Poranek do poranka, a... (Aomine x Kise)

845 43 3
                                    

- Po co słodzić kawę? – Aomine pokręcił krytycznie głową. Wpatrywał się przy tym intensywnie w kubki o dnach przyprószonych granulkami rozpuszczalnej kawy.

Mimo to Kise uznał swą osobę za adresata, nie interlokutora za wariata konwersującego z utensyliami.

- Bez powodu. Po prostu słodzę – usprawiedliwił się zatem, rozciągając wargi w rozbawionym grymasie.

- Bezmyślne.

- Tak sądzisz? Nie gadaj, tylko słódź. – Kise, z pozycji siedzącej, przesunął blaszaną puszkę z cukrem aż pod dłoń Daikiego, o którą nie omieszkał zahaczyć palcami.

XXX

- Dwie łyżeczki, jeżeli możesz.

- Słodzona kawa jest naprawdę bez sensu – zauważył Aomine, wsypując cukier do kubka.

Kolejny debel, jeden na każdą kawę, jedna kawa na każdą wizytę Ryouty, jedna wizyta na dzień.

Ewentualnie jedna wizyta na dwa dni z nocą.

- Wiem – zauważył bez skruchy blondyn. Kolejny uśmiech doprawiony śladową ilością ironii; uśmiech co przytyk. – To źle?

XXX

- Dwie łyżeczki – przypomniał Kise, zbierając swoje rzeczy do torby. Planował wyjść jeszcze wcześniej niż teraz, aczkolwiek nie znalazł w sobie żadnej motywacji do pośpiechu.

Najmniejszej potrzeby, by wracać na swoje, choć nie zaszczycił mieszkania obecnością już tydzień, który zleciał, nie wiadomo kiedy.

Choć z Aomine można by czasem oszaleć.

Chyba pożądał owego szwindla.

- Przecież pamiętam – odrzekł surowo ciemnowłosy. W ślad za tym poszła skandowana na okrągło mantra. – Nadal nie mogę zrozumieć idei słodzenia kawy.

- A co jest w tym właściwie złego? – Ryouta rozsiadł się wygodniej na krześle, gotów podjąć tę bezcelową dysputę, jeżeli miała stanowić pretekst, ażeby zostać dłużej.

Daiki wzruszył ramionami.

XXX

Kise nie zatrzymywał się dawniej w tej części miasta, o dziwo, mimo że bądź co bądź pomieszkiwał tu Aomine. Jeżeli już tu był, to właśnie u mężczyzny w mieszkaniu, zamykając się nieco na świat poza czterema ścianami.

Przyszło pogodzić się z kawiarniami, jako że w rzeczonej kawalerce wykwitły sterty pudeł, brzydkich, poopatrywanych koślawymi, pisanymi po spiesznie hasłami: „salon", „kuchnia", „łazienka". Dobrze się na chwilę wyrwać z tego przeprowadzkowego rozgardiaszu.

Postawił tackę na stole. Daiki zaszczycił ją przelotnym spojrzeniem, po czym podniósł się, przeszedł do lady i uzupełnił zamówienie o dwie saszetki cukru, których Ryouta nie zwerbował.

XXX

Dwie łyżeczki dla Kise, zgodnie z porannym zwyczajem, według którego przygotowywał kawę i ustawiał ją na szafce nocnej.

I, dyskretnie, jedna dla siebie. Słodzona kawa nie miała sensu, ale smakowała jak poranny pocałunek z Ryoutą.

To bardzo szczególne okoliczności łagodzące.

jeden strzał zmienia wszystko || Kuroko no Basket √Where stories live. Discover now