Rozdział 7

42 11 0
                                    

Pozytywna energia, to coś, co było mi potrzebne od dawna. Zdawać by się mogło, że podświadomie na to czekałam. Po weekendzie spędzonym w rodzinnej i warto by zaznaczyć, że przyjaznej atmosferze nabrałam wigoru. Tym sympatycznym akcentem zaczęłam kolejny tydzień.

-I jak było u rodziców? Twoje obawy się sprawdziły?

Wcześniej zwierzyłam się mojej przyjaciółce o powodach, przez które miałam lekki mętlik w głowie, kiedy wyjeżdżałam.

-O dziwo nie, nawet wydawali się być zadowoleni, powiedziała bym nawet, że dumni...

-Widzisz, od początku ci mówiłam, że nie będzie tak źle, a ty jak zwykle musiałaś się nakręcać...

Miała racja, zazwyczaj przewidywałam czarne scenariusze, lecz to wynika już z mojego dość kontrowersyjnego spojrzenia na świat. Otóż moim zdaniem nie warto być optymistą , dlaczego?. Dlatego, że oni najczęściej przeżywają zawód, zawsze myślą i przewidują swoje zwycięstwo, a przecież nigdy nie wiadomo co się może wydarzyć, dlatego to ich, porażka najbardziej będzie boleć. Najlepiej wyjdą na tym pesymiści. Zakładając swoją przegraną, mogą mieć "miłe zaskoczenie" jeśli jednak uda im się odnieść sukces, a jeśli zrobią tak jak przewidzieli, to znaczy nie uda im się wygrać, to przecież byli już na to przygotowani, więc nie spotkało ich żadne większe rozczarowanie.

&

Na dziedzińcu szkoły było sporo studentów, najwyraźniej nie tylko ja lubię spędzać przerwy na świeżym powietrzu. Zajęłam wolną ławkę koło murku, razem z Liv. Było to w sumie moje ulubione miejsce, mieliśmy dobry widok na wszystkich, a zarazem ławka znajdowała się blisko wejścia do szkoły. Nie musiałyśmy więc przechodzić przez cały plac, żeby wrócić do budynku. Mogła bym sobie oszczędzić wielu spojrzeń ze strony innych. Blondynka wyciągnęła kanapkę z czarnej torby i zaczęła się nią zajadać, nie bacząc na zasadę " nie mów z pełnymi ustami", na którą i tak pewnie większość osób nie zbacza, skierowała pytanie w moją stronę

-A ty nie jesteś głodna?

-Nie, jakoś nie mam apetytu.

Zamiast tego wyciągnęłam z torby mały zeszycik i czarny długopis z kurtki. Zanotowałam liczbę 101. Była to suma dni jaka zostały profesor na odkrycie mojej tożsamości. Satysfakcjonowało mnie to, lecz z drugiej strony za każdym razem kiedy patrzyłam na cyfrę przechodziło mnie przerażenie, że jeszcze przez taki długi czas muszę być nawet za nadto czujna.

-Co piszesz?

-Notuje sobie ile zostało do końca semestru.

- A no tak , twój zakład, właściwie to nawet dobrze ci idzie prawda? Jak długo jeszcze musisz się kryć?

-101 dni łącznie z dzisiejszym

-To nie tak źle, pamiętaj, że teraz nie jesteś w tym sama, będzie Ci raźniej

Uśmiechnęłam się do niej, cieszyłam się , że nareszcie mam kogoś z kim mogę pogadać dosłownie o wszystkim, nawet o tej sytuacji. Czułam, że Liv jest dla mnie kimś więcej, jakby była dla mnie siostrą, której nigdy nie miałam. Pamiętam jak byłam jeszcze mała i cieszyło mnie to, że jestem jedynaczką. Lecz teraz po kilku latach dostrzegam tego minusy, osoby które miały rodzeństwo mówiły mi, że pomimo kłótni z nimi i tak brat czy siostra zostanie z tobą do końca i zawsze ci pomoże. Kiedyś nawet spotkałam się ze stwierdzeniem "Siostra to przecież twoja najlepsza przyjaciółka".

&

Dzwonek rozbrzmiał na całym dziedzińcu, większość studentów mozolnie zbierała się do wejścia. Razem z przyjaciółką też skierowałyśmy się do szkoły. Niby długa przerwa, ale dla mnie zawsze i tak o moment za krótka. Westchnęłam i poprawiłam torbę na ramieniu, niemal, że w tym samym momencie w którym przekraczałam próg budynku, zaczepił mnie Profesor Brown. Wzdrygnęłam się na jego widok, spodziewałam się najgorszego, przeszedł mnie dreszcz. Wiedziałam jednak, że musze zachować przysłowiową "zimną krew", żeby przypadkiem się nie wydać. Dałam znak Liv, że dam sobie radę i ma iść na zajęcia.

