Wiadomość

2.2K 219 82
                                    

Will wrócił do domu przemoczony od stóp do głów. Kiedy zaczęło padać z początku nawet tego nie zauważył. Za bardzo się martwił o Nica. Nigdzie go nie było. Dosłownie jakby zapadł się pod ziemię. Naciskając klamkę spiął mięśnie z nerwów. Miał nadzieję, że di Angelo wrócił w czasie jego poszukiwań do domu. Albo chociaż dał jakiś znak.

Jednak wchodząc do środka od razu poczuł złą atmosferę w domu.

Z bijącym sercem skierował się w stronę kuchni. Ujrzał swoją matkę siedzącą na skraju krzesła, obgryzającą paznokieć u kciuka. Blondyn z trudem przełknął ślinę.
- Mamo? Co się... - Naomi Solace błyskawicznie odwróciła się twarzą do syna. Momentalnie wstała i podeszła do niego.
- Will tak mi... Tak mi przykro... Dany pojechała do szpitala... i...
Blondyn poczuł się tak jakby ktoś uderzył go z liścia w twarz. Przecież Nico miał wrócić do domu. Miał teraz spać w swoim łóżku, a jego matka miała powiedzieć, że już nie musi się martwić.
Will już nie silił się na przełknięcie śliny. Zaschło mu w ustach.
- Błagam powiedz, że on... - jego własny głos ugrzązł mu w gardle. Zamknął usta wiedząc, że gdyby coś teraz powiedział rozpłakał by się. Oczy piekły go niemiłosiernie, a całe jego ciało zaczęło mimowolnie drżeć.

Kobieta pokręciła głową.
- Nie wiem. Zadzwonili go nas z miejsca wypadku. Powiedzieli tylko, że jest w stanie krytycznym i przewożą go do szpitala. Prosili żeby ktoś z rodziny się tam znalazł.
- Gdzie jest ten szpital? - zapytał Will bez zwłoki.
   
                                                                                               ------

Will siedział przed salą numer 145. Oczy miał napuchnięte od płaczu i bezsenności. Kiedy dotarł do szpitala Nico był właśnie operowany. To było chyba najgorsze co w życiu przeżył. Każda minuta, sekunda wydawała się być wiecznością. Zawsze kiedy w pośpiechu z sali operacyjnej wychodziła lub wchodziła osoba, a na pytania nic nie odpowiadała cząstka nadziei umierała. Obok niego Dany zanosiła się płaczem zupełnie jak on tylko z jednym wyjątkiem. Will przeżywał swoją rozpacz w ciszy. W ciszy nazywał siebie idiotą. W ciszy obwiniał się za to co się stało.
Nie pamiętał kiedy czuł taką ulgę jak w tamtym momencie, kiedy doktor wyszedł z pomieszczenia i oznajmił, że Nico żyje. Jego Nico żył.

Will podniósł wzrok, wyrwany z zamyślenia. Obok sali kręcili się policjanci. Jeden z nich napotkał spojrzenie blondyna.
- Jak się nazywasz? - zapytał podchodząc do niego.
- Will Solace. - odpowiedział zachrypnięty i bezbarwny głos.
Mężczyzna skinął głową na swojego towarzysza. Ten podał mu zwiniętą kartkę. Will przejrzał się jej marszcząc brwi. Na środku wyraźnie widniało jego imię i nazwisko. Chłopak nagle znieruchomiał. Znał te pismo. Spojrzał się zszokowany na funkcjonariusza.

- Znaleźliśmy to na miejscu wypadku. - nie czekając na jakąkolwiek reakcje Solace'a, mężczyzna ciągnął dalej. - Wiesz co z nim? Lekarze są wiecznie zajęci.
Will podążył wzrokiem policjanta. Przez lekko odsłoniętą roletę widać było kawałek białego prześcieradła oraz Dany trzymającą kogoś za rękę. Will poczuł ścisk w brzuchu.
- Jest w śpiączce. - odczekał chwilę. Wypowiedzenie tych słów wiele go kosztowało. - Cudem w ogóle przeżył.
Mężczyzna pokręcił głową.
- Nie dziwię się. Przed tym jak wszedł pod koła pojazdu zażył dużą dawkę leków. Już samo to mogło go zabić.

Will wzdrygnął się i powstrzymał szloch. Chłopak nadal zaciskał dłonie na kartce bezmyślnie przejeżdżając palcem po swoim nazwisku. Swoim nazwisku napisanym przez Nica di Angelo.

W tej chwili drzwi pokoju otworzyły się bezgłośnie. Ukazała się twarz, która wysiliła się na uśmiech posłany w kierunku blondyna.
- Lekarz pozwolił ci wejść. - powiedziała.
Will otworzył szerzej oczy. Nie wiedział czy jest gotowy. Z jednej strony chciał go zobaczyć, a z drugiej...

Blondyn wkroczył do środka. Pojedyncza łza popłynęła mu po policzku kiedy ujrzał Nica. Leżał pod białą kołdrą, która unosiła się nieznacznie. Oddychał. Czynność tak prosta, a jednocześnie tak niesamowita.

Will zaczął powoli zbliżać się do łóżka wychwytując coraz więcej szczegółów i czując coraz większy ciężar w dłoni. Trzymał w niej wiadomość od bruneta. Włosy di Angelo były jak zawsze trochę zmierzwione. Jego skóra była bledsza niż zwykle. Po tym co przeszedł, nic dziwnego. Will wyłapywał najmniejsze drganie mięśni bruneta. Zadrżenie powieki. Ruch ust.

Jednak jego oczy były zamknięte. Nie wiadomo było na jak długi czas takie pozostaną. A Nico ma takie piękne oczy.

Will bezgłośnie usiadł na krześle obok pogrążonego w śnie przyjaciela. Siedział tak jeszcze długo przyglądając się jego twarzy. Kartka nadal ciążyła mu w dłoni. Bał się jej przeczytać. Bo co może tam napotkać? Nico pewnie napisał, że to wszystko przez niego, że jest zerem. Will wszystkie to wiedział, ale cholernie bał się tych słów napisanych ręką Nica.

Solace odetchnął głęboko. Potem drugi raz.

Drżącymi dłońmi rozwinął kartkę.

Willu,
Nie mam pojęcia co napisać. Tak bardzo Cię przepraszam. Nawet nie wiesz jak wiele chciałbym powiedzieć. Ale nie mogę. Nie dał bym rady. Mogę tylko napisać to co najważniejsze i co do czego nie mam wątpliwości. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Pokazałeś mi inne życie, lepsze. To dzięki tobie miałem co wspominać wieczorami. Pomogłeś mi. Cholera przejdźmy do rzeczy, bo mógłbym tak pisać godzinami, a to i tak nie oddało by tego jak bardzo.... A no właśnie.
Kocham Cię.
Tak, wiem. Właśnie wyznałem ci miłość przez pieprzoną wiadomość, ale to jeszcze nie koniec.
Jako iż istnieją dwie opcje:
a) umrę,
b) nigdy nie dam ci tej kartki,
Zapewne nigdy się nie pocałujemy. Nawet nie wiesz jak bardzo bym tego chciał. Ale spójrz pewnie i tak teraz myślisz "co on wyprawia, my się tylko przyjaźniliśmy". Więc... no. Ale jakby było inaczej.
Meh.
Pod spodem jest puste miejsce. Tak, dobrze myślisz. Pocałowałem pergamin, ale gdy to robiłem nie czułem go. Czułem twoje ciepło i twoje usta, których nigdy nie dostanę.
Ale ty moje możesz. Dlatego bądźmy razem kretynami i całujmy kartki.  Wiem, to nie to samo. Przykro mi.
Ps: Nie martw się.

Will przełykał łzy. Słowa zapisane atramentem zaczęły się zniekształcać przez wilgoć.
Solace nie zastanawiając się ani chwili dłużej przywarł do Nica di Angelo. W ułamku sekundy pochylił się nad nim i pocałował go. Parę łez poleciało na policzki bruneta na których powoli pojawiał się nieśmiały rumieniec.



---------------------------------///

juchu, naprawdę nw jak napisałam ten rozdział bo pisałam szybko wiedziona... instynktem? Czy coś w tym rodzaju. W ogóle to uczucie gdy pisząc wczuwasz się i wyobrażasz sobie to co przeżywają bohaterowie tak, że serio to czujesz, ale nie umiesz tego opisać XD

*UWAGA, WAŻNE*

teraz pytanie do was. Kończyć ff na tym etapie z tą jakże piękną niepewnością co się stało dalej czy jeszcze jeden rozdział na takie lekkie wyjaśnienie/ dokończenie. W sumie sama nie wiem. Obawiam się, że dodatkowy rozdział wszystko zepsuje, zwłaszcza znając mój 'talent' do pisania xDD 

Edit:

ej sekundę temu wybiło 100 gwiazdek, dziękuję wam 8) 

Zawsze tu będę | SolangeloWhere stories live. Discover now