Apokalipsa cz.10

224 16 10
                                    

Zanim zacznę.

Wróciłam! I stokrotne dzięki dla Gaja66 za przypomnienie mi o mojej niedokończonej Apokalipsie!

                                                                *     *     *     *     *

Niezwłocznie zanieśliśmy Torisa do namiotu medycznego. Zostawiłem go pod opieką Chin, Korei Południowej i Taiwanu. Bałem się...

Czekałem przy namiocie odganiając od siebie niepowstrzymaną chęć ciągłego zaglądania do środka i sprawdzania progresu Azjatów. Miałem mieszane uczucia. Nadzieja przeplatała się z obawą i strachem.

Nie wiem ile czasu minęło ale dla mnie była to wieczność, aż usłyszałem kroki i szelest białego płótna powieszonego nad wejściem do namiotu. Zerwałem się na równe nogi.  Z namioty wyszedł Yao.  Rzuciłem się na niego i złapałem za ramiona lekko nim potrząsając.

-No i co? Czy wszystko z nim w porządku? Proszę Yao powiedz mi że żyje!- krzyknąłem

-Uspokój się proszę!- Odkrzyknął Chiny i powstrzymał moje ramiona od szamotania nim.

-Był to trudny przypadek ale na razie żyje. Chociaż jest w ciężkim stanie i potrzebuje odpoczynku. W tym momencie śpi, ciągle trzymają go wszystkie leki które daliśmy mu jako znieczulenie.-

-A-Ale przeżyje prawa?- odparłem roztrzęsiony.

-Tak , po jakimś czasie powinien całkowicie stanąć na nogi.- dostałem odpowiedź od Chińczyka.

Spłynęła na mnie niewyobrażalna fala ulgi. Gdy miałem ruszyć w stronę płótna imitującego drzwi Yao zatrzymał mnie.

-Słuchaj, wiem co czujesz i jak bardzo się o niego martwisz. Wiem także jak bardzo jest dla ciebie ważny... Ale w tym momencie najlepsze co możesz dla niego zrobić to dać mu trochę spokoju i pozwolić mu odpocząć. Jest już późno, połóż się do łóżka i idź spać. Obiecuje że jutro się z nim zobaczysz...-

Wszystko we mnie rwało się do Litwy, ale zrozumiałem że teraz ostatnią rzeczą którą potrzebuje to rozkrzyczanego Polaka u swego boku...

Cofnąłem się więc, lecz zanim odszedłem odwróciłem się jeszcze do Chin i rzekłem.

-Dziękuję za pomoc, to naprawdę wiele dla mnie znaczy.-

-Nie ma problemu. Jestem szczęśliwy że mogłem mu pomóc- odpowiedział z uśmiechem Azjata.

Chiny miał rację... Byłem zmęczony. Przez te wszystkie emocje nie zauważyłem nawet kiedy zapadł zmrok. Ale najbardziej obchodziło mnie teraz że Licia jest bezpieczny i że będzie żył...

                                                                  *     *     *     *     *

Następnego rana wstałem z posłania i pobiegłem zobaczyć co z Torisem. Przy wejściu do "szpitala" zastałem Koreę . Wyglądał jakby był nie zapokojony.

-Czy mogę się zobaczyć z Litwą?- spytałem niespokojnie.

Korea spojrzał na mnie i z ukrywanym smutkiem odpowiedział.

- Teraz tak.... -

-Czy coś się stało- ponagliłem go do mówienia.

Azjata westchnął-Około trzeciej godziny nad ranem pacjent obudził się i zaczął kaszleć i wymiotować krwią... Miał krwiaka wewnętrznego którego bez odpowiedniego sprzętu nie mogliśmy wcześniej zlokalizować. Na szczęście namioty Taiwanu i Seszeli były najbliżej i słysząc co się dzieje wezwały po pomoc. Gdyby nie one możliwe że twój przyjaciel by już nie żył...- tytaj zrobił krótką przerwę tak jakby zastanawiał się czy powiedzieć to co ślina już od dawna cisnęła mu na język.

-Ktokolwiek go tak torturował, musiał naprawdę być na niego wściekły. Teraz jest stabilny, myślę że możesz się z nim zobaczyć. Gdyby coś się działo krzycz. Ja powinienem być gdzieś w pobliżu.-

-D-Dobrze.- wydusiłem i nie czekając dłużej wszedłem do namiotu.

W pomieszczeniu stało dziesięć bielutkich łóżek i stoły z różnymi narzędziami i lekami. Osiem posłań było zajętych. W samym koncie zauważyłem łóżko którym leżała znajoma postać. Podbiegłem do niego. Litwin spał. Delikatnie ująłem jego dłoń i przyłożyłem ją sobie do policzka. Była przyjemnie ciepła. Pod Palcami czułem jego puls i widziałem jak jego pierś unosi się i opada gdy oddychał... I to wszystko czego potrzebowałem na ten moment.  Wiedziałem i czułem że Toris żyje... I teraz nic więcej się nie liczyło.

Nagle mięśnie jego twarzy drgnęły i usłyszałem cichy jęk.

-Feliksas, ar tu esi? (Feliks czy to ty?)-wyszeptał po Litewsku

Widocznie na razie nie miał siły aby składać w głowie polskie głoski. Ale nie miałem mu tego za złe w tej chwili tryskałem euforią spowodowaną usłyszeniem jego głosu i kolejnej fali ulgi która mnie uderzyła. Nie ważne w jakim języku do mnie mówi ważne że jest tu ze mną i do mnie mówi.

-Taip, tai yra aš. Aš esu čia.(Tak to ja. Jestem tutaj)-odpowiedziałem -Kaip tu jautiesi?(Jak się czujesz?)-

-Mogło być lepiej- przeszedł na Polski Tosiek.

-He he-roześmiałem się sarkastycznie.

Z rozczulenia, łzy same zaczęły mi płynąć.

-Nawet nie wiesz jak się cieszę że nic ci nie jest.- wyjąkałem przez łzy.

-Ja też- szepnął Litwa.

-Powiedz mi... Co takiego zrobiła ci Białoruś?- spytałem delikatnie.

Twarz Litwina od razu spoważniała. W jego oczach zobaczyłem strach i niepokój.

-Spokojnie, jeśli nie chcesz o tym mówić nie musisz.- zapewniłem go.

-Nie, nie to nie tak...- odpowiedział Tosiek- Prędzej czy później wiedziałem że spytasz, lecz nie sądziłem że tak wcześnie...-

Toris odwrócił głowę w drugą stronę tak że nie mogłem widzieć jego twarzy i zaczął mówić matowym głosem.

-Po tym jak w lesie odurzyła mnie lekami nasennymi, zamknęła mnie w tej okropnej piwnicy. I torturowała na wszystkie możliwe sposoby. Mówiła mi jak bezużyteczny i słaby jestem. Wytykała mi wszystkie sprawy w których popełniłem błąd i o których jakimś cudem wiedziała. Mówiła też jaki jestem żałosny gdy próbuję ją poderwać i że w życiu nie pokochałaby takiego ścierwa jak ja. Żeby mi udowodnić jaki słaby jestem biła mnie batem , cięła nożem i łamała mi kończyny. A gdy to jej się znudziło zaczęła robić jeszcze gorsze rzeczy i...  i...- Toris urwał już całkowicie roztrzęsiony i spanikowany po tych wszystkich scenach które od nowa odtworzyły mu się w głowie.

Widząc to niezwłocznie oplotłem go swoimi ramionami i mocno przytuliłem.

- Już, już... Jestem tutaj... Jesteś już bezpieczny- powiedziałem kojącym głosem.

Ciało Litwy co róż wstrząsane było szlochami...

-P-Potem zostawiła m-mnie na pewną śmierć... Byłem pewien ż-że mój czas się kończy, k-kiedy ty się zjawiłeś i mnie uwolniłeś...- Tu znowu przerwał mu szloch.

-Byłem tam taki samotny! Feliks, myślałem że już nigdy nie zobaczę nic oprócz brudnych ścian tej okropnej piwnicy! -

-Obiecuję że to już nigdy się tobie nie stanie...- zacząłem lekko gładząc jego włosy- Obiecuje że już nigdy nie zostaniesz sam. Już nigdy...-

-Obiecujesz?-wyjąkał Litwa przez łzy.

-Obiecuje. Już nigdy nie będziesz sam...- powiedziałem pewnym głosem.

- Ačiū*- wyszeptał Toris- Ačiū....-

                                                            *     *     *     *     *

*-dziękuję.

ApokalipsaWhere stories live. Discover now