-11-

1.1K 77 4
                                    

Obudziłam się przed budzikiem. Moja żona jeszcze spała. Wczoraj zarezerwowałyśmy bilety lotnicze na 20:00 z lotniska
im. Johna F. Kennedy'ego. Miałyśmy ustawiony alarm na 11, ponieważ musiałyśmy jeszcze pojechać do Bostonu odesłać nasz samochód kontenerem na statek.
W końcu się wyspałam. Nie chciałam jeszcze wstawać, aby nie obudzić Agi. Wyglądała jak zwykle przesłodko. Przytuliłam się do niej, a ta otworzyła oczy.
- Pati czemu mnie budzisz?- wyjęczała, przecierając oczy.
- Zimno mi- skłamałam, wtulając się jeszcze bardziej w jej dekold.
Aga mnie objęła, pocałowała w czubek głowy i poszła spać dalej. Tak dobrze mi się leżało. Brakowało mi takiej czułości, lecz za chwilę miał zadzwonić ten cholerny budzik. Postanowiłam, że go wyłącze i poleżymy jeszcze z pół godzinki dłużej. Pech chciał, że zasnęłam...
...
- Patrycja! Wstawaj! Budzik nam nie zadzwonił- szarpała mnie za ramię.
Spojrzałam szybko na zegarek. Była 12:30. Wstałam jak poparzona, a Aga pociągnęła mnie za rękę do łazienki. Wzięłyśmy wspólny prysznic i przebrałyśmy się w czyste ubrania. Nie miałyśmy już czasu jeść czegokolwiek, więc tylko posprzątałyśmy po sobie i zbiegłyśmy do recepcji. Następnie czym prędzej odjechałyśmy z parkingu, kierując się do Stanu Massachusetts. Po drodzę przypomniałyśmy sobie, że mamy w naszym pojeździe narkotyki, których musimy się pozbyć. Nie wiedziałyśmy za bardzo w jaki sposób mają one zniknąć. Szkoda nam było wyrzucić tak zacne zioło i prochy. Postanowiłyśmy komuś sprzedać, lub oddać. Wjechałyśmy do jakiegoś przydrożnego baru za potrzebą i żeby zatankować. Chyba spotkał nas jakiś cud, bo przy wejściu zaczepił nas diler. Chciał nam wcisnąć heroine. Aga porozmawiała z nim chwilę, a ja w tym czasie poszłam skorzystać z toalety. Kiedy wyszłam zobaczyłam ich przy naszym bagażniku. Facet się unosił. Twierdził, że towar jest oszukany, gdyż chcemy za niego tak małą sumę pieniędzy. Aga mu tłumaczyła, że zależy nam na szybkiej sprzedaży, a pieniądze nie są dla nas ważne. Gościu się zdenerwował i wyciągnął broń. Na ten widok nie wiedziałam jak mam się zachować. Obejrzałam się do okoła czy są jacyś świadkowie. Na nieszczęście nikogo nie było. Mężczyzna wycelował w moją żonę!!! Wskoczyłam na niego z rozpędu od tyłu. Facet nie spodziewał się tego. Wyrzuciłam jego pistolet pod nasz samochód, tak aby w razie czego nie miał możliwości go dosięgnąć. Wbijałam mu swoje kolana w plecy, trzymając jego ręce. Miałam bardzo dużo siły. Było to spowodowane dawką adrenaliny. Po chwili wybiegł jakiś umięśniony człowiek z baru i powiedział, że się nim zajmie. My jak najszybciej odjechałyśmy stamtąd. Tak się bałam, że mogę stracić najważniejszą i najkochańszą osobę w moim życiu. Cała się trzęsłam byłam w szoku. Wciągnęłam sobie trochę amfy na rozluźnienie. Przeszedł mi cały strach. Aga była nie wzruszona tą całą sytuacją. Jedynie mi podzękowała, że uratowałam jej życie. Dochodziła godzina 18, a my dopiero zrobiłyśmy pół trasy. Było pewne, iż nie zdążymy. Zanim dojechałyśmy na miejsce była już godzina 22. Gdybyśmy oddały samochód nie miałybyśmy co robić przez ten cały czas. Postanowiłyśmy więc, że pojeździmy sobie po mieście i przy okazji zatankujemy bak do pełna. Mijałyśmy Harvard- najlepszą uczelnie na całym świecie; przynajmniej według mnie.
- Zobacz kochanie. Chciałam cię tu wysłać, ale kiepsko się uczysz.
- Haaa świetnie... Po co mi to?
- Żebyś dostała lepszą pracę.
- Ja mam już pomysł na biznes- odpowiedziałam.
- Ta? Jaki?- zatrzymała się na światłach i spojrzała się na mnie. - Powiem ci jak wrócimy do domku- ściągnęłam buty i skuliłam nogi.
- A związany z twoją szkołą? Czyli ARCHITEKTURĄ KRAJOBRAZU?- zaakcentowała te słowa, żeby mnie rozzłościć.
- Jeden plan tak... Drugi nie. I to właśnie ten drugi będę realizowała.
Aga zaczęła się zastanawiać co mam na myśli i zgadywała. Jednak nie udało jej się. Jeździłyśmy tak bez celu, aż w końcu wpadłam na pomysł, żeby sprawdzić loty z lotniska w Bostonie. W końcu tamte bilety nam przepadły, więc nie ma się co użalać. Okazało się, że jest akurat jakiś lot do Monachium w Niemczech za półtorej godziny. Bez zastanowienia ponownie zarezerwowałyśmy bilety. Pojechałyśmy do portu oddać nasz samochód. Miał przypłynąć do Gdańska dopiero za 2 miesiące. Powiedziałam żeby go nie zarysowali i pojechałyśmy na lotnisko taksówką. Kiedy już siedziałyśmy w terminalu E, z którego miałyśmy lot do Niemiec, przypomniało nam się, że w końcu nie pozbyłyśmy się narkotyków. Aga strasznie się zestresowała. Ja miałam wszystko za przeproszeniem w DUPIE. Trzymała mnie jeszcze amfetamina i czułam się jak nowo narodzona. Ten czas oczekiwania minął mi bardzo szybko. Weszłyśmy do samolotu, a ja wepchnęłam się przed Agę, zajmując miejsce przy oknie. Ta przewróciła oczami i usiadła spokojnie obok. Wiedziałyśmy, że czeka nas jeszcze długa droga z Monachium do naszego miasta w Polsce, więc poszłyśmy spać.

***
__________________

Dziś pojawi się jeszcze jeden rozdział 😜
W końcu mam czas na pisanie. Będę tak cały tydzień siedziała i tylko pisała... 😖

Podróż na Haju, prosto do Raju ❷✔ LessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz