-33-

1K 70 1
                                    

Obudziłam się cała spocona. Oni jeszcze spali. W środku było całkiem ciemno. Przez chwilę zastanawiałam się czy czasem nie umarłam. Przeraczkowałam w miejsce, gdzie siedział facet. Chciałam znaleźć zapałki, którymi odpalał świeczki.
Wyciągnęłam rękę i złapałam niechcąco mężczyznę za jego przyrodzenie.
- Co jest?!?- obudził się.
- Jezu! Przepraszam!- zabrałam szybko rękę.- Myślałam, że... Znaczy... Szukałam zapałek.
- Na moim penisie?
- To było niechcąco. Jest ciemno. Nic nie widzę.
- Tu je mam- walnął mi przypadkowo ręką w brzuch.
- Ałaa... Dzięki- zabrałam pudełeczko i odpaliłam zapałkę. Pomieszczenie zostało wypełnione przez światło.
Pierwszy przedmiot jaki zobaczyłam, to ta siekiera, zaraz po tym łopate i rozwalone CB RADIO. Łopata wyglądała na porządną. Zrozumiałam, że miałam proroczy sen.
- Może powinniśmy spróbować otworzyć ten właz?- zapytałam.
- Dobry pomysł- ledwo co wstała Aga.
- Nie damy rady- odpowiedział.
- Damy radę! Dalej... Chodźcie!
Stanęłam przy włazie z Agą, czekając na Josha. Podszedł leniwie do nas i złapał za metalowe, zielone koło.
- Raz!- powiedziałam.
- Dwa!!- dopowiedziała Aga, jak w tym śnie.
- Trzy!!!- krzyknął Josh. Zaczęliśmy pchać ile tylko siły mieliśmy. Podnieśliśmy drzwi do połowy. Mężczyzna włożył siekiere w szparę, tak jak w tym śnie.
- Szybko! Dajcie coś jeszcze!- krzyknął.
Bez zastanowienia podałam mu łopate. Na nowo zaczęliśmy pchać. Weszliśmy wyżej po schodkach.
Teraz do schronu wpadło więcej światła. Josh podstawił łopate.
Puściliśmy metalowy okrąg. Opierał się na przedmiotach, którymi go podparliśmy, ale nie wyglądało to za dobrze.
- Panie mają pierwszeństwo- powiedział Josh, czekając aż wyjdziemy.
Wzięłam głeboki oddech, spojrzałam na ich twarze i wyszłam pierwsza, czołgając się pod włazem. Kiedy już stanęłam na równe nogi, od razu spojrzałam w kierunku domu. Tak jak się spodziewałam. Był cały zmasakrowany. Co do samochodów, to chyba zmiotło je z powierzchni ziemi. Na pewno nie ma nawet co ich szukać.

Pomogłam wyjść do końca mojej żonie. Dzięki światle dziennemu, dostrzegłam, że jej rany wyglądają okropnie. W miejscu na ramieniu gdzie miała szwy- teraz miała otwartą ranę, która zaschnęła. Była cała brudna. Na pewno trzeba było ją oczyścić i przemyć.

Pomogłyśmy wyjść Joshowi i wtedy przypomniało mi się coś jeszcze. Bałam się odpowiedzi, ale musiałam zapytać.

- Josh, gdzie jest ten pies?

- Tego już nikt nie wie- spojrzał w niebo.- Uciekł mi, kiedy cię wołałem.

Stałam przerażona. Dotarło do mnie, że to moja wina. Spojrzałam na Age. Też to przeżywała, za to facet nie wykazał choć odrobiny smutku, czy zdenerwowania. Jakby wszystko było mu obojętne. Jakby takie rzeczy zdarzały się na co dzień. Spojrzałam w ziemie, a zaraz potem z powrotem na niego. Patrzył na dom, a raczej jego resztki... Nie widziałam na jego twarzy żadnych emocji. Nic nie mogłam wyczytać. Dałabym rękę sobie uciąć, że przez te kilka minut nawet nie mrugnął.
Już miałam się odezwać do Agi, kiedy mój głos zagłuszyć właśnie on.
- Musimy to posprzątać!- powiedział rozkazującym tonem i ruszył w kierunku stajni, która nie uległa zniszczeniu. Nawet najmniejsza deseczka nie została oderwana, czy choćby draśnięta.

Poszłyśmy w ślad za mężczyzną. Mijając dom, spojrzałyśmy synchronicznie w miejsce, gdzie wcześniej stały pojazdy. Zastanawiałam się jak wrócimy do domu i co powiemy Beniaminowi... Na pewno dostanie szału. Przecież takie auto to perełka.

- Mamy to sprzątać?- wyszeptała Aga, zerkając na kupe pozostałości z domu.

- On jest śmieszny!- wręcz krzyknęłam. Na szczęście po polsku.- Zanim to ogarniemy, to minie wieczność!

- Spokojnie. Za chwilę się stąd wyniesiemy- złapała mnie za rękę.

Weszłyśmy za Joshem do ogromnej, czerwonej, drewnianej stajni.
Cały czas się zastanawiałam czemu jest cała.

Podróż na Haju, prosto do Raju ❷✔ LessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz