Nic romantycznego (Kise x Kuroko)

373 21 0
                                    


[ AU – cóż, takie „co by mogło być za czasów Teiko", zwłaszcza gdyby Kise i Kuroko byli w jednej klasie]

Kise ułożył plan doskonały, no przecież. Dlaczego więc wszystko wzięło w łeb?

Być może po prostu dlatego, że to był on jako jeden czynnik i Kuroko jako drugi...

Kuroko plus romans - to Kise minus obgryzione paznokcie.

Zaczęło się tradycyjnie od tego, co niewidoczne, od jakiejś pokręconej reakcji chemicznej, którą z czasem trzeba było uczciwie nazwać zauroczeniem. Potem trzeba było pokombinować, pozadawać sobie pytania, jakoś na nie odpowiedzieć. Ten czas, kiedy dla otoczenia nie zmieniło się prawie nic, a Ryoucie jakoby przewartościowała się sfera postrzegania.

Ale Kise nie byłby sobą, gdyby jakoś tego nie ułożył, przynajmniej nie spróbował. Nawet jeżeli nie umiał wykrztusić paru nieszczęsnych słów. Na przykład takiego małego „kocham".

Aż go olśniło.

Napisał na skrawku papieru.

I rzucił. Wprawdzie za siebie, ale - jak zresztą oczekiwał, tylko dlatego przecież podejmując podobne działanie - trafił. Nawet nie próbował odczytać wyrazu twarzy Tetsuyi; przekonany, iż tylko tym sobie zaszkodzi, odwrócił się i wgapił w podręcznik.

Bez odbioru.

Słowem – nic.

Ni przez pierwszą minutę, która wydawała się wiecznością, aż nie chciał wierzyć ospałym wskazówkom zegar. Obejmowały krąg tak powoli.

Ni w ostatniej minucie pierwszej lekcji.

Ni w żadnej z rozlicznych minut następnych lekcji i przerw, kiedy Ryouta nie wiedział, co ma właściwie powiedzieć, czy się tłumaczyć – toteż zaszył się w skorupie własnych wyobrażeń, a interakcja była ostatnim, co mu się roiło.

Ni na treningu.

Milczał na wszelkie tematy, dopóki mógł, a kiedy został z Kuroko sam na sam na drodze do domu i milczenie sprawiało nieomal fizyczny ból, milczał na ów szczególny temat i plótł namiętnie o innych. Byle do rozstania, byle do pożegnania i wszystko, absolutnie wszystko się skończy.

Byle jakoś przez całe życie - albo może trochę krócej, do momentu, gdy zacznie zapominać.

Przeliczył się znacznie. Rozdeptał prawie dywan w swoim pokoju i hamulce mu puściły.

Rychło miał w dłoni komórkę i Tetsuyę na linii.

- Kurokocchi, nie wiem, co mam teraz zrobić – odparł szczerze.

- Z czym? – spytał rozmówca, nie mniej szczerze zaspany.

- Dlaczego o tym nie mówiłeś? – kontynuował Ryouta, głuchy na pytania, żyjący w pięknym świecie, gdzie zaimki oznaczają więcej niż tysiąc adekwatnych słów. Wspomniany światek właśnie mu się walił.

- Nie pytałeś, Kise-kun.

- Mogłeś coś odpisać.

- Odpisałem.

- Jak to?

- Nie trafiłem – przyznał Kuroko.

- Kurokocchi... Wyglądałeś tak odpychająco na tej lekcji...

- Wybacz, Kise-kun. Musiałem udawać, że to nie mój liścik.

A Kise ze swej strony musiał się zebrać z podłogi. Zanim to zrobił, a więc zanim i zdołał sformułować najistotniejsze pytania, skończyły mu się pieniądze na koncie.

Bez odbioru.

XXX

- Co robisz tak wcześnie w szkole, Midorimacchi? – spytał Kise, uśmiechając się szeroko błogim uśmiechem.

- Rankiem są moje najlepsze godziny. Zresztą nieważne. – Shintarou przetarł okulary koszulką, jakby po patrzeniu na Ryoutę i bajzel zrobiony przezeń na korytarzu powątpiewał w czystość szkieł. – Waham się. Powinienem pytać, dlaczego grzebałeś w śmieciach?

jeden strzał zmienia wszystko || Kuroko no Basket √Where stories live. Discover now