwanych drzwi. Uśmiechnął się miękko widząc jak po szybie cieknie złocisty zachód słońca. Urocza sceneria... Może wybrałby się jeszcze na krótką przechadzkę? Dobra myśl.

          Przekroczył szklane wrota i wziął głęboki wdech, po czym odetchnął i otworzył powieki. Zrobił krok w przód i chciał ruszyć dalej, gdyby nie usłyszał gwizdania dochodzącego z jego lewej. Przeniósł swoje bursztynowe tęczówki w celu odnalezienia źródła dźwięku i napotkał wtem kpiące spojrzenie niemalże tego samego wzrostu chłopaka. Kise zmarszczył swoje brwi i włożył jedną dłoń do kieszeni, przyglądając się młodzieńcowi. Dalej nie potrafił zrozumieć jak ze swojej szarej czupryny zrobił czarne dredy! Po kiego mu dredy? Chociaż... teraz ta fryzura jakby bardziej uwydatniała jego paskudny charakter. Blondyn posłał mu łobuzerski uśmiech, na którego widok Haizaki prychnął.

        - Ryouta~ Jak miło cię widzieć! Gosposia wybrała się na przechadzkę do sklepu? Jak tam stopa?

          Oblizał swojego kciuka i podszedł bliżej Kise, który zaśmiał się drwiąco. Pieprzony drań. Zaczepki szuka? Blondyn przyodział szeroki i wesoły uśmieszek przy czym poklepał znajomego po ramieniu.

        - To takie miłe, że o to pytasz! Wyśmienicie wręcz. Co, chciałbyś rewanżu?

        - Jakby mnie to obchodziło idioto... Już wam mówiłem. Nie jaram się koszykówką tak samo jak wy wszyscy. Więc mam gdzieś te twoje litościwe rewanże - wzruszył ramionami i minął blondyna, zatrzymując się za jego plecami - Coś mi się wydaje, że niedługo się spotkamy... Ryouta~

One more time! [ AoKise ]Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu