Rozdział 29 - Uczucie dla wybranych

1.1K 111 26
                                    



Ciało nie obwieszcza o żadnej zmianie. To prędzej umysł, bardziej podatny na zmiany, albo złudzenie owych zmian, daje do zrozumienia, że w teorii coś może ulec zniekształceniu.

Na przykład macica.

Albo podbrzusze ukształtowane dietą o niskim indeksie glikemicznym.

Więc kiedy stoję przed lustrem w jego łazience, z obiema dłońmi na dowodzie niskiego indeksu glikemicznego, to bardziej umysł niż ciało wprowadza zamęt w spokój tego weekendu.

Bo nie wyczuwam pod palcami żadnego zgrubienia, wybrzuszenia czy pagórka, który sugerowałby istnienie obcej formy życia w okolicy moich narządów rozrodczych. A jednak mózg podpowiada, że wszystkie te wypukłości to ostatnie stadium oswajania się z rolą najemcy własnego ciała na potrzeby osób trzecich. I ich brak teraz wcale nie przeświadcza o ich braku w najbliższej przyszłości.

W szczególności, gdy comiesięczny proces oczyszczania ścianek macicy z nabłonka zostaje wstrzymany przed trzema tygodniami. Co oczywiście również nie musi niczego dowodzić, z punktu widzenia ciała. Rozum jednak wciąż przypomina, że 'nie musieć' oznacza 'móc'.

Według tych rozważań nie muszę, lecz mogę być w ciąży. I myśl ta sprawia, że nie mogę odejść od lustra, że spędzę przed nim przyszłe miesiące, obserwując rozrost wybrzuszenia lub jego pożądany brak.

-Ile czasu można spędzać w łazience? - krzyczy zniecierpliwiony Justin z sypialni.

-Jeśli jest się dziewczyną w okresie rozkwitu? - odkrzykuję ja. - Nawet nie próbuj sobie wyobrażać.

Prawdopodobnie wcale nie próbuje. Otrzymuję tyle czasu przed lustrem, w połowicznym negliżu, ile potrzebuję. W trakcie tego czasu nic we mnie nie pęcznieje. Bo nie musi. Ale może. W przyszłym stadium zmian.

Wracam do sypialni w postaci kłębka nerwów, dostatecznie splątanego, by nie toczyć się po podłodze. Myślę, że Justin dostrzega zmiany, które mój mózg zdołał przelać na zachowanie ciała. Nie wspomina o nich jednak, wychodząc z założenia, że wszystko, co chcę powiedzieć, mówię bez jego zachęty. Ma w tym sporo racji.

Albo słuchanie mnie nie należy do jego rozrywek. Nie pyta, obawiając się, że udzielę obszernej odpowiedzi.

Potrząsam głową. Niekiedy zdaje mi się, że robię z niego gorszego, niż w rzeczywistości jest. Wtedy z reguły udowadnia, że nie jestem w stanie tego dokonać. Robi to i tym razem.

-Muszę zadać ci jedno pytanie – oznajmiam, stając w nogach łóżka. - I chcę, żebyś potraktował je z należytą powagą.

-Doskonale wiesz, że jeśli prosisz mnie, bym potraktował coś z powagą, zrobię ci na złość i celowo obrócę to w żart.

-Co byś zrobił, gdybyś został ojcem? Teraz. W najbliższych miesiącach. Około ośmiu. Może siedmiu z nadwyżką.

Kolor mojej skóry ma wrodzoną zdolność do nieulegania wpływom emocji i trwania w barwie zbliżonej do bieli. Niemniej jednak, nawet jeśli kolor ten nie wypływa na zewnątrz, wewnątrz ciała czuję czerwień – cokolwiek ze sobą niesie. Moją emocją jest barwą purpury – jakakolwiek byłaby jej nazwa. I pierwszy raz chciałabym, by kolory te wstąpiły na moją twarz i dały wyraz zdenerwowaniu. Bo wciąż jestem na tyle naiwna, by sądzić, że to powstrzyma Justina przed mówieniem tego, co chce powiedzieć. A w przeciwieństwie do mnie, jego twarz nie trudzi się skrywaniem czegokolwiek. Usta również. Usta tym bardziej.

-Nie do końca potrafię doszukać się jakiegokolwiek sensu w tym, co robisz. Zadajesz pytanie, na które doskonale potrafisz odpowiedzieć sobie sama. Chcesz, żebym odpowiedział na nie osobiście, bo lubisz mieć powód, by nazwać mnie draniem?

Flushing birds out JBFFDär berättelser lever. Upptäck nu