Rozdział VII

1K 78 8
                                    


                To było jak nagły i niespodziewany impuls... Sam nie wiedział, dlaczego zaproponował przyjacielowi kierunek do jego mieszkania... Ale przecież nie mógł go teraz tak zostawić! Chłopak nie miał czym wrócić do Kanagawy, a do tego... Był w fatalnym stanie. Dobrze się składało, że akurat państwa Aomine nie było na kwadracie, ponieważ pojechali w odwiedziny do daleko zamieszkałej ciotki.

        Przez całą drogę praktycznie w ogóle się nie odzywali, jedynie w momencie gdy ciemnoskóry poprosił Kise, by ten napisał do rodziny, że nie wróci na noc i zostaje u niego. Między nimi narodził się półmetrowy dystans, a odgłosy niepewnych kroków, jedynie dodawały tej sytuacji jeszcze więcej niezręczności. Czy to przez tą dziwną sytuację? Czy...

        Wchodząc na odpowiednie piętro na klatce, Aomine bezszelestnie wyciągnął klucze i szybko otworzył drzwi. Wpuszczając kumpla do środka, od razu zapalił światło i rzucił swoje buty w kąt, by zaraz pokierować blondyna do swojego pokoju. Kise tu kiedyś był. Nie raz, czy dwa... a pomieszczenie w ogóle się nie zmieniło. Wciąż panował bałagan, pełno plakatów na ścianie; zarówno Mai-chan jak i koszykarzy NBA, przez co Ryouta poczuł przypływ delikatnej nostalgii. Miło tu wrócić...

        Gdy blondyn usiadł na łóżku, podkulając nogi, ciemnoskóry zniknął gdzieś w kuchni, po czym przyniósł gorącą herbatę dla przyjaciela. Podrapał się po karku i zerknął w bok, nie wiedząc zbytnio jak się zachować.

        -Moja matka mówi, że zioła są idealne na stresujące sytuacje...

        Niech to. Stresujące? Dołuj chłopaka bardziej! Podał mu kubek i usiadł obok, ciężko wzdychając. Sam sobie kwasu narobił... Zaślepiony złością tak zlał Haizakiego, że jego twarz przypominała talerz pełen keczupu... Będzie naprawdę fatalnie, jeśli ten gdzieś to zgłosi. Ale co miał zrobić? Stanął w obronie przyjaciela. Po raz drugi wprawdzie, ale tak jak sobie obiecał – gościu znów przeskrobie, to na jednym uderzeniu się nie skończy. I tak właśnie było...

        Kise cichutko podziękował i upił łyk. Jego zgaszone spojrzenie utknęło w gorącym napoju, a ciało nie drgnęło ani na sekundę. Był przerażony tym co się wydarzyło... tym jak do tego doszło i tym, co by było, gdyby Aomine nie zareagował. Nie miał pojęcia skąd ciemnoskóry wyskoczył, jednak z pewnością spadł mu z nieba. Nieśmiało i dyskretnie zerknął na równie przygnębioną twarz młodzieńca. Co powinien teraz powiedzieć? Wziął głęboki wdech i delikatnie się wzdrygnął.

        -N-Nie chcę byś miał przeze mnie problemy Aominecchi... Jeśli Shougo-kun powie o tym komuś... Będziesz miał przegwizdane...

        Nie mówił nic więcej. Twarz Daikiego stężała, a brwi zmarszczył w akcie wściekłości. Zabrał chłopakowi kubek, by zaraz szarpnąć go za ramiona i nim potrząsnąć.

        -Problemy?! O czym ty pieprzysz Kise? Miałem pozwolić na to, by ten frajer zrobił ci krzywdę?! Nie dbam o to, co mi zrobią. Niech kabluje gnój jeden... Gdybym się nie pojawił na tym kretyńskim pokazie, mógłbyś teraz...

        Ucichł. Widok łez lejących się po policzkach blondyna, tak nim wstrząsnął, że szybko zabrał ręce i automatycznie go przytulił. Mocno objął modela, przyciskając jego twarz do piersi, chcąc jakoś uspokoić jego drżące ciało.

        -Ja... Przepraszam. Nie chciałem na ciebie naskoczyć Kise... Po prostu... Jestem dalej wkurzony. Przyszedłem na pokaz dla Mai-chan, nie wiedząc, że tam będziesz... - przerwał na chwilkę by móc się podrapać po karku i zerknąwszy w bok, kontynuował – Pewnie byłeś na mnie wciąż wkurzony po obozie, więc wolałem się na ciebie nie natknąć, a i tak... Teraz czaję twoją złość. Mai-chan to pokręcona laska...

One more time! [ AoKise ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz