Rozdział X

947 74 11
                                    

        -Hej, Chiaki-chan... zauważyłaś, że odkąd Kise-kun wrócił ze zwolnienia... jest jakiś inny?

        Niziutka brunetka wychylając się zza rogu, zerkała na blondyna, który właśnie rozmawiał z Kasamatsu. O tej godzinie nie było zbyt wielu uczniów na korytarzy, bo pewnie wszyscy wyrwali się biegiem do stołówki... Lecz kilku niedobitków wciąż chodziło pustymi korytarzami. Druga dziewczyna, nie odrywając nosa od książki westchnęła cicho.

        -Tak, tak... Pytałaś mnie o to z pięć razy. Jest inny, nawet odwdzięczył się za notatki, które mu przynosiłam... Ale co w związku z tym?

        Poprawiła okrągłe okulary i zerknęła na zbyt pobudliwą przyjaciółkę. Tamta zaś, wciąż spoglądała w stronę roześmianego i rumianego modela, bujając biodrami.

        -Zazdroszczę... Ach jakbym była przewodniczącą klasy zamiast ciebie, z pewnością mogłabym zanosić te notatki za ciebie! To nie fair...

        -Nie fair by było, gdyby taki leń i nieuk został przewodniczącą... Rin proszę cię zejdź na ziemię. Kise-kun ma na pęczki takich jak ty, a i tak żadna go nie interesuje. Zresztą... Doskonale widać, że jego wesoły uśmiech jest sztuczny i wymuszony. Zapomnij o nim. To nie twoje progi.

        Dziewczę nadęło policzki, czując jak czerwień je zalewa z podwójną siłą. Nie podobały jej się te słowa, zakuły ją dobitnie, lecz nie była jedną z tych, którą te zdania mogą zatrzymać.

        -Nie znasz się na miłości... Ach tak w ogóle skąd wiesz, że jest sztuczny? Nawet go nie znasz! Obserwujesz go, tak? Oj ty niedobra... ale czekaj no. Jeszcze zobaczysz, że się do niego zbliżę... Na pewno!

        Była dumna ze swych słów, jednak nie spodziewała się tego, że pewna osoba wszystko usłyszy. Chiaki prychnęła pod nosem, a Rin stanęła jak wryta. Kise Ryouta przeszedł obok niej, lecz jego spojrzenia nie widziała. Długie blond kosmyki przysłoniły jego bursztynowe ślepia, lecz uśmiech na ustach był dość znaczący. Chłopak był rozbawiony. Lecz czym? Słowami koleżanki z klasy?

        Jak gdyby nigdy nic przeszedł obok dziewcząt i udał się w stronę klasy. Naprawdę... Za każdym razem, gdy przypadkowo usłyszał tego typu rozmowy, miał ochotę się roześmiać, lecz to byłoby niegrzeczne... Jednak pani przewodnicząca miała rację. Jego uśmiech był cholernie sztuczny... A wiele osób nabierało się na jego sztuczkę. Jedyne osoby, które były w stanie poznać jego prawdziwe ja, to tylko te, które on sam szanował... Osoby trzecie były dla niego tylko i wyłącznie tłem... A po wydarzeniach, które ostatnio miały miejsce – jeszcze bardziej się odseparował od innych.

        Był samotny, dopóki nie lądował w Sali gimnastycznej. Był samotny dopóki nie dostawał wiadomości od osoby, która ostatnimi czasy była... jego największym pocieszeniem. Minęły już dwa tygodnie od powrotu Kisego do szkoły. W jego umyśle wiele się zadziało, dużo rozterek jak i wstrząśnięć... Był po prostu skołowany. Być może dlatego jego sztuczność była bardziej widoczna? Jedno było pewne... W jego sercu nie było ani okruszka sztuczności... I zdawał sobie z tego sprawę.

***

        Jeb! Śpiący na parkiecie Aomine dostał w łeb od Wakamatsu. Rozespany i wściekły ciemnoskóry prędko się otrząsnął i ruszył w pogoń za starszym kolegą. Zarówno Sakurai jak i Momoi westchnęli w tym samym momencie, a dziewczyna dodatkowo pokręciła głową. Przymrużyła powieki i zaczęła lustrować swojego przyjaciela. Uległ.. dziwnej zmianie. Zaczął przychodzić na treningi bez gadania , bardziej się przykładał i prawdopodobnie jeszcze mocniej bujał w obłokach.

One more time! [ AoKise ]Where stories live. Discover now