Kaprys (Aomine x Kise)

414 33 0
                                    

- Co ty wyrabiasz? – rzucił Kise, a jego usta bez zwłoki ułożyły się w uśmieszek politowania, jakby widok był zaiste godny tylko tego.

Więc, również bez zwłoki, Aomine zerknął na niego tyleż uważnie, z wyraźną gotowością do odcięcia się. Tak przygotowany, stwierdził to, co, jak sądził, było doskonale wiadome:

- Wycieram głowę.

- Mhhhm? – mruknął Ryouta, unosząc brwi z udanym zaskoczeniem.

- Co?

- Nic, nic. Dobrze wiedzieć.

- No co?

- Nic. – Uśmieszek blondyna niby to nabrał cieplejszego wyrazu, podszytego tym niemniej jakimś posmakiem męczeństwa. – Powiem ci, a ty znowu zaczniesz swoje.

- Jakie swoje? – Daiki skrzywił się lekko, już na wstępie wątpiąc, czy zdoła dotrzymać obietnicy, którą miał zamiar złożyć. – Nie zacznę.

- Rób to jakoś porządnie – zaczął Kise i, nim pojawiły się jakiekolwiek wątpliwości odnośnie referencji owej uwagi, stał już przy Aomine. Odciągnął jego ręce od przykrytej ręcznikiem głowy, sam swoją pokręcił ostentacyjnie. – Niszczysz sobie włosy.

Ciemnowłosy sprezentował spojrzenie spod znaku „czy wyglądam, jakby mnie to obchodziło?", lecz nie bronił się za bardzo, kiedy dłonie Ryouty spoczęły na jego głowie. Coby nie powiedzieć, że nie bronił się wcale, zezując tylko podejrzliwie.

Jednak ruchy owych dłoni, które osuszaly mu czuprynę, przyciskając doń ręcznik, cechowały się delikatnością i... cóż, wprawdzie nie wierzył w to, żeby kondycji jego kosmyków taka zmiana robiła wielką różnicę, lecz i nie nazwałby wykonania nieprzyjemnym. W zasadzie... w porządku, mógł przystać na kaprys Kise. Kolejny.

Jeno by ukoić swoją dumę człowieka, bądź co bądź, dorosłego, obwieścił tonem wyroczni:

- Byłbyś chory, gdybyś nie czepiał się wszystkiego, czego możesz.

- Miałeś nie narzekać.

- Tylko stwierdzam fakty.

- Zatem mam przestać?

- A kto tak powiedział? Pracuj na swoje utrzymanie.

jeden strzał zmienia wszystko || Kuroko no Basket √Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang