Rozdział 1

1.8K 60 0
                                    

                            Ivaley
Boję się. Naprawdę się boję. Sęk w tym, że większość ludzi, kiedy się boi, raczej chce się tego uczucia pozbyć. Ja nie. Strach przed czymś, tak błahym, jak zmiana miasta, wydaje się być niczym przy wydarzeniach z ostatnich paru miesięcy wyjętych z mojego życia. Mój mózg ogarnięty wszechobecną paranoją i desperackim pragnieniem ucieczki, czuje ulgę, kiedy może odczuwać tylko i wyłącznie strach. Moje powieki robią się ciężkie. Zapadam w sen...
                 *Następnego dnia*
Zaraz się zrzygam. Stoję przed metalowymi drzwiami liceum i boję się je autentycznie otworzyć. "Weź się w garść"- Mruczę do siebie. Klucz do sukcesu to pewność siebie. Układam, więc włosy, poprawiam buty, a na twarzy maluję wyraz pewności, ale i uprzejmości, przecież chcę, żeby mnie polubili. Waham się przez chwilę, po czym z najlepszą siłą, jaką mnie stać w tym momencie, popycham drzwi. Kroczę korytarzem i widzę, jak obracają się za mną spojrzenia. "Doskonale"- Myślę. Nie mam pojęcia skąd nauczyłam się strategi i manipulacji. Nikt z mojej rodziny, taki nie był. Idę dalej, aż w końcu mój wzrok przyciąga grupka dziewczyn w kącie. Blondynka i dwie brunetki. Gapią się na mnie, ale i również rozmawiają między sobą, prawdopodobnie o mnie, jestem nowa, to naturalne. Postanawiam, że po prostu stanę z miną wyrażającą uprzejme oczekiwanie. Zakładam, że któraś z nich w końcu podejdzie. Nie mylę się, bo dosłownie po kilku sekundach swoje kroki kieruje w moją stronę, zauważona przeze mnie wcześniej, blondynka.
-Cześć, jestem Caroline. -Przedstawia się i wyciąga dłoń.
-Ivaley.- Rzucam krótko i odwzajemniam uścisk dłoni.
-Przedstawię Ci moje przyjaciółki.- Mowi Caroline i ciągnąc mnie za rękę doprowadza do szafek, gdzie stoją owe dwie brunetki.
-Elena. -Przedstawia się pierwsza, ze słodkim uśmiechem. Obstawiam, że to ta miła i pokorna w paczce.
-Bonnie.- Mówi druga, jednak zachowując bardziej chłodny ton.
-Jestem Ivaley i wygląda na to, że będę chodzić z Wami do klasy.- Śmieję się.
"O, cholera, nawet śmiech ma ładny".- Mówi Bonnie. Nie, chwila. Nie porusza ustami. Jakim cudem usłyszałam to, co ta dziewczyna wypowiedziała w myślach? Dobra, nieważne, pewnie wymruczała to pod nosem. Po korytarzu rozlega się donośny dźwięk dzwonka. Dziewczyny prowadzą mnie do klasy, a ja zajmuje wolne miejsce obok Eleny. Uspokajam się powoli i wbijam wzrok w tablicę. Mija około 15 minut lekcji, aż drzwi otwierają się z hukiem, a do klasy wpada on. Nie jestem pewna, czy teraz zemdleję, czy od razu skoczę mu do gardła i wydrapię gałki oczne. Wszędzie rozpoznam ten prosty nos i szare oczy. Stefan Salvatore. Mój problem,przed którym uciekałam ostatnie parę mięsiecy. Z wymienionych wyżej opcji, chyba jednak zwycięży ta pierwsza.
-Słabo mi...-Zdążam tylko wychrypieć, po czym wybiegam z sali i kieruję się prosto do drzwi, które zakładam, że prowadzą prosto do toalety. Mam rację. Dławiąc się własnym niedowierzaniem dobiegam do muszli klozetowej i wymiotuję. Pierwszą osobą, która za mną wbiega jest Elena, która musiała pierwsza zauważyć moją reakcję. Opanowuję się, więc i pytam się, uprzedzając formułkę: "Co się stało?":
-Kim jest ten chłopak?
Taa, zupełnie jakbym nie wiedziała.
- To Stefan Salvatore.
Wiem.
-Przyjaźnicie się?- Pytam drżącym głosem oczekując odpowiedzi.
- To mój były chłopak.
Zamieram.
-Jak długo byliście razem?- Głos drży mi jeszcze bardziej.
Zanim uzyskuję odpowiedź do toalety wpada Caroline i Bonnie.
-Około roku.
W tym momencie, coś we mnie wybucha.
- Czyli wiesz.
- Co?
- A no, tak pewnie ciebie też przemienił. Wieczna miłość itd.
W tym momencie skaczę ku niej i wyskrobuję z tylnej kieszeni jeansów listek werbeny.
-Daj rękę.- Mówię patrząc jej w oczy.
Niepewnie wyciąga dłoń. Przykładam liść do jej skóry, lecz nic się nie dzieje.
- Czyli, jednak nie. Nie jesteś wampirem.
Dziewczyny nie wyglądają na zszokowane, co tylko wykazuje, że są obeznane w temacie.
- Czy, któraś z was jest?- Pytam chłodnym, wyrachowanym tonem.
Po chwili ciszy Caroline unosi rękę.
- Czy, wiecie, co ten człowiek.. To coś mi zrobiło?!
Przerażone, kręcą głowami.
-Tego lata, pod moim domem zjawili się Stefan i jeszcze jakiś inny mężczyzna. Ten drugi kazał mu wywabić moją rodzinę z budynku, a następnie zabić ich wszystkich. Wróciłam do domu i zobaczyłam truchła leżące na ziemi, a w środku nich jego. Stefan ubabrany krwią mojej rodziny, stał po środku i wyglądał, tak jakby był całkiem z siebie zadowolony. Rzuciłam się na niego, ale tchórz zwiał. Kiedy płakałam nad zmarłymi, zjawił się inny mężczyzna. Przedstawił się, jako Damon Salvatore i powiedział mi, że osoba, która to zrobiła to Stefan - jego brat. Powiedział, że chce mi pomóc, po czym chcąc mnie zahipnotyzować, kazał mi zapomnieć, co się tu wydarzyło i opuścić miasto. Nie wiedział, że jakimś cudem, nie mam pojęcia jak, wampiry nie są w stanie mnie zahipnotyzować. Dostałam obsesji i zaczęłam desperacko szukać informacji o braciach Salvatore. Chciałam zemsty. W końcu zdałam sobie sprawę, że nie ma to sensu, bo i, tak nigdy ich nie wytropię. Uciekłam z miasta i przeprowadziłam się tu- do Mystic Falls, w nadzieji, że ucieknę od swoich problemów. Jak widać- bezskutecznie.
Zapadła cisza.
Po chwili odezwała się Caroline:
-Damon namieszał, Damon to teraz naprawi.
-On też tu jest? - Ożywiam się.
Bonnie kiwa głową.
Odchylam swoją zapłakaną twarz do tyłu i chłodnym, stanowczym tonem mówię to, czego w tej chwili jestem chyba najbardziej pewna:
- Zaprowadźcie mnie do Damona Salvatore.

Pamiętniki Wampirów: Zawsze będę walczyćWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu