Rozdział LI

1.4K 58 0
                                    

Moje pomysły zawsze są do dupy.

Szkoda tylko, że dociera to do mnie dopiero teraz, kiedy już niczego nie da się odkręcić. Muszę zatem siedzieć na imprezie, która wydaje się być jeszcze nudniejsza niż poprzednia. Moim jedynym pocieszeniem jest alkohol.

Wlewam do gardła trzeciego już shota i wbijam beznamiętne spojrzenie w Abby, która z całych sił stara się mnie podniecić swoim tańcem. Normalnie w tym momencie już bym się na nią rzucił, ale mój fiut niezbyt popiera ten pomysł, więc muszę go trochę rozruszać.

Nie żeby Abby nie była pociągająca. Jej cycki wręcz wylewają się spod dekoltu sukienki, a tyłek wygląda całkiem dobrze w obcisłej kiecce. Kątem oka widzę, że kilkoro facetów obrzuca moją towarzyszkę łakomymi spojrzeniami.

Sorry, ale dzisiejszej nocy należy do mnie.

Podrywam się z wysokiego krzesełka i unoszę kącik ust w szelmowskim uśmieszku. Podchodzę do Abby, zostawiając przy barze kieliszek. Dziewczyna najwyraźniej domyśla się, po co przyszedłem, bo od razu zaczyna się o mnie ocierać.

Na wskutek jej lubieżnych ruchów kutas nieco mi twardnieje. Przymykam oczy, spoglądając na Abby. Nawet bez wysokich obcasów jest niewiele niższa ode mnie, zatem teraz równa się ze mną wzrostem. To odmiana, ale niekoniecznie miła.

Lubiłem to, że Clementine musiała stanąć na palcach, by móc mnie pocałować i to, że nawet, gdy miała szpilki, wyglądała przy mnie na niską. Pod powiekami wciąż widzę jej słodki uśmiech i słyszę ten rozkoszny chichot. Śmiała się tak tylko wtedy, kiedy powiedziałem coś naprawdę zabawnego. I uwielbiałem to.

Mimo że moje durne rozmyślania tylko pogrążają mnie w rozpaczy, wyobrażam sobie, że leżę teraz w łóżku. Clementine przytula się do mnie, pogrążona we śnie, a ja mogę obserwować, jak spokojnie unosi się jej klatka piersiowa.

Tylko tyle wystarczyło mi do szczęścia i żałuję, że tego nie doceniałem. Teraz nie mam nic, został mi jedynie skrawek wspomnień, przez które nie mogę ruszyć dalej.

— Może gdzieś wyjdziemy? — Wzdrygam się, słysząc krzyk Abby przy uchu.

Szybko otrząsam się z letargu i spoglądam na czarnowłosą dziewczynę. Patrzy na mnie nieco znudzona, więc czym prędzej chwytam ją za rękę i prowadzę w stronę drzwi. Jeśli nie będzie zadowolona, nici z seksu.

Po chwili jesteśmy już na zewnątrz. Muzykę tłumią grube ściany klubu, więc można tu rozmawiać bez przeszkód. Ale czy Abby w ogóle chce rozmawiać? Hm, zawsze wiedziałem, co spodoba się Clementine, od samego początku. Z Abby jest zupełnie inaczej; o wiele trudniej.

Może to i dobrze?

— Nie spodziewałam się, że zabierzesz mnie na imprezę — wyznaje, patrząc przed siebie.

Wsuwam dłonie do kieszeni spodni, nie rozumiejąc, co ma na myśli.

— A czego się spodziewałaś? — rzucam trochę za ostro, więc momentalnie odchrząkam. — Znaczy, uznałem, że to dobre miejsce na pierwszą randkę — poprawiam się.

Dziewczyna unosi lekko brwi, co zbija mnie z pantałyku. Nie mam daru, dzięki któremu rozumiem, czego pragną kobiety, ale nigdy nie przeszkadzało mi to w ich zdobywaniu. Najpewniej zalążki moich zdolności podrywacza zniknęły wraz z pojawieniem się Clementine.

A więc teraz jestem zupełnie do dupy.

— Jeśli chcesz stworzyć związek, pierwsza randka powinna być romantyczna. — Dziewczyna poprawia swoją grzywkę. — Teraz mam wrażenie, że chcesz mnie tylko przelecieć.

Ale ja chcę ją tylko przelecieć.

No, może nie do końca. W każdym razie nie zamierzam pakować się w żaden pieprzony związek. Raz to zrobiłem i jak na tym wyszedłem? W tej chwili potrzebuję partnerki, którą będę mógł bez problemu ruchać, jednocześnie nie musząc spędzać z nią każdej wolnej chwili.

— Aha.

Marszczę brwi.

— O co chodzi?

Patrzę na Abby z niezrozumieniem, przez chwilę zastanawiając się, czy zrobiłem coś źle. Wprawdzie mogłem powiedzieć, iż nie zabrałem jej na randkę, by potem móc uprawiać z nią seks, ale nie chcę kłamać.

— Czyli jednak chcesz mnie tylko przelecieć — mówi z rozjuszeniem, a potem nagle odwraca się w moją stronę. — Mogłeś przynajmniej skłamać, wiesz?

Otwieram szerzej oczy, zdezorientowany jej słowami.

— Wolałabyś, żebym skłamał? — upewniam się.

— Tak.

Abby rusza żwawym krokiem w stronę mojego samochodu, podczas gdy ja nie ruszam się ani o milimetr. Ja pierdolę, i jak tu zrozumieć kobiety?

— Odwieź mnie do domu, Bruno — rozkazuje z hardą miną.

Przez kilka długich sekund tępo się w nią wgapiam. Wzdycham ciężko, gdy dociera do mnie, że jednak jej nie przelecę. Zaciskam zęby z poirytowania i również podchodzę do auta. Otwieram je, a dziewczyna od razu wskakuje na miejsce pasażera.

Kiedy ruszamy, nie odzywa się do mnie ani słowem, więc postanawiam uratować jakoś nasze dzisiejsze spotkanie. Jestem facetem, zależy mi na seksie z nią. To normalne, że muszę zamoczyć.

— Nie chciałem, żeby tak wyszło. — Przelotnie obrzucam Abby wzrokiem, starając się być jak najbardziej skruszonym. — Miałem nadzieję, że miło spędzimy czas i bliżej się zapoznamy.

Dziewczyna nie reaguje na moje słowa, a jedynie wpatruje się w latarnie migające za szybą, jednocześnie bębniąc palcami o udo. Może to głupie, ale cholernie wkurwia mnie jej ignorancja. Na dodatek zachowuje się tak bez powodu. Przecież nie obiecywałem jej, że zaraz będziemy, kurwa, zakładać rodzinę!

Przewracam oczami, odwracając głowę w stronę jezdni. Straciłem dziewczynę, kumple są na mnie wkurzeni, a Abby obraziła się za byle gówno. Jeśli tak będzie teraz wyglądać moje życie, to chyba już lepiej skoczyć z mostu.

— Jesteś dupkiem — stwierdza czarnowłosa, wbijając spojrzenie w mój profil.

Wzruszam ramionami.

— Wiem.

Abby głośno prycha.

— Myślałam, że jesteś inny — drąży wściekle.

— Najwyraźniej się pomyliłaś.

W samochodzie zapada grobowa cisza, co w tym momencie jest mi na rękę. Skoro nici z seksu, lepiej, żeby Abby się nie odzywała. Jestem już wystarczająco zirytowany, żeby słuchać jej biadolenia o tym, jaki to ze mnie pieprzony gnój.

Spokój nie trwa jednak długo, bowiem kiedy tylko włączam radio, by posłuchać muzyki, momentalnie odzywa się Abby.

— I to wszystko? — Ścisza muzykę. — Nawet ze mną nie porozmawiasz, tak?

Oblizuję usta, tym samym usiłując się uspokoić.

— Przecież rozmawiam.

Pogłaśniam, mając nadzieję, że dziewczyna w końcu się zamknie. Chcę już tylko wrócić do domu i położyć się do łóżka, żeby odespać ostatnie noce. Na dodatek jestem cholernie zmęczony sytuacją, w jakiej się znalazłem. Przymykam oczy na dosłownie sekundę, jednak momentalnie je podnoszę, gdy Abby zaczyna wrzeszczeć.

Serce podchodzi mi go gardła i przez dezorientację naciskam hamulec w ostatniej chwili. Cudem udaje mi się zatrzymać samochód przed postacią, która niespodziewanie pojawiła się na ulicy. Jestem zupełnie oszołomiony i dopiero po chwili mogę dojrzeć, kogo o mało nie zabiłem.

A zobaczenie jej po dwóch miesiącach od naszego rozstania sprawia, że nie potrafię ruszyć się z miejsca.

***

Samotne sercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz