ROZDZIAŁ 1

629 23 0
                                    


  - Summer. - ktoś potrząsnął moim ramieniem. Otworzyłam oczy i spojrzałam zdezorientowana na mamę - Jesteśmy na miejscu, chodź. - uśmiechnęła się lekko, odchodząc od drzwi. - nie wygląda to źle. - powiedziała, odwracając się do mnie plecami.

Westchnęłam ciężko i wyczołgałam się z samochodu, stając na wprost ośrodka poprawczego. Faktycznie nie wygląda źle. Jest zadbany i wygląda jak niewielki zamek. Wszędzie były pozapalane światło, co dodało mu uroku. Spojrzałam w prawo, gdzie stała stara tabliczka z Napisem ''Witamy w Silent Hill''. Mogliby ją odnowić, wygląda przerażająco.
- Chodźmy. - poleciła kobieta, trzaskając drzwiami od samochodu.
Nabrałam głęboko powietrza do płuc i wzięłam od kobiety część toreb. Teraz ten zamek będzie moim nowym domem przez następne osiem miesięcy. Ostatni raz przeleciałam wzrokiem po otoczeniu i ruszyłam za kobietą. Nie wiem jakim cudem jestem w stanie jeszcze chodzić, bo w ogóle nie czuję nóg. Cała się trzęsę, ręce mi się pocą, a serce wali, jakby miało zaraz wyskoczyć z mojej piersi i uciec daleko stąd. O tak, ucieczka. Cholernie się boję. Jestem niewinna. Codziennie będę miała do czynienia z młodymi kryminalistami. Pójście do nowej szkoły może wydawać się straszne, ale nie straszniejsze niż to. Żeby wejść do środka, trzeba najpierw zadzwonić dzwonkiem i się przedstawić. Czy to aby na pewno zwykły poprawczak?
- Rita Powell - przedstawiła się moja rodzicielka. Po chwili nastąpił głośny brzdęk i drzwi otworzyły się automatycznie. Spojrzałam do góry, szukając jakiejkolwiek kamery, ale nic nie było. Weszłyśmy do środka i drzwi same się zamknęły.
- Dzień dobry, nazywam się Dylan Brown i jestem dyżurującym opiekunem dzisiaj. - przedstawił się chłopak. W tak młodym wieku pracować w takim miejscu jak to? A może wcale nie ma tyle lat na ile wygląda. Jest na pewno przystojny. Okej, może nie będzie tu tak źle, co?
- Przykro mi, ale musi się pani tutaj rozstać z córką. - dodał, patrząc na nas obydwie.
- Dlaczego nie mogę iść dalej? - spytała oburzona.
- Takie są zasady. - wzruszył ramionami. - Odwiedziny są co dwa tygodnie.
- Proszę zawołać dyrektora!
- Przykro mi, ale o tej godzinie są tylko opiekunowie.
- Mamo, dam sobie radę. - uśmiechnęłam się lekko do kobiety, kładąc dłoń na jej ramieniu. - Jedź do domu.
- To niedorzeczne, żeby rodzic nie mógł odprowadzić dziecka do pokoju!
- Mamo, jest dobrze. - uśmiechnęłam się. - zobaczymy się za dwa tygodnie. - powiedziałam przez łzy. Błagam, nie zostawiaj mnie tu.
- Dobrze. - westchnęła kobieta ze zrezygnowaniem. - Nie zostaniesz tu zbyt długo. - powiedziała, uśmiechając się lekko. - Kocham Cię. - pocałowała mnie w policzek, mocno ściskając.
- Ja Ciebie też. - odpowiedziałam.
- Do zobaczenia.
Skinęłam głową i odprowadziłam kobietę wzrokiem i wzięłam torby w ręce.
- Pierwszy raz w poprawczaku? - spytał chłopak, otwierając przede mną drzwi.
- Tak. - odpowiedziałam, przechodząc przez drzwi.
- Tu nie jest tak strasznie. - uśmiechnął się pocieszająco, prowadząc mnie przez długi korytarz. - Tu są wszystkie pokoje. Łącznie jest ich dwadzieścia, w każdym mieszkają po dwie osoby. Tobie się trafił pokój bez współlokatorki.
Czterdzieści osób, brzmi przerażająco.
- Śniadanie jest w głównej sali o 8 rano, postaraj się nie spóźnić. - puścił mi oczko.
- A gdzie jest ta sala?
- Tu zaraz w lewo. - kiwnął głową, na owy skręt. - To Twój pokój. - chłopak zatrzymał się przy drzwiach z numerem 24. - Po wyjściu z niego, lepiej zamykaj drzwi na klucz.
Skinęłam głową i weszłam do pokoju pierwsza, a za mną dyżurujący opiekun. W momencie, kiedy chciał zamknąć drzwi, ktoś włożył nogę w szparę.
- Summer! - uśmiechnął się szeroko wysoki chłopak, którego widzę pierwszy raz na oczy. Kim jest i skąd zna moje imię? - W końcu przyjechałaś. - podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. - jestem Justin. - wyszeptał mi do ucha. - Udawaj. - dodał, podnosząc mnie i okręcił się.
- Puść mnie już Justin. - próbowałam się zaśmiać, co prawie mi wyszło. Co tu jest grane? Jestem w pokoju z dwoma obcymi chłopakami.
- Justin, czy nie powinieneś być przypadkiem w swoim pokoju? - warknął Dylan, przywracając mnie do rzeczywistość.
- Chciałem się przywitać z moją przyjaciółką. - uśmiechnął się szyderczo chłopak, obejmując mnie w pasie. - Spokojnie, mogę jej opowiedzieć o tym idiotycznym regulaminie. Możesz wracać do siebie.
- Najpierw odprowadzę Ciebie do pokoju. - wycedził przez zaciśnięte zęby, coraz bardziej się denerwując. Po czyjej stronie powinnam być? Co tu jest grane do cholery?
- Myślę, że mam jeszcze dziesięć minut. - zaśmiał się chłopak. - Damy sobie radę, Dylan.
Opiekun spojrzał na mnie, następnie znów na Justina, po czym wyszedł, zostawiając klucz w drzwiach. Po wyjściu Dylana, Justin natychmiast zamknął drzwi i podszedł do mojego łóżka. Zrzucił z niego wszystko i odwrócił materac na drugą stronę.
- Co Ty wyprawiasz? - krzyknęłam, patrząc na poczynania chłopaka.
- Nie chcesz wiedzieć, co działo się na tym materacu. Pościel nie jest nawet wyprana. Przyniosę Ci koc, a to jutro zaniesiesz do pralni.
- Kim w ogóle jesteś? - spytałam, marszcząc brwi.
- Mieszkam naprzeciwko. - wzruszył ramionami, zwijając brudną pościel i rzucając ją w kąt.
- O co chodzi z Dylanem?
- Słuchaj. - podszedł do mnie, przeczesując dłonią włosy. Mówiłam, że Dylan jest przystojny? Cofam to, Justin jest przystojny. - Unikaj go jak tylko możesz. Jak będziesz szła spać, to zawsze stawiaj krzesło pod drzwiami. Nigdy nie zostawaj z nim sam na sam.
- Dlaczego? - zmarszczyłam brwi.
- Gdybym tu nie wszedł, już dawno by Cie pieprzył.
Patrzyłam zaszokowana na chłopaka. Nie minęła chwila, a łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Co tu się wyprawia? To miał być zwykły poprawczak.
- Cholera, przepraszam. - szepnął chłopak, obejmując mnie. - to Twój pierwszy raz, prawda?
- Tak. - pokiwałam głową.
- Za co tu jesteś? - spytał, siadając na moim łóżku.
- Narkotyki. - mruknęłam.
- Ćpasz? - zmarszczył brwi, patrząc na mnie nieco z obrzydzeniem.
- Nie. - pokręciłam głową. - moja przyjaciółka czasami załatwiała narkotyki chłopakom. Kiedy jechałyśmy dostarczyć towar, zatrzymała nas policja. Cynthhia miała już wyrok w zawieszeniu, więc ja schowałam narkotyki.
- To chyba najgłupsza rzecz jaką zrobiłaś. - pokręcił głową. - Ile dostałaś?
- Osiem miesięcy. - szepnęłam.
- Chcesz mi powiedzieć, że za zwykłą głupotę będziesz tu przez osiem miesięcy? - zaśmiał się chłopak, wstając.
- To moja przyjaciółka, zrobiłaby to samo dla mnie!
- Też miałem kiedyś przyjaciela. - zaśmiał się szatyn. - i spójrz gdzie jestem.
- Za co tu jesteś?
- Przyniosę Ci koc i będę się zmywał. - odchrząknął chłopak, łapiąc za klamkę.
- Okej. - mruknęłam, zwijając usta do środka. Jego wyrok, to chyba wrażliwy temat, a skoro dopiero co go poznałam i jako jedyny mi pomógł, to lepiej go nie dręczyć. Nie chcę tego spieprzyć. Po wyjściu chłopaka zaczęłam rozglądać się po pokoju. Ściany były beżowe, a na podłodze był fioletowy dywan. W całym pokoju znajduje się zwykłe łóżko, szafa pod ścianą i biurko bez krzesła, oraz jedno okno. Łazienka pewnie jest wspólna. Drzwi ponownie się otworzyły, a ja aż podskoczyłam z łóżka. Na szczęście to tylko Justin.
- Tu masz koc i poszewkę na poduszkę, tylko to mogę Ci dać.
- Dziękuję. - powiedziałam szczerze, biorąc od niego rzeczy.
- Dobranoc.
- Czekaj, to wszystko? - zmarszczyłam brwi.
- Tutaj każdy radzi sobie sam, już i tak zrobiłem dużo. - wzruszył ramionami i zamknął drzwi.
Czyli zostałam sama.

Silent Hill (Justin Bieber)Where stories live. Discover now