Rozdział 19 - Powiew arktycznego chłodu

1.8K 119 107
                                    


nowy rozdział pojawi się niestety dopiero po 10 września


Nie wiem, jak przekonać rodziców, że kolejny psycholog nie naprawi naprawionego i że kolejny psycholog nie odsunie ode mnie idei naprawienia zepsutego, w tym przypadku człowieka.

Dlatego po kilku dniach trwania szlabanu, który zdaje się zaostrzać, zamiast łagodnieć, postanawiam pogodzić się z myślą, że pieniądze, które rodzice odkładali na moje konto oszczędnościowe, bym w trakcie studiów mogła od czasu do czasu kupić wędzonego łososia norweskiego, w sporej mierze przypadną kolejnemu psychologowi, który spróbuje wyciągnąć ze mnie podłoże zapędów masochistycznych.

Siedzę na kanapie w salonie i podskubuję skórki w paznokciach lewej dłoni, obserwując kątem oka, jak tata przyłącza się do kuchennych porządków mamy i szepczą między sobą, jakby dzieliła nas dźwiękoszczelna ściana. Nie słyszę słów. Słyszę tylko, że jakieś są i że całe ich sto procent jest ściśle połączone z moją niespodziewaną utratą zmysłów.

Spoglądam na zegar wiszący ponad progiem salonu i przedpokoju. Wybija pełna, a wskazówka drga, nim osiąga pozycję przeciwną do horyzontalnej. Nim kolejny raz zmienia swoje położenie, po cichym domu roznosi się dźwięczny dzwonek do drzwi. Mogę otworzyć, ale nie robię tego, by pokazać moje ogólne niezadowolenie światem, który tworzą dla mnie rodzice, wykluczając mnie ze świata, w którym właściwie czułam się całkiem znośnie.

Mama biegnie przez salon i zwalnia dopiero w przedpokoju, gdzie wygładza spódnicę z kategorii "elegancki dom" i rzuca ścierkę kuchenną za szafkę na buty. Tata gestem dłoni pokazuje, bym wstała z kanapy i podeszła do progu, więc robię to z westchnieniem tak silnym, że mój wydech porusza zdjęciami w ramkach na przeciwległej ścianie. W końcu mama otwiera, a ja nie jestem pewna, czy śmiech jest w tym miejscu odpowiedni, czy bardziej nieodpowiedni jest brak śmiechu.

Bo w progu stoi Harry, ubrany w czarną satynową koszulę, jeansy spłaszczające pośladki i eleganckie pantofle z zaostrzonym czubem, którym mógłby dokonać zamachu terrorystycznego. Pod pachą trzyma skórzaną teczkę i patrzy na naszą trójkę przez okrągłe okulary zerówki. Kłania się mojej mamie pod kątem czterdziestu pięciu stopni i przechodzi przez próg, zanim do końca prostuje plecy. Ściska dłoń wpierw jej, później ojcu, na koniec zastanawia się, czy moją też uścisnąć. I ściska, a robi to w sposób, który może oznaczać ręczne puszczanie oczka.

W pierwszej chwili kłębi się we mnie obawa, że rodzice znają Harry'ego z czasów trwania śledztwa. Widząc ich twarz, pełne nadziei, że nowy szarlatan wyleczy ich córkę z klątwy młodzieńczego buntu, przekonuję się, że ojciec rzeczywiście nie został w żaden sposób dopuszczony do śledztwa, a mama podczas mojej nieobecności zajmowała się wciskaniem ludziom nieruchomości, co do których nie są przekonani, zamiast chodzić z lupą po mieście i doszukiwać się okruchów bułek, które kiedyś jadł Justin, i węszyć, dokąd ją zaprowadzą.

-Harry Styles - przedstawia się kulturalnie.

Moi rodzice odpowiadają równie kulturalnym tonem zapoznawczym i wprowadzają Harry'ego do salonu, zupełnie nieświadomi, że węzły mojego szlabanu się rozluźniają. Wchodzę za nimi z uśmiechem chochlika kornwalijskiego.

-Telefonicznie zapoznali mnie państwo z ostatnimi problemami córki - mówi, opierając się o kanapę.

-Kompletnie straciła rozum - przyznaje tata i jestem nieco zawiedziona, że mówi o mnie tak jednoznacznie przy obcym człowieku. W każdym razie połowicznie obcym. - Może panu uda się do niej dotrzeć i przekonać, że kompletnie rujnuje sobie życie.

Flushing birds out JBFFWhere stories live. Discover now