Rozdział 18 - Kwiat lotosu

1.7K 134 70
                                    


-To pewnego rodzaju rytuał - tłumaczę, zatrzymawszy się pomiędzy fotelem obserwatora a kurtyną przymierzalni. - Każdy dorosły mężczyzna, któremu wydaje się, że prawidłowo funkcjonuje w społeczeństwie, powinien posiadać przynajmniej jedną koszulę, jeden garnitur i jeden krawat, który potrafi zawiązać, żeby poczuć się pełnowartościowym członkiem rodzaju męskiego.

-Członkiem - powtarza z niesmakiem. - Z całym szacunkiem, ale nie chcę być członkiem żadnej organizacji, grupy czy armii. Wystarczy, że dźwigam swój od dwudziestu siedmiu lat i mam przez niego problem z doborem jeansów.

Oswojenie się z myślą, którą zaszczepił we mnie tamtego wieczoru, w swoim nowym mieszkaniu, że chcąc zaszczepić w nim dobro, muszę ubrudzić sobie ręce złem, zajęło mi dwie doby, z czego pierwsza była leniwą niedzielą, a druga poniedziałkiem, kiedy to zaparłam się rękoma i nogami w progu domu i oznajmiłam, że nie jestem gotowa, by wrócić do szkoły. Obecne popołudnie jest elementem tego samego poniedziałku i niegotowość do kontynuowania edukacji nie przeszkadza mi w gotowości do zaproszenia Justina na przechadzkę po salonach z elegancką modą męską.

Stoimy w sklepie obwieszonym garniturami wokół czterech ścian podobnej długości. Zadziwia mnie jego wielkość i fakt, że wybór krojów i kolorów jest bardziej obszerny niż w salonie z modą damską, mimo że ja dostrzegam różnicę jedynie między bielą, szarością i granatem skrzydeł marynarek.

Ale Justin nie jest łatwym przypadkiem. Zastanawiam się, dlaczego w ogóle jestem zdziwiona, że utrudnia życie wszystkim wokół, nie wyłączając z tego kręgu siebie samego. Powinnam była przyzwyczaić się, że jest gorszy niż emeryci w sklepowych kolejkach i że jego irytująca kolejka ciągnie się przez całą długość jego życia.

-Garnitur to elementarna część męskiej garderoby - tłumaczę jak dziecku, gdy stojąc przede mną w samych majtkach i marynarce, próbuje zapiąć guziki, zaczynając od środka. Zawsze chybi o jedną pozycję. - To jakby kobieta nie miała w szafie ani jednej sukienki czy spódniczki. Nie chodzi o to, żeby ją nosiła. Ważne, by po prostu miała.

-Tak jak cukier? - pyta. - Nie ważne, że ja nie słodzę. Ważne, żebym miał cukier, bo słodzisz ty, Harold i połowa zakichanego świata?

-Tak - mamroczę z przekąsem. - Potrzebujesz garnituru, żeby móc pożyczyć go połowie zakichanego świata, Haroldowi, a przede wszystkim mi. Wyglądałabym tak ponętnie w marynarce wiszącej do kolan.

-Gdybyś miała tylko marynarkę, odpiętą, mógłbym się zgodzić.

-Nie mów nic więcej, bo zrobi się nieprzyjemnie. - Przykładam dłoń do jego ust. - A teraz wracaj do przymierzalni i załóż ten przeklęty garnitur, żebym mogła zobaczyć, czy wyglądasz koszmarnie źle, czy po prostu źle.

-Kosztuje pięćset dolarów - burczy. - To czynsz najmu mieszkania za jeden miesiąc. Albo czterysta litrów paliwa. Albo sto pięćdziesiąt paczek papierosów. Albo dziesięć wizyt u prostytutki, i to wcale nie najtańszej.

-Albo porządny garnitur dla, cóż, porządnego mężczyzny, którego chciałabym z ciebie zrobić.

Nie chcę wdawać się z nim w niepotrzebne dyskusje, dlatego wybieram się na przechadzkę po sklepie, w tunelach między wieszakami sięgającymi czubka mojej głowy. Rozglądam się za rozmiarem Justina w innym kolorze, o kroju, który oboje, na mocy kompromisu, bylibyśmy skorzy zaakceptować. Nie mam przesadnego doświadczenia w wyborze garniturów, jako że w swoim życiu doradzałam jedynie dwóm mężczyznom, z czego jeden był moim ojcem i moja opinia przy opinii matki była nieznacznym dodatkiem, a drugim z mężczyzn był Joe, który na dobrą sprawę wcale nie był jeszcze mężczyzną, a jego garnitur miał być uczestnikiem szkolnego balu jesiennego, więc kryteria, zgodnie z którymi został wybrany, były dość rozwiązłe.

Flushing birds out JBFFHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin