ROZDZIAŁ 11

535 31 6
                                    


Justin spojrzał na mnie marszcząc brwi. - Dlaczego?

- Muszę iść. - mruknęłam, wstając. - Pa. - pożegnałam się i po prostu wyszłam z pokoju chłopaka. 

- Summer! - usłyszawszy swoje imię, odwróciłam się, żeby zobaczyć, kto mnie woła. - Zaczekaj skarbie. - podeszła do mnie Debra, uśmiechając się ciepło. - Jak się czujesz? - spytała, gładząc ręką moje plecy. 

- Ok. - wzruszyłam ramionami. 

- Jeśli chcesz, dzisiaj możesz odpuścić sobie zajęcia. - spojrzała na mnie, marszcząc brwi. Pokiwałam głową i weszłam do mojego pokoju. Powiedziałam mojego? Nie do końca mojego, bo na ''moim'' łóżku właśnie leżał jakiś chłopak. 

- Ach, Ty jesteś Summer. - uśmiechnął się leniwie, lustrując mnie wzrokiem. 

- To moje łóżko. - mruknęłam, stawiając sobie krzesło pod oknem. 

- Naprawdę? Nie widzę tu Twojego imienia. - uśmiechnął się jeszcze szerzej, przewracając się na bok, by móc na mnie patrzeć. 

- To wciąż moje łóżko. -wzruszyłam ramionami, podkulając nogi i obejmując je ramionami. 

- Póki co ja na nim leżę. - prychnął. - I musisz się z tym pogodzić. - puścił mi oczko. - Spokojnie, będę delikatny w nocy. - zagryzł wargę, ponownie lustrując mnie wzrokiem. - Co masz na nadgarstkach? - zmarszczył brwi. 

Spojrzałam na moje ręce, na których były sińce po pasach. 

- Ktoś Cię związał? - zapytał, siadając na łóżku. 

Pokiwałam głową i wstałam z krzesła, stając do okna przodem. 

- Kto? - ponownie zapytał, stając obok mnie. 

- Lekarze 

- Co? 

- Jestem wariatką. - zachichotałam, odwracając się do chłopaka. - Cholerną wariatką. Wariaci są nieobliczalni, wiesz? - zaśmiałam się jeszcze głośniej. - Wiesz o czym teraz myślę? - Uniosłam brwi, widząc przerażoną twarz chłopaka. Nikt się nie zorientuje, że kłamię. - O tym, czy moi rodzice szybko spłonęli. - uśmiechnęłam się szeroko. - Na początku myśleli, ze ja też spłonęłam. - wzruszyłam ramionami, patrząc ponownie w okno. - A Ty? Szybko byś spłonął? - odwróciłam głowę w stronę chłopaka, uśmiechając się lekko. 

-Pierdolona psycholka. - sapnął i wyszedł z pokoju. 

Westchnęłam smutno i usiadłam na łóżko, które pachniało nowym chłopakiem. Łzy mimowolnie spływały po moich policzkach. Niech to się skończy. W mojej głowie...po prostu, ja nie wiem kim jestem. Złapałam się za głowę i zaczęłam kołysać do przodu i do tyłu. Cały czas piszczało mi w uszach. Ktoś zaczął pukać do moich drzwi co dodatkowo mnie drażniło. 

- Dajcie mi spokój - wrzasnęłam przez łzy. Pukanie ustąpiło, a zamiast tego, ktoś otworzył drzwi. Po chwili duże ramionami mnie objęły, a do nozdrzy doszedł zapach męskich perfum, który kojarzy mi się z bezpieczeństwem. 

- Shh, już jest dobrze. - szeptał Justin, głaszcząc mnie po plecach. 

- To jest takie głośne. - zawyłam, wciąż zasłaniając sobie uszy. 

- Co jest głośne? - spytał, odsuwając mnie od siebie kawałek. 

- Ten pisk..- powoli zdjęłam dłonie z głowy i zmarszczyłam brwi, ponieważ nic już nie słyszałam. 

- Jaki pisk? - przechylił głowę na bok i bacznie mi sie przyglądał. 

- Nic. - pokręciłam głową, ocierając mokre policzki. - Dlaczego przyszedłeś? 

- Słyszałem jak nowy opowiadał, że jesteś wariatką, która spaliła rodziców. 

- Nie chciał zejść z mojego łóżka. - mruknęłam, gładząc dłonią koc, który dostałam od Justina. - Właśnie! - podniosłam wzrok na zmartwionego szatyna. - Twój koc. Muszę Ci go oddać! 

Justin złapał za moją dłoń, którą chciałam ściągnąć koc i pokręcił głową. - Spokojnie. 

- Ale, musisz pod czymś spać. 

- Odkręciłem grzejnik, mamy ciepło w pokoju. - uśmiechnął się, wciąż trzymając moją dłoń. 

Zwinęłam usta do środka i spuściłam wzrok. Justin zrozumiał o co chodzi i puścił moją dłoń.

- Nie idziesz na zajęcia? - spytałam po chwili ciszy. 

- Wolę wiedzieć, że wszystko z Tobą w porządku. - odpowiedział. - Chyba, że mam już iść? - spytał, powoli wstając. 

- Nie. - pokręciłam głową, chwytając go za nadgarstek. - Możesz...- zagryzłam wargę. - po porostu zaczekać..chciałabym się zdrzemnąć. - mruknęłam, w końcu na niego spoglądając. - Nie wiem kiedy on wróci. 

Szatyn zacisnął szczękę słysząc ''ON'' i ponownie usiadł. 


Justin *POV

Usiadłem na łóżku i posłałem dziewczynie lekki uśmiech. - w porządku.- kiwnąłem głową. Blondynka powoli się osunęła i przykryła kocem, obracając do mnie przodem. 

- Dlaczego interesujesz się mną? - spytała, przygryzając wargę. 

Przełknąłem ślinę i chwilę się zastanowiłem. W zasadzie to sam nie wiem dlaczego. Po prostu coś kazało mi wejść do jej pokoju i uchronić ją przed Dylanem. Okazała się być mądrą dziewczyną, jest zupełnie inna niże tutejsze osadzone. 

- Po prostu. - westchnąłem, wzruszając ramionami. 

- Dziękuję. - uśmiechnęła się lekko.

- Nie ma za co. - skinąłem głową. 

- Dlaczego tu trafiłeś? 

Chrząknąłem, spinając się. Nienawidzę tego tematu, a wiem, że jeśli Summer dowie się za co tu jestem, zupełnie zmieni swoje nastawienie do mnie. 

- Może kiedyś Ci o tym powiem.  - westchnąłem, wplatając palce w jej włosy. 

- Zrobiłeś coś złego. - szepnęła, przymykając oczy. 

Nie odezwałem się, po prostu głaskałem ją po głowie, żeby zasnęła. Mam ogromną ochotę opiekowania się tą dziewczyną. Jest tak drobna, tak niewinna. Z pewnością nie zasługuje na pobyt tutaj. Pokręciłem głową i spojrzałem na dziewczynę, którą pochłoną już sen. Uśmiechnąłem się lekko i bacznie przyglądałem jej twarzy. Długie rzęsy, mały nosek, pulchne usta, delikatnie zarysowana szczęka. Jest piękna, to prawda, ale z pewnością nie dla mnie. Po odsiedzeniu tutaj wyroku, nie wyjdę na wolność jak Summer, czy Kevin, albo reszta. Ja trafię do więzienia. Tam trafiają źli ludzie, tacy jak ja. 


Nie podoba mi się ten rozdział. Przepraszam. 

WEEESOOOOŁYCH ŚWIĄT :* 

Silent Hill (Justin Bieber)Where stories live. Discover now