Apokalipsa cz.9

258 16 0
                                    

Następnego dnia osiodłałem konia i ruszyłem w drogę. Do tej pory przebywaliśmy na terenie Rosji, więc do Białorusi nie było daleko.

Poganiałem konia z całej siły. Zabrałem ze sobą też drugiego wierzchowca dla Torisa. Po kilku godzinach jazdy dotarłem do domu Białorusi. Praktycznie w biegu zsiadłem z konia i popędziłem do drzwi. Kopnąłem w drewno. Drzwi były zamknięte...

Nie miejąc większego wyboru cofnąłem się do tyłu by wziąć rozbieg, i z rospendu wyważyłem drzwi swoim barkiem. Wpadłem do środka upadając na twarz.

Szybko jednak wstałem i otrzepałem się z kurzu. Moim oczom okazał się widok najzwyczajniejszego domu. Zielone ściany, w rogu salonu kanapa, kominek itp.

Mieszkanie było na pierwszy rzut oka puste...

Sprawdziłem wszystkie pokoje ale nikogo nie było w domu. Białoruś pewnie pojechała do Ukrainy, by opłakiwać brata.

Gdzie ona mogła ukryć Litwę? Zaczynałem się martwić. Sprawa zaczęła się lekko komplikować. Mogła go nawet torturować... Choćby za to że się do niej zalecał. Na samą myśl jakie Natalia mogła zgotować Torisowi cierpienia ślina stanęła mi w gardle...

Zacząłem biegać po domu i wołać jego imię. Ale jak na razie nikt mi nie odpowiedział. Usiadłem na dywanie w salonie.

Powoli traciłem nadzieję...

Nie... Litwa nie może być martwy... Nie zgadzam się...

Nagle usłyszałem coś. Coś w stylu jakiegoś ruchu pod podłogą.Od razu zacząłem nasłuchiwać.

Odgłos dobiegał chyba spod dywanu. Potem usłyszałem coś jakby dzwonienie łańcuchów i skrzypienie krzesła. Wstałem, ściągnąłem kobaltowy dywan z posadzki. W podłodze widniała klapa do zejścia od piwnicy.

Pociągnąłem za jej rączkę i z trudem ją otworzyłem. Zbiegłem na dół po wąskich i śliskich schodach. Zatrzymałem się na dole. Zakryłem nos i usta ponieważ w pomieszczeniu zalegał bardzo intensywny odór zgnilizny, krwi i niemytego ciała.

Na środku pomieszczenia stało krzesło. I ktoś na nim siedział.

Zamarłem... To był Toris...

*    *    *    *    *    *    *    *

Przed moimi oczami przedstawiał się obraz nędzy i rozpaczy.

Postać prawie w ogóle nie przypominała dawnego Torisa.

Jego ubrania podarte w łachmany. Jego ręce były skrępowane za plecami łańcuchem. Nogi miał przywiązane do nóg krzesła. Mogłem widzieć te odrażające obdarcia widniejące na kostkach i nadgarstkach Torisa. Jego sylwetka była pochylona do przodu, a twarz zakryta włosami które zwisały w strąkach. Wokół krzesła porozrzucane były noże a w kącie leżał bat. Postać nie poruszała się. Niewiele myśląc rzuciłem się w jego stronę. Wziąłem jeden z noży i z niemałym trudem przerwałem łańcuchy na nogach. Gdy uwolniłem jego ręce, opadł bezsilnie w moje ramiona. Położyłem go delikatnie na ziemi.

-Toris?- szepnąłem, lekko dotykając jago policzka.

Jego ciało było całkowicie pokryte krwawiącymi ranami. Myślę że jego lewa ręka jest złamana i prawy nadgarstek jest wybity.

Nagle powieki Torisa drgnęły... Powoli otworzył oczy.

Bez zastanowienia rzuciłem mu się na szyję. Z ust Litwy wyrwał się cichy jęk. Poluźniłem natychmiast uścisk żeby nie zranić go jeszcze bardziej.

Gdy miałem go puścić poczułem że Litwa podnosi prawą dłoń i dotyka nią moich włosów.

-F-Feliks... Czy to naprawdę ty? C-Cz-Czy to nie sen?- wycharczał gardłowo.

-Nie Liciu to nie sen... Jestem tutaj...-wyjęczałem przez łzy.- Wszystko będzie dobrze... Zabiorę cię do domu...-Złapałem jego prawą rękę i zarzuciłem sobie na ramię. Podniosłem go i wyniosłem z domu.

Przywiązałem Torisa do siodła za sobą, ponieważ stwierdziłem że nie ma na tyle siły by utrzymać się sam na własnym koniu. Ściągnąłem z siebie koszulę, rozerwałem ją na pasy i opatrzyłem jego najgłębsze rany, by chociaż trochę krwawienie ustało. Ruszyliśmy w stronę naszego obozu. Błagałem Boga żeby tylko nie było dla Torisa za późno...

*     *    *     *    *    *    *

Nasz koń ostatkiem sił docwałował do obozu. Zeskoczyłem ze zwierzęcia. Przez całą podróż oddech Litwy, stawał się płytszy.

Naprzeciw wybiegł nam Chiny.

-Feliks! Co się stało?!-krzykną.

-Znalazłem Torisa! Był w domu Białorusi! Szybko Yao, trzeba go zanieść do namiotu! Myślę że on umiera!

ApokalipsaWhere stories live. Discover now