Rozdział Dziesiąty

1.5K 194 226
                                    

Tej nocy, Louisa również dręczyły koszmary. Długie szpony, czarne ślepia i kpiący uśmiech przez długie godziny torturowały go i wywoływały niesamowity ból, którego nie mógł zatrzymać. Był w stanie jedynie wić się na łóżku i błagać w odmętach swojej świadomości, aby wybudził się ze snu, koszmaru, którego sprawca nie miał dla niego żadnej litości.

Gdy w końcu udało mu się otworzyć powieki, z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w sufit z przyspieszonym i nieregularnym oddechem, kropelkami potu i łez na twarzy. Palce dłoni zaciskał na pościeli, palce u stóp kurczowo zaciskał i nie potrafił rozluźnić swoich mięśni, czując się tak, jakby coś sparaliżowało go tak bardzo, że nie był w stanie nawet mrugnąć. Leżał zatem i wpatrywał się w ciemność, rad że udało mu się uwolnić od mrożącego krew w żyłach koszmaru.

Po kilku minutach, które zdawały się być jak godziny, był w stanie w końcu przesunąć swój wzrok. Praca jego serca zwolniła do normalnego tempa, oddech unormował się, a dłonie ułożył płasko na materacu. Zwilżył ustami swoje spierzchnięte usta, które potrzebowały nawilżenia w tym momencie, dlatego uniósł się na łokciach w celu podążenia do kuchni, aby zdobyć szklankę wody. Zesztywniał, gdy tylko ujrzał zgarbioną postać siedząca tuż obok jego nóg.

Każdy włos na jego głowie zjeżył się, a uczucie paniki powróciło. Jego serce znów zaczęło bić szybciej, doprowadzając go do szaleństwa, ale wszystko się uspokoiło, a do niego powróciło poczucie bezpieczeństwa, gdy za sprawą jego ruchu, postać odwróciła się w jego stronę.

- Harry... - wyszeptał z ulgą i wypuścił powietrze z płuc, gdy napotkał jego oczy.

- Śnił ci się? - zapytał od razu, pochylając się nad nim bez jakiegokolwiek uprzedzenia. Ich twarze dzieliły zaledwie centymetry, zupełnie tak, jakby Harry nie odczuwał potrzeby, aby pozwolić Louisowi przyswoić swoją obecność i nie czuł oporów, aby zbliżać się do niego na tak bliską odległość.

- Kto? - Louis zmarszczył swoje brwi, siadając całkowicie na materacu. Automatycznie zacisnął palce na kołdrze w geście obronnym. - Co ty tu robisz?

- Widziałem go, widziałem go w twoich snach. Widziałem. - mamrotał do siebie, kręcąc swoją głową, a kosmyki ciemnych włosów opadły na jego blada twarz.

- Kogo widziałeś? Ja go nie widziałem.

Louis przyglądał mu się przez krótką chwilę, mając nadzieję usłyszeć odpowiedź, ale gdy tak się nie stało, w przypływie odwagi dłonią dotknął jego nadgarstka. To niemal od razu zwróciło na niego uwagę mężczyzny, który spojrzał na niego kompletnie zaskoczony. 

- Zack? Masz na myśli jego? Dlaczego miałby mi się śnić? Dlaczego go nie widziałem? - jego głos w pewnym momencie zachwiał się. Postanowił ciągnąć rozmowę, chociaż bał się prawdy i każdego jego kolejnego słowa. Wiedział, że już nie zaśnie, zbyt rozbudzony i wystraszony. - Nic mu nie zrobiłem, dlaczego on to zrobił?

- Ponieważ on chyba... on chyba wie. On wie, co ja zrobiłem. - zacisnął swoje usta w wąską linię, palcami drugiej dłoni ciągnąc za końcówki swoich włosów.

- Chodzi ci o nas? O nas, prawda? O mnie? - dopytywał Louis, chociaż i w tym przypadku również znał odpowiedź. Próbował powstrzymać drżenie swojego głosu, gdy tylko w gardle urosła mu gula. Strach, jaki w tym momencie odczuwał, był niewyobrażalny. - Lepiej by było, abyś...

Nie dokończył, ponieważ nie potrafił. Jednak to, co chciało wyjść z jego ust, było spontaniczną myślą, która przeszła mi przez myśl. Mial wtedy wrażenie, że nie było innego wyjścia z tej całej sytuacji i jedynym rozwiązaniem mogło być zakończenie tego. Czy był sens, aby męczyć się i ciągnąć to, skoro powinno być zupełnie inaczej?

Light Inside Of Me (Larry Stylinson) Where stories live. Discover now