-Wybacz, że nie załatwiłem tego z tobą w czasie przerwy, wolałem jednak porozmawiać na spokojnie i nie zabierać ci czasu odpoczynku.

-W porządku, coś się stało? Pierwszy raz chyba rozmawia pan ze mną w tak nie formalnych okolicznościach.

Poprawił okulary i włożył jedną rękę do kieszeni swoich matowych spodni. Jakby chciał się rozluźnić.

-Niedługo zabieram kilkoro studentów do studia prasowego w centrum miasta, głównie studentów dziennikarstwa, ale są też wyjątki, pomyślałem, że może ty też będziesz miała ochotę. O ile pamiętał to twoja przyjaciółka, Łucja też się do nich zaliczyła.

Jednocześnie kamień spadł mi z serca, a w mojej głownie zaczęła tlić się masa podejrzeń. Nie miałam jednak zamiaru odmawiać, odmowa była by najbardziej podejrzanym i samobójczym krokiem do jakiego mogła bym się posunąć. Musiałam zachować pozory, dobrze wiedział, że wszyscy młodzi dziennikarze marzą o odwiedzeniu prawdziwego studia. Była bym więc podejrzanym, zwracającym tym samym uwagę na siebie wyjątkiem.

-Z miłą chęcią, będzie to dla mnie czysta przyjemność, mogę zapytać o termin?

-Bardzo się cieszę, że się zgodziłaś, postanowiliśmy wybrać czwartek, w tedy dziennikarze prasowi będą mieli najwięcej czasu aby opowiedzieć wam o paru rzeczach jak i oprowadzić po budynku ich pracy.

Pożegnałam się z Profesorem skinięciem głowy, wróciłam do budynku szkoły. Pierwszy raz widzę chyba tak puste i ciche korytarze. Nigdy się nie spóźniłam, więc nie miałam na to okazji. Chwili, nigdy wcześniej się nie spóźniłam, a teraz jest już po dzwonku, co znaczy, że właśnie jestem spóźniona i to w dodatku na ćwiczenia.

Popędziłam ile tylko sił w nogach, do sali w której odbywały się teraz moje zajęcia. Kiedy tylko weszłam nie mogłam oprzeć cię odczuciu, że zawisły na mnie spojrzenia rówieśników. Zajęłam szybko miejsce obok Liv, a nauczyciel kontynuował. Czułam się z lekka wybita z rytmu, ale na szczęście ominęło mnie tylko 8 minut zajęć, przynajmniej tak wynikało z mojego zegarka.

-Co Brown od ciebie chciał?

Blondynka wyszeptała do mnie, patrząc z za ksiąśki. Była świadoma, że wpaść z gadaniem na zajęciach u Profesora Vixa to nie przelewki. Również poszłam w jej ślady i otworzyłam podręcznik.

- Zaproponował mi udział w spotkaniu w studiu dziennikarskim z innymi studentami

- To czemu masz taką minę? Już wnioskowałam, że domyślił się kim jesteś, powinnaś się cieszyć.

- Mogła bym ci wymienić szereg rzeczy dla których nie mam powodu skakać z radości, ale, szeptem trochę ciężko, więc powiem ci tak, nie dość, że będzie tam Łucja, to jeszcze domyślam się, że ta "wycieczka" to jego kolejny ruch...

-Oj przestań, wszędzie już widzisz podstęp, nie pomyślałaś, że po prostu zabiera was w wasze przyszłe miejsce pracy...

-Może, ale użył określenia "kilkoro studentów", czyli nie wszyscy, pytanie brzmi dlaczego?

-Nie wiem, może jest tam za mało miejsca, albo nie życzyli sobie wszystkich na raz, tylko grupek.

-Coś szczerze w to wątpię, ale wkrótce się okaże...

Miałam złe przeczucia. Liv określiła by to krótko "Ty zawsze masz złe przeczucia". Ale tym razem mojej uwadze nic nie ujdzie. Postaram się zachować pozory, ważne, że będzie tam kilkoro innych ludzi, wystarczy nie wyróżniać się z tłumu i może wszystko będzie w porządku. Jestem tylko ciekawa, komu było dane znaleźć się w tej grupie i dlaczego?...


Mam 113 dni na...Where stories live. Discover now