Rozdział XXXV

6.1K 508 118
                                    

Bliska płaczu, z przerażeniem pocieram dłonią swoje czoło, by potem odgarnąć z niego zbłąkane kosmyki. Bezsilnie patrzę w okno, przez które wyszedł Bruno, aż w końcu podejmuję decyzję.

W jednej chwili dopadam szyby, przekładam nogi przez parapet i zeskakuję. Na moje nieszczęście, krzywo upadam na stopę, czemu towarzyszy nieznośny ból. Unoszę głowę, kilka metrów dalej dostrzegając Bruna. Skomlę, podnosząc się i zaciskam zęby, nie zważając na ambaras, gdy chwiejnie przemierzam ogródek. 

— Bruno! — wołam, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.

Nie mogę dopuścić do tego, by skrzywdził Kennetha.

— Bruno, do jasnej cholery! — warczę, coraz bardziej zrozpaczona.

Noga pulsuje mi bólem i nie jestem w stanie znieść już chociażby kroku, zatem poddaję się. Ze łzami w oczach usiadam na ziemi, karcąc się w duszy za tą moją cholerną niezborność. 

Ocieram rękawem bluzy oczy, po czym wzdycham głęboko. Jeszcze raz zerkam na ciemną postać, niknącą właśnie za moim domem. 

— Bruno, proszę cię, wróć tu! — drę się ostatni raz, a następnie zmęczona opadam na podłoże.

I co mam teraz zrobić?

Bez pomocy nie wdrapię się do swojego pokoju przez okno. Tym bardziej, że przeraźliwie dokucza mi noga. Mogę zadzwonić do drzwi, ktoś mnie wpuści. Wtedy jednak będę miała przechlapane ze względu na fakt, iż wylazłam oknem. 

Cholera. 

Wolę jednak dostać szlaban, aniżeli siedzieć do rana w ogrodzie. 

Zaciskam zęby, spomiędzy których wydobywa się syk, gdy podnoszę się z ziemi. Kuśtykając, docieram do jednej ze ścian domu. Podpieram się na niej, ale mimo to wciąż czuję uciążliwy ból w kostce. 

W końcu docieram przed drzwi i dopiero teraz uświadamiam sobie, że jest zimno. Na dodatek moje włosy wciąż są wilgotne. Z mocno bijącym sercem naciskam dzwonek, przygotowując się w myślach na rozmowę z rodzicami. 

Pocieram dłońmi swoje ramiona, chcąc się ogrzać, jednak nie przynosi to pożądanego efektu. Odwracam głowę i wpatruję się przez chwilę w księżyc, uspokajając myśli. 

Po chwili ponownie naciskam dzwonek, będąc już poddenerwowana oczekiwaniem. 

Dlaczego nikt go nie słyszy? 

Gdy kilka minut później nikt wciąż nie otwiera, zgrzytam zębami i gnuśnie przysiadam na stopniu schodów. 

Podciągam nogawkę dresowych spodni, wnikliwie oglądając swoją lewą kostkę. Jest nieco opuchnięta, a skóra w jej miejscu stała się czerwieńsza. Obawiam się, że z moim szczęściem mogłam ją nawet skręcić. 

Wzdycham, po czym na powrót naciągam nogawkę i zamykam oczy. 


***


— Clementine, co ty tu robisz? — Otwieram oczy, słysząc zaskoczony głos Bruna. 

Zaspałam?

Nie odpowiadam, a jedynie podnoszę się ze schodka, nieumyślnie przenosząc ciężar ciała na lewą nogę, co sprawia, że jęczę z bólu. 

— Co ci się stało? — kontynuuje zmartwionym głosem. 

Rzucam mu kpiące spojrzenie, prycham i oglądam się wokoło. Wciąż jest ciemno, zatem zapewne nie spałam długo.

Samotne sercaWhere stories live. Discover now