-Najwyższy czas, byśmy zakopali wojenny topór - mówi Ethan, gdy tylko wychodzi z łazienki, a para, która wypełza tuż przed nim, anonsuje jego nadejście.Najwyższym czasem w jego mniemaniu jest druga w życiu rozmowa, jaką jedno z nas zamierza przeprowadzić z drugim. nie powiem, by chęć ta była obopólna.
-Twierdzisz, że jest między nami jakiś topór? - pytam zanadto wyraźnie, krzątając się po mieszkaniu i składając ubrania we względnie równą kostkę; czuję się przy tym jak w naturalnym środowisku gospodyni domowej, co pozwala mi wyglądać jak kobieta z życiowym celem wypisanym na piersi. Przestaję, gdy wpada mi w dłonie koszulka w kolorze absolutnie niepasującym do Justina i absolutnie pasującym do Ethana.
-Niekoniecznie topór. Ale nie rozpoczęliśmy naszej znajomości w sposób, w jaki powinniśmy ją rozpocząć.
-Rzeczywiście, pytanie, czy udaję orgazm, było, delikatnie rzecz ujmując, niewłaściwe.
-Jestem gotów przyznać ci rację.
-Dziękuję za twą szczodrobliwość.
Nasze przepychanki słowne, swobodniejsze z każdym popchnięciem, urywają się wpół zdania, gdy do pokoju wkracza Justin. Wyraz jego twarzy każe mi sądzić, że robię coś nieodpowiedniego. Z tego względu przestaję to robić, Nie podoba mi się ten rodzaj kontroli, ale daję na nią przyzwolenie.
-Ubierz się – rzuca pobieżnie do Ethana. - Przeziębisz sutki.
-Dzięki bracie – odpowiada Ethan głosem bardziej spiętym, aniżeli wymagałaby tego sytuacja. - Jeszcze nikt w całym moim życiu nie troszczył się o moje sutki. Z wdzięczności aż stwardniały.
Nasycone ironią powietrze zaczyna szczypać w język. Postanawiam zwinnie wycofać się ze skażonego terytorium, by cierpkość z ust nie spłynęła do żołądka. Mieszkanie jest jednak za małe, by uniknąć w nim bratobójczego starcia.
-Przestań gapić się na moją dziewczynę, a zmiękną natychmiast.
-Nie jestem twoją dziewczyną – wtrącam.
-Nie jest twoją dziewczyną – powtarza Ethan, a dopiero po paru sekundach jego twarz zdradza, że próbuje powiązać nasze kontakty łóżkowe z brakiem jakiejkolwiek innej zażyłości.
Już prawie czuję cierpkich słów pęczniejących Justinowi na języku.
'Jest dziewczyną, czy też nią nie jest – seks na kinowych fotelach przemawia na moją korzyść.'
Ale on sam nie przemawia. W żaden ze sposobów, jakich mogłabym się po nim spodziewać. Zapamiętuję, by w przyszłości nie spodziewać się niczego. Brak zawodu to najsilniejszy z zawodów.
-Sądziłem, że udajemy przed wszystkimi – mówi tylko, ale jego głos nie współgra z ciałem. Jest obcą komórką wprowadzoną w organizm w warunkach laboratoryjnych.
-Mieszkacie pod jednym dachem – stwierdzam. - Prędzej czy później zorientowałby się, że nie zamykamy się w łazience tylko po to, by pogłaskać się po policzkach, ani że nie karmimy się orzechowymi m&m'sami.
-Jeśli właśnie to jest podstawą tych wszystkich poważnych związków, chyba nie żałuję, że do żadnego nie należę. To nie jest zdrowa relacja międzyludzka, a uniesamodzielnianie.
-Nie ma takiego słowa.
-Jest – zaprzecza. - Od chwili, kiedy je wypowiedziałem. Właśnie tak działa kształtowanie języka potocznego.
Z niesmakiem stwierdzam, że jego inteligencja imponuje mi znacznie silniej, niż cokolwiek związanego z nim powinno imponować. Całym sercem pragnę, by powiedział coś jeszcze. Tylko po to, bym w nieinteligentnym przekazie mogła doszukać się tego imponującego przebłysku inteligencji.
![](https://img.wattpad.com/cover/106442647-288-k485033.jpg)
YOU ARE READING
Flushing birds out JBFF
FanfictionGwałcicielom należy się krzesło elektryczne. Jestem tego pewna jak śniegu na Alasce i deszczu w lesie tropikalnym. Jestem pewna jak garbów wielbłąda i płetw rekina. Pewna jak własnego nazwiska i pieprzyka na lewo od pępka. Posadzić, przypiąć, popieś...