Część 1. Szalony pomysł

9K 541 1.1K
                                    

James Potter i Severus Snape niewątpliwie byli wrogami.

Obaj doskonale pamiętali swoje pierwsze spotkanie. Miało miejsce w pociągu, gdy jechali do Hogwartu po raz pierwszy. Iskra wzajemnej nienawiści pojawiła się, gdy tylko Severus przekroczył próg przedziału, a z każdym kolejnym dniem przeradzała się w ogień, a w końcu w pożar. Pierwsze kąśliwe zdanie, pierwsza niewinna sprzeczka, pierwsze szturchnięcie ramieniem, aż w końcu pierwsza bójka... To wszystko pozostawało w ich pamięci i dbali, by z niej prędko nie wypadło. Najczęściej poprzez kontynuowanie swoich sprzeczek.

Tak było i tym razem.

Severus zgrabnie zasłonił się jakimś stojącym z brzegu pierwszakiem, który padł jak długi od zaklęcia petryfikującego. Następnie posłał w kierunku Jamesa Expelliarmusa, ale ten czym prędzej wykrzyknął:

-Protego!

Zaklęcie odbiło się od niewidzialnej tarczy i trafiło jakiegoś niewartego uwagi bachora z tłumu gapiów, a dzieciak wrzasnął, gdy poleciał do tyłu i różdżka wypadła mu z dłoni.

Krążyli po obwodzie niewidzialnego koła, każdy z ręką trzymającą różdżkę wystawioną tak, by łatwo i szybko rzucić zaklęcie. James przeklinał w duchu umiejętności Severusa; ręka, w którą został trafiony dopiero co wynalezioną snape'owską Sectumsemprą, bolała i krwawiła nieznacznie. Wolał nie myśleć, co będzie, jak chłopak wniesie poprawki i wzmocni działanie zaklęcia.

Skoncentrował się, by rzucić niewerbalnego Levicorpusa. Już miał posłać zaklęcie w kierunku Snape'a, ale przerwał im donośny głos:

-Stop, stop, STOOOP! Co tu się dzieje? – McGonnagall. A jakżeby inaczej.

Cholera, zaklął Severus w myślach.

,,Cholera'', zaklął James pod nosem.

Podbiegła do nich z tak morderczą miną, że James zbladł, a Severus dyskretnie spróbował wsunąć różdżkę do rękawa. Obok nauczycielki stała zapłakana pierwszoklasistka z czerwonym znakiem Gryffindoru na piersi i dwoma potarganymi warkoczami. – Potter, Snape. Mogłam się spodziewać. – Oczy McGonnagall błysnęły drapieżnie.

-Och... Pani profesor, to nie tak, to Potter zaczął, a ja się tylko... - wydukał Snape, ale McGonnagall uniosła dłoń na znak, żeby przestał się tłumaczyć. Zamknęła oczy z wyraźnym zniecierpliwieniem.

-Potter i Snape. Znowu. Zdaje się, że wczoraj też was przyłapałam na bójce? – Otworzyła oczy i przyjrzała się każdemu z osobna tak surowym wzrokiem, że obaj się skulili pod jego intensywnością. – Rozumiem, że za sobą nie przepadacie. Rozumiem, że czasem możecie się poprztykać słownie. Ale nie będę tolerować bójek! A tym bardziej – jej źrenice zwęziły się jak kotu – jeśli angażujecie w to też innych uczniów.

Dziewczynka obok niej pociągnęła żałośnie nosem.

-Panna Mitchell poskarżyła mi się, że jej przyjaciel, pan Harvey, został trafiony przez któregoś z was zaklęciem petryfikującym...

-To on! Ten Ślizgon zasłonił się nim jak tarczą! – Wtrąciła Mitchell i pokazała palcem spetryfikowanego dzieciaka, a następnie wycelowała oskarżycielski paluch w pierś Severusa.

Snape zaklął pod nosem i posłał bachorowi spojrzenie bazyliszka.

-Słu... - McGonnagall najwidoczniej zatkało. – SŁUCHAM?! Czy może pani powtórzyć? Pan Snape ZASŁONIŁ się panem Harveyem?! - Skierowała wzrok na samego zainteresowanego, który uparcie podziwiał swoje paznokcie. – To niedopuszczalne! Panie Snape, gdzie pańska godność?! Zasłonić się jedenastolatkiem?!

Razem - James x SeverusTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang