Rozdział XLIII

5.5K 429 50
                                    

Kilkakrotnie mrugam oczyma, odpędzając sen. Obrzucam spojrzeniem swoje ubrania, niedbale rzucone na podłogę, po czym zerkam na zegarek, stojący na szafce nocnej. 

Dziewiąta trzydzieści. 

Poranek jest ciepły i słoneczny, dzięki czemu twarz Bruna, leżącego obok mnie, okalana jest promieniami słońca. Nasze nogi są splecione niczym bluszcz, klatka piersiowa chłopaka miarowo się unosi, a jego gorący oddech spowija moją twarz. 

Zagryzam wargę, podziwiając gęsty wianuszek rzęs, które rzucają cień jego na policzki, i seksownie zmierzwione włosy. Nie chwaląc się, to moja sprawka. Czule odgarniam kosmyk, który opadł mu na czoło. Robi mi się ciepło na sercu, zatem uśmiecham się lekko. 

Boziu, naprawdę jest uroczy. 

Przyłapuję się na myśli o Kevinie. Nigdy nie doświadczy tego, co ja. Nigdy kogoś nie pokocha, nie odda mu swojego serca i nie będzie budził się u jego boku ze świadomością, że zrobiłby dla niego wszystko.

I to przeze mnie. 

Przygryzam wewnętrzną stronę policzka, usiłując powstrzymać łzy, napływające do moich oczu. Nie powinnam płakać. Nie teraz, gdy mam przed sobą Bruna, którego kocham. 

Chłopak porusza się niespokojnie, marszcząc brwi. Pospiesznie ocieram powieki, by nie zorientował się, że płakałam. Chwilę potem otwiera oczy i patrzy na mnie sennie, a na jego usta od razu wpływa uśmiech. 

— Cześć — mówi zachrypłym głosem.

— Cześć — mamroczę. 

Unosi rękę, czemu towarzyszy szelest pościeli, i układa ją na moim nagim biodrze. Przyciąga mnie do siebie, całując delikatnie, co sprawia, że motylki w moim brzuchu budzą się do życia. 

— Jak się czujesz? — pyta, odgarniając za ucho kosmyk moich włosów.

— Dobrze — oznajmiam i obdarzam chłopaka uśmiechem. — A ty?

— Znakomicie. 

Radośnie unosi kąciki ust, ukazując dołeczki w policzkach, a jego niebieskie oczy pobłyskują, co dodaje mu uroku. 

— Wstajemy? — proponuje. 

Przez chwilę się zastanawiam. 

— Nie — oznajmiam wreszcie, jednocześnie usadawiając się na biodrach Bruna. — Za bardzo mi tu wygodnie. 

W pokoju rozbrzmiewa jego ochrypły śmiech i przygryzam wargę, by również się nie roześmiać. Przebiegam palcami po nagim torsie chłopaka, czując, jak mięśnie napinają się pod moim dotykiem. Przesuwam dłonie na jego ramiona, jednocześnie się pochylając. Składam miękki pocałunek na jego ustach, a on mruczy. Na dobre układam się na ciele Bruna. Okrywa nas kołdrą, szatańsko się przy tym uśmiechając. 

— Masz ochotę na poranne igraszki? — rzuca szelmowsko. 

Śmieję się.

— Mhm, z tobą zawsze. 

Moje usta muskają ogoloną żuchwę Bruna, by potem złożyć pocałunek w kąciku jego ust. Chłopak pieści dłońmi moją skórę, a ja piszczę, gdy ściska mój tyłek. 

— Widzę, że oboje lubimy tyłki — stwierdzam, zagryzając wargę. 

Bruno odpowiada mi uśmiechem. 

Nim udaje mi się zorientować, już znajduję się pod nim. Osłania mnie swoim ciałem, zawisając nade mną. Chichoczę, kiedy czule całuje mnie w obojczyk. 

Samotne sercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz