seven kisses

923 193 13
                                    

Jason,

   Chyba po prostu muszę Ci o tym powiedzieć (ewentualnie napisać).

   Znasz ten moment? Świat po deszczu, mokra trawa, kałuże i wilgoć, od której na pewno wykręcają się (nie)perfekcyjne włosy Heather? Ja znam, i taki właśnie był ten poranek.

   Siedziałam na szkolnych trybunach, z nogami wyciągniętymi przed siebie, ze słuchawkami w uszach, z Laną śpiewającą gdzieś w głowie, przyglądając się światowi po deszczu. Śliskiej murawie, na którą nikt nie odważył się tego dnia wejść, głębokim kałużom w dziurach płyt chodnikowych, słuchając dźwięku strumieni wody przepływających przez zardzewiałe rynny.

   Wtedy czyjeś duże dłonie zakryły mi oczy. Wyszarpałam słuchawki z uszu.

- Zgadnij, komu odwołali dzisiaj trening?

Uśmiechnęłam się.

- Carsonowi? - spytałam, a gdy zabrał ręce z moich oczu, już siedział tuż obok, ze swoim wielkim uśmiechem na twarzy.

   Carson był starszym bratem Heather, Twoim kumplem. Mulatem.

   Carson miał przycięte krótko, przy głowie, ciemne włosy, oczy koloru kawy, długie rzęsy. Rozbudowaną szczękę, pełne usta i szerokie ramiona.

   Carson był miły i uprzejmy, i sympatyczny, i bezinteresowny. Lojalny. Carson dobrze się uczył. Carson na przedramieniu miał wytatuowane imię swojej byłej.

Carson grał w futbol.

Zawsze fair.

- Czemu wagarujesz, Syd?

- Nie wagaruję - odparłam leniwie, opierając buty na krzesełku naprzeciw. - Po prostu nie mam fizy.

- Jasne - skwitował, wyciągając papierosa i mechanicznie rozglądając się wokół siebie. - A ja treningu.

   Zaśmiałam się. Siedzieliśmy tak w ciszy jeszcze sporo czasu. Może w ogóle nie powinniśmy się odzywać? Czy rozmawianie z byłą dziewczyną najlepszego przyjaciela było krępujące?

- Kurde, Sydney - wypuścił dym z ust i spojrzał wprost na mnie. - Nie pasuje mi to, że Jason spotyka się z moją siostrą. To jest obrzydliwe. Zajebiście obrzydliwe.

Jason, Jason, Jason...

   Wiesz, że ktokolwiek mówił o Tobie źle, używał Twojego pełnego imienia? Nigdy Jay. Tylko Jason. Zawsze Jason.

- Wiesz - kontynuował. - Oni się lubią i to jest w porządku, ale... - urwał, a potem spuścił wzrok i zacisnął powieki, jakby właśnie uświadomił sobie coś ważnego. - Ale chyba nie powinienem rozmawiać z tobą na temat Jasona.

   Oni się lubią. Ty i Heather się lubicie. Czy Heather pachnie jak wrzosy? Może jak cała pieprzona łąka wrzosów?

- Car - położyłam rękę na jego kolanie. - Możesz mówić o Jaso..., znaczy Jay'u, ile tylko chcesz, naprawdę. Jest twoim przyjacielem, tak?

- No tak. A my jesteśmy przyjaciółmi?

- Na to wygląda.

- A przyjaciele mogą chodzić razem do kina, Sydney?

   Później uśmiechnął się tak ładnie, że ze świata spłynęły wszystkie kolory, by skupić się tylko na JEGO uśmiechu. I ja też skupiłam się tylko na ustach, ułożonych na kształt TEGO uśmiechu.

   Nie wiem, czy to dobrze, Jay. Nie widzę Carsona w ten sposób, nie powinnam go zwodzić. Przecież on gra w futbol. Zawsze fair.

Tak czy tak, idę do kina z CARSONEM CARTEREM.

Byłbyś zazdrosny?

Pozdrawiam,
SYDNEY CARTER

a/n: co do Heather i zapachu wrzosu, „Heather" oznacza „wrzos" .
a ja lubię wrzos. i lawendę. i Carsona Cartera xx

a prawa autorskie do całej sprawy z Carsonem należą chyba do amyangel27 (mam nadzieję, że mogłam wykorzystać ten pomysł).

Sydney S. ✓Where stories live. Discover now