Nawyk (Kise x Kuroko)

445 27 0
                                    


Kise mówił dużo, więcej, nawet za dużo. Ale – trudno powiedzieć, chętnie czy niechętnie - Kuroko zawsze go słuchał, czasem nie odpowiadając, tym niemniej nigdy nie ignorując.

O czym mówiący wiedział i właśnie z tego tytułu coraz bardziej się rozkręcał. Wkrótce zaczął mówić całym sobą, gestykulując zapamiętale, rozkładając dłonie szeroko, jak gdyby chciał szerokimi gestami przygarnąć stojącego dość blisko Tetsuyę jeszcze bliżej.

Aż się doigrał – kiedy przypadkiem trzepnął otwartą dłonią prosto w twarz swojego nieszczęsnego słuchacza. Tragiczna fanga to nie była, acz pod nosem pojawiała się stopniowo coraz dłuższa strużka posoki. Po wizycie u pielęgniarki oczywiście miały miejsce huczne śluby – nawyk wymachiwania rękami, w ogóle poruszania się z nadmierną energią, nieomal rzucania zniknie, tak, oczywiście, tak.

Lecz nawyk to przecież druga natura.

Wkrótce potem przypadkiem, podrywając się z werwą z krzesła, niechcący naprowadził swój łokieć na tor kolizyjny z nozdrzami Kuroko.

I sprawiał wrażenie, jakoby chciał ofiarę dobić, męcząc przez nieludzko długi czas przeprosinami. I następnego dnia. I następnego. I jeszcze dalej w przyszłość.

Summa summarum, choć starał się nie tylko w deklaracjach, a również w praktyce, obejmując umysłem większość własnych ruchów, dorabiał się kolejnych wpisów na liście wypadków.

Hen do kulminacji - kiedy rzetelnie zmroziło mu krew w żyłach.

XXX

Dłoń prześlizgnęła się gładko przed zmaltretowanym nosem Tetsuyi, jednak zahaczyła już o cielesność poniżej łuku brwiowego.

Krew, pełno krwi, cholera, za dużo krwi.

Podówczas domniemany ciąg przyczynowo-skutkowy wyklarował mu się anormatywnie. Z ręką na sercu – pamiętał zmieniające się wrażenia zmysłowe powodowane kolejno przez kość policzkową, dolną powiekę, wreszcie rzęsy.

O Boże.

- Kurokocchi, widzisz coś? Kurokocchi?

- Nie. Chyba nie.

Naturalnie, że Tetsuya nic nie widział. Czerwień pokryła prawie połowę jego twarzy - nie wyłączając oka.

Nieuszkodzonego.

Ryouta odetchnął prędzej, niż zdołał skupić się na czymkolwiek. Wiele prędzej, niż sobie wybaczył. Może niesłusznie pokrzepiał się samym tym, że Kuroko pozwolił mu się objąć i cierpliwie słuchał przeprosin, ale czymś pokrzepiać się musiał.

Wtedy jeszcze nie, jeszcze sobie nie wybaczył, jednak wyparł czarne myśli z głowy.

Bo do czego porównać zapach włosów Kurokocchiego? No, do czego właściwie?

- W porządku? – spytał spokojnie Tetsuya.

Subtelna reprymenda dla bijącego z przesadnym nasileniem serca Ryouty.

Nadmierna intensywność chyba zawsze już miała być problemem.

XXX

- To już taka nasza tradycja – podsumował kiedyś Kurokocchi beznamiętnie.

To zła tradycja.

Acz Kise odpowiadało "nasza".

jeden strzał zmienia wszystko || Kuroko no Basket √Where stories live. Discover now