{ hope for dogs } Proch

930 57 10
                                    

{2391 słów}
W każdą niedzielę cały poranek poświęcam na bieganie. Nieważne, czy by się waliło, czy paliło, biegania nigdy bym nie odpuścił. Oprócz skoków to jedyne co pozwala mi się całkowicie oderwać od rzeczywistości i zrelaksować nawet w trudnych momentach. Od wielu miesięcy nie zmieniłem mojej stałej trasy, staram się unikać zgiełku miasta dlatego biegam bocznymi uliczkami. Słuchawki w uszach, playlista z ulubionymi piosenkami włączona i bieganie od razu staje się przyjemniejsze. W pewnym momencie zauważyłem psa leżącego przy drodze. Dosyć sporej wielkości, biało-czarny, a przynajmniej tyle udało mi się ustalić z daleka. Pies leżał i nie wstawał i chyba tylko ktoś bez serca nie podszedłby sprawdzić czy nic mu nie jest... starałem się zachować spokój i podejść tak żeby nie przestraszyć psiaka- w końcu nigdy nie wiadomo czy zwierzę nie zareaguje agresją w chwili zagrożenia. Jedno stało się dla mnie jasne, jak tylko podszedłem- pies bardzo cierpi, ale żyje... szybka kalkulacja... oddycha, popiskuje, na poboczu widoczne są ślady krwi. Tylko jak ja mam mu teraz pomóc? Cholera, nie jestem samochodem, a sam go nigdzie nie doniosę... inna sprawa, że nie orientuję się nawet gdzie jest najbliższy weterynarz. Czemu nie ma tu Cene? To on z naszego rodzeństwa zdecydowanie wykazuje się miłością i uwielbieniem do wszystkich zwierząt, zgaduję, że jakby tu był to już by tego psa magicznie uzdrowił. Po chwili znajduję w internecie numer do weterynarza, ale ten tłumaczy się mówiąc, że nie ma jak odebrać psa. Eh, a więc czas poprosić młodszego braciszka o radę. Cene wyjaśnia, że najlepiej jakbym skontaktował się bezpośrednio ze schroniskiem, a więc właśnie tak robię. Trochę to trwa, ale ostatecznie kobieta powiadamia mnie, że pracownik powinien podjechać za kilka minut. Mam nadzieję, że nie okaże się to być stary buc bez grosza szacunku do bezbronnego psa. Czekając na przyjazd pracownika staram się pocieszyć psa, delikatnie go głaskając, wygląda na wyjątkowo łagodnego, pomimo trudnej sytuacji. Po kilku minutach koło nas zatrzymuje się zielony jeep i wysiada z niego mężczyzna, kiedy w końcu na niego patrzę przez głowę przechodzi mi tylko krótkie 'o kurwa'. Pracownik, którego się tak obawiałem jest zabójczo przystojny, a do tego mniej więcej w moim wieku.
- Cześć, jestem Kamil, pracuję w schronisku. Rozumiem, że to ty znalazłeś i zgłosiłeś do nas tego biedaka?- chłopak cały czas patrzy mi się przy tym w oczy, a ja zamiast skupiać się na jego słowach zatapiam się w błękicie jego oczu. Wygląda na kogoś o niesamowicie wielkim sercu.
- Tak, um biegłem tędy przypadkowo i po prostu zauważyłem go leżącego tak przy drodze. Chyba tylko ktoś bez serca mógłby go tutaj zostawić - chłopak uśmiecha się do mnie delikatnie
- Uwierz mi, jest wielu takich, którzy przebiegliby dalej zupełnie obojętnie. Super, że nie należysz do takiego grona. A przy okazji, jak ci na imię?
- Ah, tak. Jestem Peter.
- Hmm, pasuje do ciebie to imię, takie majestatyczne - parsknąłem śmiechem
- Dobrze Peter, to chyba czas zająć się naszym małym przyjacielem. Rozumiem, że nie wykazywał w stosunku do ciebie żadnej agresji - zaprzeczyłem, a wtedy Kamil zabrał się do wstępnych oględzin psa, aby ocenić jego stan i możliwości przeniesienia.
Później wspólnie przenieśliśmy psa do samochodu, a Kamil zaproponował mi abym zabrał się razem z nimi do schroniska. Ucieszyłem się z tej propozycji, ponieważ naprawdę chciałem wiedzieć co będzie dalej z psem, a do tego nie da się zaprzeczyć, że chłopak zdecydowanie wpadł mi w oko. Droga do schroniska zajęła nam parę minut, w jej trakcie próbowałem dowiedzieć się czegoś o Kamilu.
- Jak długo pracujesz w schronisku?
- Pomagam już od wielu lat, ale tak na stałe to od roku.
- A jaka jest właściwie twoja rola? Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci to pytanie - nie chciałem być wścibski, ale na szczęście Kamil tylko się zaśmiał
- Zajmuję się zwierzakami, nie jestem niestety weterynarzem ani zarządcą schroniska. Karmię, wyprowadzam na spacery i po prostu o nie dbam. I oczywiście w skrajnych przypadkach, takich jak twój, ratuję psy z ulicy.
- Imponujące Kamil. To znaczy... domyślam się, że zarobki nie są szczególnie dobre, a jednak robisz to z pasji i miłości do zwierząt.
- Dziękuje Peter, miło mi, że to doceniasz - Kamil się do mnie ciepło uśmiechnął. W schronisku chłopak zajął się psem, który następnie trafił pod opiekę weterynarza, cały czas towarzyszyłem Kamilowi, który następnie zaproponował mi pokazanie schroniska. Spędzaliśmy razem czas, a przy tym pomagałem mu w wykonywaniu jego codziennych obowiązków. Tak dużo psów do wykarmienia, wyczesania i poświęcenia chociaż chwili uwagi każdemu z nich. Przez większość czasu nie mogłem się powstrzymać od zerkania na Kamila, jest niesamowicie przystojny, a jego uśmiech sprawia, że nie jestem w stanie myśleć o niczym innym. Widać, że Kamil naprawdę kocha wszystkie zwierzęta, jego pasja i poświęcenie... do tego ma tak dobry kontakt z każdym psiakiem, ale w końcu nie ma co się dziwić, psy zawsze wyczują dobrych ludzi. Miło było mi dla odmiany zrobić coś bezinteresownie, pomóc psiakom, a przy okazji móc spędzić więcej czasu z Kamilem. Jak wiadomo, wszystko co piękne, szybko się kończy i musiałem wracać do domu. Jednak zapytałem wcześniej Kamila czy mógłbym jeszcze wpaść i odwiedzić jego, i cały zwierzyniec. Po uzyskaniu pozytywnej odpowiedzi, ostrzegłem bruneta, że czeka mnie teraz tygodniowy wyjazd.
~
Byliśmy w trakcie zgrupowania w Austrii, masa treningów, oddanych skoków, a wieczory spędzane w miłej atmosferze z kolegami z kadry. A jednak w mojej głowie cały czas siedział Kamil. Dziwne, że chociaż spotkaliśmy się jedynie raz, to nie mogłem go sobie wybić z głowy. Właściwie obawiałem się, że odbije się to na moich skokach, bo jak każdy mówi, jak nie masz wolnej głowy to nie dasz z siebie 100%. Tymczasem z ręką na sercu mogę przyznać, że latam jak natchniony, przynajmniej tak śmiejąc się, ujął to mój młodszy braciszek. Jednego byłem pewien, jak tylko wrócę do domu to zabieram się do schroniska, a następnie zapraszam Kamila na randkę.
~
Dwa dni po powrocie pojawiłem się w schronisku, w ubraniach roboczych, gotowy do pracy. Kiedy tylko Kamil mnie zobaczył zaczął się śmiać
- Oh, widzę, że tym razem przychodzisz przygotowany... gotowy na wyzwania?
- Jasne, że tak. Miło cię widzieć Kamil
- Cieszę się, że przyszedłeś Peter - naprawdę próbowałem się powstrzymać przed uśmiechem ale byłem bezsilny i skazany na porażkę.
Pomagałem w sprzątaniu boksów, a następnie wyprowadziłem kilka psów na spacer. W przerwach po prostu rozmawialiśmy z Kamilem i powoli poznawaliśmy się coraz lepiej.
Chciałem wiedzieć co dzieje się z psem, którego znalazłem przy drodze. Kamil na szczęście miał mi do przekazania same dobre informacje, pies co prawda miał szerokie obrażenia, ale na chwilę obecną wszystko zmierzało w dobrym kierunku i nie powinno być żadnych długotrwałych skutków potrącenia.
~
- Wiesz co, Peter, tak sobie myślałem i... chciałbyś może nazwać naszego biało-czarnego szczęściarza? W końcu to dzięki tobie ma szansę na dalsze życie.
- Oh, wow. To chyba pierwszy raz kiedy mam taki wybór. Rodzice zabronili mi wymyślania imienia dla najmłodszej siostry... po stu różnych imionach, które im zaproponowałem- Kamil się zaśmiał.
- Było aż tak źle? Hm, to lepiej pomyśl jakie imię pasuje do naszego czworonoga.
- Wiesz co, właściwie to chyba już nie muszę się nawet zastanawiać... Leo, patrzę na niego i po prostu czuję, że to to.
- Leo... podoba mi się, Peter. Być może, jest nawet jakaś szansa dla ciebie, że w przyszłości dasz radę nazwać jakoś własne dzieci - oboje się zaśmialiśmy.
~
Zbierałem się do wyjścia, a Kamil chciał odprowadzić mnie do samochodu. W końcu miałem szansę, żeby pokazać brunetowi, że chcę czegoś więcej niż spotkań w pracy.
- Kamil... tak właściwie to mam do ciebie pytanie. Czy... umówiłbyś się ze mną? - czułem, że się rumienię. Co się do cholerny ze mną dzieje? Przecież jestem dorosłym facetem, a nie nastolatkiem.
- Oh, Peter. Z przyjemnością. Masz coś konkretnego na myśli? - Kamil patrzył na mnie z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Hm, czy masz jakieś plany na sobotni wieczór?
- Nie, żadnych.
- W takim razie już masz, pozwól, że przyjadę po ciebie i zabiorę cię na kolację.
- Dobrze Pero, w takim razie do zobaczenia w sobotę.
- Trzymaj się Kamyk.
Wsiadłem do samochodu, ale zamiast jechać prosto do domu, wybrałem się jeszcze na krótką przejażdżkę.
~
Trening, trening i jeszcze raz trening. Właściwie tak spędziłem kilka następnych dni, dużymi krokami zbliżał się sezon zimowy i musiałem być w szczytowej formie. To jedyny sposób, by wybić się w tak wymagającym sporcie jak skoki. Bycie sportowcem ma zarówno swoje pozytywy, jak i negatywy. Z jednej strony praca jest twoją pasją i spełniasz się każdego dnia, a z drugiej, czeka na ciebie mnóstwo wyrzeczeń, poświęcasz każdą wolną chwilę na poprawianie formy. Skoki niosą ze sobą dawkę adrenaliny bez której nie byłbym w stanie żyć. A jednak do tej pory, po tym jak skończył się mój ostatni nieudany związek skupiłem się jedynie na pracy, przestałem być otwarty na nowe znajomości. Dlatego obiecałem sobie, że nie spieprzę mojej znajomości z Kamilem.
~
Znalazłem odpowiednią restaurację. Co prawda nigdy wcześniej w niej nie byłem, ale miałem poczucie, że Kamil jest tym typem osoby, która od elegancji, przesytu i formalności znacznie bardziej preferuje dobrą i przyjemną atmosferę. I widząc jak zszedł z niego cały stres kiedy pojawiliśmy się na miejscu, wiedziałem, że trafiłem. Zamówiłem dania dla nas obu ponieważ Kamil poprosił żebym go zaskoczył. Właściwie przez całą kolację czułem się, jak zestresowany ale szczęśliwy nastolatek na pierwszej randce. W pewnym momencie pytanie bruneta mnie zaskoczyło.
- Jakie to uczucie Pero, kiedy reprezentuje się cały kraj, a każdy, czy na trybunach, czy też przed telewizorem dopinguje cię i trzyma kciuki?
O chuj, może to głupie, ale będąc z Kamilem naprawdę czułem się jakbym nie był znanym sportowcem. Chłopak nigdy wcześniej nie dał mi do zrozumienia, że wie kim jestem. Może to głupie, ale myślałem, że jest jedną z niewielu osób, która nie wie nic o skokach, ani o mojej osobie.
- Umm, ja...- czemu nie potrafiłem się wypowiedzieć jak człowiek?
- Peter, spokojnie. Nie przeszkadza mi, że jesteś sportowcem czy też ulubieńcem fanów. To nic nie zmienia, dla mnie jesteś Peterem, facetem, który jest do bólu szczery i nikogo nie udaje.
- Uh, Kamil, serio dziękuje za te słowa. Ja... nie wiem, po prostu nigdy o tym nie rozmawialiśmy i przy tobie przestałem sobie nawet zdawać sprawę z tego, że jestem sławny. Powiedzmy... że odwracasz moją uwagę i nie jestem w stanie myśleć o niczym innymi niż tylko tobie - Kamil zaśmiał się na tyle głośno, że kilka osób obróciło głowy w naszą stronę.
- Oj, schlebiasz mi Peter. Tak dla jasności... to uh, uwielbiam oglądać skoki i zawsze ci kibicuje. Rozpoznałem cię już wtedy kiedy przyjechałem... ale myślę, że masz już dość rozmów z fanami. Poza tym nie zasługujesz na jakieś specjalne traktowanie... mogło się okazać, że jesteś zupełnie inny, niż w telewizji i zachowujesz się jak zwykły dupek.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę Kamil, że brałeś pod uwagę, że mogę okazać się idiotą. Nigdy bym ciebie o to nie posądził, ale nawet nie wiesz jak dużo osób lubi mnie jedynie za sławę i pieniądze.
- Mogę się domyślać, że życie w blasku sławy nie jest takie proste i przyjemne jakie mogłoby się wydawać.
- Dokładnie. Wiesz co, Kamyk, skoro jesteś fanem skoków, to teraz będziesz mógł być moją prywatną motywacją do oddawania coraz lepszych skoków.
Złapałem Kamila za rękę z poczuciem, że ten wieczór staje się coraz przyjemniejszy.
Piliśmy wino, podzieliliśmy się deserem, a przy tym rozmawialiśmy tak, jakbyśmy się znali już od wielu dobrych lat.
~
Spotykaliśmy się z Kamilem już od kilku tygodni, niczego jeszcze oficjalnie nie ogłaszaliśmy, ale cieszyłem się z każdego naszego spotkania i muszę przyznać, że moje uczucia pogłębiały się z każdym dniem. Miło było wracać po skokach czy też wyjeździe do domu ze świadomością, że wystarczy zadzwonić, czy też pojechać i swobodnie porozmawiać czy poprzytulać się z osobą, której naprawdę na tobie zależy. Moi bracia nie mieli jeszcze szansy poznać Kamila, ale oboje wyczekiwali tego dnia.
~
Głaskałem Leo, który spokojnie leżał w boksie. W końcu większość jego ran się już zagoiła i nie było sensu, żeby dłużej przebywał u weterynarza, był gotowy na adopcję, niestety nie był to już młodziutki pies i Kamil obawiał się, że szybko to nie nastąpi. Właściwie, to już od dłuższego czasu chodzi mi głowie pewien plan i zapewne Kamilowi również przemknęło to przez głowę, chociaż nigdy by o to nie poprosił. Z Leo.. zżyłem się przez te kilka tygodni, mam wrażenie, że pies mi ufa najbardziej ze wszystkich pracowników.

- Kamil, przemyślałem kilka spraw i chciałbym adoptować Leo, tylko, że nie uda mi się to bez twojej pomocy.
- Oh, Peter. To serio poważna decyzja... ale nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, ten pies zasługuje na szczęście. I co masz na myśli mówiąc o mojej pomocy?
- Myślę, że Leo jest nasz już od momentu kiedy go znalazłem. Wiesz, że zdarzają mi się dłuższe wyjazdy na zawody czy też obozy... co ty na to żebyśmy wspólnie go adoptowali?
- Z przyjemnością Peter. W końcu doczekaliśmy się naszego pierwszego dziecka, co?
~
Minęło kilka lat od tamtych wydarzeń. Wiadomo, jak to w życiu, bywa lepiej, jak i gorzej, a jednak cieszę się z tego jak potoczyło się moje życie. Spełniam się zawodowo, przygotowując się do kolejnych Zimowych Igrzysk Olimpijskich. A po każdych zawodach wracam do domu, gdzie czeka na mnie mój narzeczony, Kamil. Przez te kilka lat mieliśmy kilka poważnych kłótni, ale nic nie zmieni tego, że teraz nie wyobrażam sobie życie bez jego wsparcia i uśmiechu przeznaczonego tylko dla mnie. Długo musiałem przekonywać Kamila żeby zawalczył o jedno ze swoich marzeń, ale w końcu mi się udało, i właśnie w taki sposób mój partner stał się studentem weterynarii. Byliśmy teraz dosyć zabiegani, zbliżało się zakończenie studiów Kamila i zdobycie przez niego dyplomu, planowaliśmy ślub, a do tego sporo czasu poświęcałem na treningi. A co do naszej rodzinki... hmm powiedzmy, że przez te kilka lat pojawiło się w naszym domu kilka kolejnych zwierzaków. Właściwie, postanowiliśmy z Kamilem działać jako dom tymczasowy, przyjmować do siebie bezdomne zwierzęta i opiekować się nimi aż do czasu gdy znajdą się odpowiedzialne osoby chętne do ich adopcji. Po zakończeniu studiów planowaliśmy z Kamilem zmienić naszą działalność, stworzyć klinikę, a przy tym również fundację i dom zastępczy dla czworonogów. Nie mamy jeszcze pewności jak to wszystko się rozwinie, ale będziemy próbować. Jedno jest pewne, i ja i Kamil robimy to, co kochamy,spełniamy się w tym każdego dnia, a przy tym mamy siebie. Jestem wdzięczny, że spotkałem na drodze swojego życia osobę, która bez względu na wszystko zawsze mnie wspiera i dopinguje. Właściwie to podziękowania powinienem kierować w stronę pewnego biało-czarnego psiaka, który połączył nasze losy. Dziękuje ci, Leo.
~
Obiecałam, że napiszę w końcu coś wesołego, bez bólu i śmierci, a więc jest ✌️
Tytuł zaczerpnięty od cudownej organizacji 'Hope For Paws', zachęcam do obejrzenia chociaż jednego ich filmiku na youtubie. Zadziwia mnie jak ci ludzie poświęcają każdą wolną chwilę na ratunek i pomoc zwierzętom. Przy oglądaniu niektórych ich filmików pojawiają się łzy w moich oczach. Dodatkowo,zupełnie poważnie,proszę każdego o zastanowienie się nad opcją zostania domem tymczasowym (teraz czy kiedyś w przyszłości). Według mnie to niesamowite, że można zdobyć możliwość nabrania doświadczenia w opiece, a przy okazji uratować jakiegoś zwierzaka od bezdomności.
Dobra, już nie przedłużam, bo czekają na mnie dwa zamówienia.
Dziękuje za każdą gwiazdkę i komentarz.
{ as always dziękuje Zuzu za marnowanie czasu dla mnie haha }
Do następnego!
Nikola

ProchloveDove le storie prendono vita. Scoprilo ora