Rozdział 26 - Płosząc ptaki

1.4K 125 63
                                    



-Najwyższy czas, byśmy zakopali wojenny topór - mówi Ethan, gdy tylko wychodzi z łazienki, a para, która wypełza tuż przed nim, anonsuje jego nadejście.

Najwyższym czasem w jego mniemaniu jest druga w życiu rozmowa, jaką jedno z nas zamierza przeprowadzić z drugim. nie powiem, by chęć ta była obopólna.

-Twierdzisz, że jest między nami jakiś topór? - pytam zanadto wyraźnie, krzątając się po mieszkaniu i składając ubrania we względnie równą kostkę; czuję się przy tym jak w naturalnym środowisku gospodyni domowej, co pozwala mi wyglądać jak kobieta z życiowym celem wypisanym na piersi. Przestaję, gdy wpada mi w dłonie koszulka w kolorze absolutnie niepasującym do Justina i absolutnie pasującym do Ethana.

-Niekoniecznie topór. Ale nie rozpoczęliśmy naszej znajomości w sposób, w jaki powinniśmy ją rozpocząć.

-Rzeczywiście, pytanie, czy udaję orgazm, było, delikatnie rzecz ujmując, niewłaściwe.

-Jestem gotów przyznać ci rację.

-Dziękuję za twą szczodrobliwość.

Nasze przepychanki słowne, swobodniejsze z każdym popchnięciem, urywają się wpół zdania, gdy do pokoju wkracza Justin. Wyraz jego twarzy każe mi sądzić, że robię coś nieodpowiedniego. Z tego względu przestaję to robić, Nie podoba mi się ten rodzaj kontroli, ale daję na nią przyzwolenie.

-Ubierz się – rzuca pobieżnie do Ethana. - Przeziębisz sutki.

-Dzięki bracie – odpowiada Ethan głosem bardziej spiętym, aniżeli wymagałaby tego sytuacja. - Jeszcze nikt w całym moim życiu nie troszczył się o moje sutki. Z wdzięczności aż stwardniały.

Nasycone ironią powietrze zaczyna szczypać w język. Postanawiam zwinnie wycofać się ze skażonego terytorium, by cierpkość z ust nie spłynęła do żołądka. Mieszkanie jest jednak za małe, by uniknąć w nim bratobójczego starcia.

-Przestań gapić się na moją dziewczynę, a zmiękną natychmiast.

-Nie jestem twoją dziewczyną – wtrącam.

-Nie jest twoją dziewczyną – powtarza Ethan, a dopiero po paru sekundach jego twarz zdradza, że próbuje powiązać nasze kontakty łóżkowe z brakiem jakiejkolwiek innej zażyłości.

Już prawie czuję cierpkich słów pęczniejących Justinowi na języku.

'Jest dziewczyną, czy też nią nie jest – seks na kinowych fotelach przemawia na moją korzyść.'

Ale on sam nie przemawia. W żaden ze sposobów, jakich mogłabym się po nim spodziewać. Zapamiętuję, by w przyszłości nie spodziewać się niczego. Brak zawodu to najsilniejszy z zawodów.

-Sądziłem, że udajemy przed wszystkimi – mówi tylko, ale jego głos nie współgra z ciałem. Jest obcą komórką wprowadzoną w organizm w warunkach laboratoryjnych.

-Mieszkacie pod jednym dachem – stwierdzam. - Prędzej czy później zorientowałby się, że nie zamykamy się w łazience tylko po to, by pogłaskać się po policzkach, ani że nie karmimy się orzechowymi m&m'sami.

-Jeśli właśnie to jest podstawą tych wszystkich poważnych związków, chyba nie żałuję, że do żadnego nie należę. To nie jest zdrowa relacja międzyludzka, a uniesamodzielnianie.

-Nie ma takiego słowa.

-Jest – zaprzecza. - Od chwili, kiedy je wypowiedziałem. Właśnie tak działa kształtowanie języka potocznego.

Z niesmakiem stwierdzam, że jego inteligencja imponuje mi znacznie silniej, niż cokolwiek związanego z nim powinno imponować. Całym sercem pragnę, by powiedział coś jeszcze. Tylko po to, bym w nieinteligentnym przekazie mogła doszukać się tego imponującego przebłysku inteligencji.

Flushing birds out JBFFWhere stories live. Discover now