Epilog Aktu II

364 17 20
                                    


*Dwa miesiące później*

•Mabel

Wyglądają słodko gdy śpią. Mały Victor i Viviene spokojnie leżeli w swoich łóżeczkach. Nie wiem kogo ciężej było od nich odkleić, Willa czy Dippera. Młody wujek naprawdę się wczuł w swoją rolę. Rozejrzałam się po pokoju. Na ścianach widniały namalowane przez nas drzewa. Na pierwszy rzut oka widać było które zrobił Will, a które my z Dipperem i Pacyfiką. Jego dzieła wydawały się poruszać wraz z szalejącym za oknem wiatrem. Za oknem zaczynało się ściemniać, czyste niebo przechodziło powoli w fiolet, a wraz z tamtym niebem zaczynało się zmieniać to nade mną. Białe obłoki robiły się ciemniejsze, a pomiędzy nimi zaczęły lśnić niewielkie srebrne gwiazdy. Ostatni raz spojrzałam na dzieci i ruszyłam w stronę drzwi. Na chwilę się przy nich zatrzymałam i zajrzałam do przylegającego pokoju, w którym siedziała dziewczyna o fioletowych włosach i długich szpiczastych uszach. Młoda kobieta uśmiechnęła się przyjaźnie znad czytanej książki. Victor przysłał ją, żeby wspomóc mnie w opiece nad dziećmi podczas przyjęcia. Wyszłam na korytarz i ruszyłam w stronę schodów. Po drodze zatrzymałam się przy lustrze. Ta sympatyczna brunetka w miętowo-zielonej koszuli nijak nie przypominała mnie z przed kilku lat. Niemal widziałam w odbiciu ten szyderczy uśmiech młodszej mnie. Ale tamta ja już odeszła. W ogrodzie już wszystko było prawie skończone. Victor z palcami ułożonymi w pistolety stał pośrodku ogrodu wydając z siebie głośne "PIU PIU PIU" (#NajlepszyPistoletEver). Przy każdym „wystrzale” z jego palców wylatywały niewielkie świetliste kule, przywierając do gałęzi, lub zawieszając się w powietrzu. Jego różowo-włosa pokojówką kilka metrów dalej ustawiała zastawę, co kilka chwil zerkając na demona. Will i Dipper właśnie skończyli ustawiać krzesła. Oczywiście za pomocą magii. Właśnie tutaj odbył się nasz ślub i tyle razy byłam świadkiem tych ich „treningów”. Po drugiej stronie nagle otworzył się lśniący szkarłatny portal. Mężczyzna który z niego wyszedł był mi dobrze znany. Czerwono-włosy pomógł nam kiedyś gdy Will został porwany przez Vaha. Tuż za nim pojawiła się niska dziewczyna o kruczoczarnych lokach. Miała na sobie czarno-białą sukienkę do kolan z falbankami. Przy postawnym demonie wydawała się drobna i bezbronna, choć podobno należą do jednego oddziału.

- Kill! Witaj chłopcze!- Victor podszedł do żołnierza i uściskał go serdecznie.- A to zapewne tajemnicza Stephanie Black. Miło mi panią poznać.

- Pana również. Wiele o panu słyszałam.

- Lucyfer prosił, aby przekazać, że niestety ich tu dzisiaj nie będzie.

- Nie martw się, pewnie Lilith ostro go ciśnie.

- Jakim cudem on z nią wytrzymuje, tego nie rozumiem. Ałł!

Dziewczyna wbiła Killowi obcas w stopę.

- Odwołuje to. To na pewno miłość.

- Hahaha dobra, to ja was dłużej nie zatrzymuje. Jeszcze zdążymy pogadać.

Wkrótce po nich pojawili się Bill z Mabel i dzieciakami. Dziewczyny ubrały się w bliźniaczo podobne sukienki, a Willy założył czarno-żółtą bluzę, pod którą miał czerwony T-shirt. Świetnie wyglądał w połączeniu z jego rudymi włosami. To chyba pierwszy raz, jak go widzę, bez tego skórzanego płaszcza. Ledwo zrobiłam krok w ich stronę, a Victor już był w połowie drogi.

- Bill!

Victor rzucił się ku nim, ale zatrzymał się w powietrzu.

- Ciebie też miło widzieć, dziadku.

Bill machnął palcem i demon w białym garniturze poleciał na żywopłot. Mabel uklękła przy nim podając mu rękę.

- Cześć Victor.

Rodzina CipherWhere stories live. Discover now