Rozdział XLI

5.7K 435 42
                                    

Marszczę brwi, niezdarnie wsuwając się w obcisłą kieckę, którą pożyczyłam od Norah. Ku mojemu zadowoleniu, nie ma zamka, zatem nie muszę trudzić się z jej zapięciem. Naciągam czarny materiał na uda, wkurzona faktem, iż non stop się podwija. Poprawiam jeszcze rękawy, sięgające mi nieco za łokcie, po czym biorę głęboki wdech i wychodzę na korytarz. 

Bruno stoi przy lustrze, nieopodal drzwi. Zagryzam wargę, czując ścisk żołądka, gdy widzę, jak ciemne spodnie opinają jego tyłek. Akurat narzuca na barki czarną koszulę. Serce podwaja mi bicia, kiedy człapię do chłopaka i odwracam go w swoją stronę. Mierzy mnie spojrzeniem od stóp do głowy, po czym oblizuje wargi. 

— Mogę? — Wskazuję na materiał. 

Bruno posyła mi lekki uśmiech, jednocześnie kiwając głową. Rozochocona, zaczynam zapinać guziki, tym samym podziwiając umięśniony tors. 

Czuję na sobie uporczywe spojrzenie chłopaka, dopóki nie kończę. Z niechęcią odsuwam się od niego, po czym spoglądam mu w oczy, a krew momentalnie zaczyna szybciej krążyć w moich żyłach. 

Bruno delikatnie zakłada za ucho kosmyk moich włosów, by następnie chwycić mnie za dłoń i wyprowadzić na zewnątrz. Owiewa mnie chłodne powietrze wieczoru, przez co mam gęsią skórkę. Nie zważam na to, zbyt podekscytowana imprezą, na którą się wybieramy. Właściwie nigdy nie byłam na domówce z Brunem, w sensie pójścia na nią razem. W związku z tym jest z czego się cieszyć. 

Wsiadamy do samochodu, ruszamy, a po kilku minutach, podczas których bezskutecznie powstrzymuję się, by nie spoglądać na przystojniaka za kierownicą, jesteśmy już na miejscu. Bruno otwiera mi drzwi, a ja dziękuję uśmiechem. 

Na trawniku przed domem, należącym z pewnością do bogatej rodziny, jest już tłum ludzi. Trzymam chłopaka za rękę, gdy przeciskamy się między nimi. Jak się spodziewałam, wewnątrz jest cała masa nastolatków, a ci skaczący do muzyki splatają się w jeden, niewyraźny obraz. 

— Chcesz się czegoś napić? — przekrzykuje muzykę Bruno, nachylając się do mojego ucha. 

Wstrzymuję powietrze.

— Tak — odpowiadam po chwili. 

W kuchni jest duszno i panuje wyborowa atmosfera, co przyjmuję z rozentuzjazmowaniem. Nie ma już wolnych stołków, zatem stajemy obok Ricka, tego, który romansował z Norah. Nie jestem pewna, czy wciąż ze sobą kręcą, ale nie zamierzam być nachalna.

— Zrobię nam coś na rozgrzewkę — oznajmia Bruno.

Przytakuję, po czym zwracam się do Ricka:

— Cześć, Rick.

Podnosi głowę, uśmiechając się. Kątem oka widzę, jak Bruno kontrolnie taksuje nas wzrokiem, zaniepokojony. Naprawdę jest zaborczy, ale, szczerze mówiąc, nie przeszkadza mi to. 

— Clementine, tak? — rzuca, drapiąc się po głowie. 

— Zgadza się.

— Norah wiele mi o tobie opowiadała — przyznaje, na co unoszę brwi.

Jestem zbita z tropu, zatem odwracam wzrok. Wgapiam się w swoje szpilki, dopóki nie podchodzi do nas Bruno. Zaciska zęby, najpewniej usiłując nie rzucić w stronę Ricka jakimś niegrzecznym komentarzem, co doceniam. 

— Proszę — mówi, podając mi kubeczek. 

— Dzięki.

Popijam łyk, krzywiąc się nieco na mocno wyczuwalny alkohol.

— Chcesz mnie upić? — rzucam sarkastycznie.

Szczerzy się w uśmiechu, rozluźniony, dzięki czemu robi mi się ciepło na sercu. 

Samotne sercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz